Oczami Naru…
Delikatnie poruszenie obok mnie wyrwało mnie ze snu. Oszołomiony
rozejrzałem się po zalanym szarym blaskiem pokoju. Znowu ktoś się poruszył
niespokojnie wtulając w mój bok. Zdumiony rozpoznałem Kloe. Dopiero po chwili
przypomniałem sobie jak zasnęliśmy obok siebie. Powoli się podniosłem tak by
jej nie obudzić, po czym rozejrzałem się za telefonem. Odnalazłem go na stoliku
stojącym obok łóżka. Sprawdziłem godzinę 6:05. Przez chwilę nadal otępiały
przez sen myślałem, że chodzi o 6 wieczór jednak data wskazywała, co innego. Z
westchnieniem opadłem na poduszkę. Właśnie przeczesywałem dłonią włosy, gdy z
niesmakiem zdałem sobie sprawę z tego, że spałem w ubraniu. Zirytowany
wygramoliłem się z łóżka podziwiając zagniecenia na koszulce.
Z pomrukiem nie zadowolenia wszedłem do łazienki. Pozbyłem się
szybko ubrania i czym prędzej weszłem pod lodowaty strumień wody. Pozwoliłem by
zimne krople masowały moje ramiona w przyjemny sposób przez kilka minut
jednocześnie rozmyślając.
Dziś sobota. Wieczorem impreza u Sasuke. Jak mi się nie chce iść… Ale muszę się zmobilizować. Neji i
Sakura na mnie liczą. Oby wszystko się udało. Jeszcze tydzień i nie odstąpiłbym
jej nikomu.
Wylałem trochę szamponu na rękę, po czym zanurzyłem ją we włosach
nadal pogrążony w myślach.
Dużo łatwiej było by mi tu gdyby byli Saso i
Dii, albo chociaż Lisa. Potrzebuje kogoś zaufanego, bo nie wyrobię. Same nie
wiadome.
Wyszedłem spod prysznica owijając ręcznik wokół bioder. Nieśpiesznie
spojrzałem w lustro.
- I co się gapisz?- warknąłem.
Z roztargnieniem chwyciłem za szczoteczkę by umyć zęby amoje myśli
gnały dalej.
Tylko, że tu nie mam nikogo. Z kim mógłbym
pogadać o moich frustracjach? Z kim siedział godzinami milcząc? Kto pozwoliłby
mi wpakować si ędo swojego łóżka w środku nocy i przytulić? W kim miałbym
oparcie?
W garderobie odnalazłem czarny dres i
dużą bluzę z kapturem. Nie kłopotałem się szukaniem koszulki, założyłem ją na
nagie ciało. Wszedłem do pokoju. Klo nadal smacznie spała wtulona w poduszkę.
Wygląda jak aniołek… 7 co ja będę robił?
Pod wpływem impulsu złapałem gitarę i wyszedłem na balkon. Zamknąłem
drzwi by nie obudzić siostry i rozsiadłem się wygodnie w hamaku.
- Czas się odwdzięczyć- uśmiechnąłem się zerkając w okno naprzeciw.
Po namyśle spod moich palców popłynęły pierwsze nuty „Moondance” Nightwish.
Wsłuchiwałem się we własną grę coraz bardziej się zatracając. Następnym utworem
był „Battlefield” Vanilla Ninja. Z rozmarzeniem przechodziłem z jednej melodii do
innej, zachwycając się jej dźwiękiem. Zatraciłem się całkowicie. Z tego obłędu wyrwało
mnie głośne burczenie mojego brzucha. Zdziwiony zaprzestałem gry i wyprostowałem się. Burczenie powtórzyło z
westchnieniem wstałem i przeciągnąłem się. Kiedy znalazłem się na powrót w
pokoju zauważyłem, że Kloe nadal śpi. Zaintrygowany odstawiłem gitarę i podszedłem
do łóżka, obok którego leżał mój telefon. Ciekawie zerknąłem na zegarek 9:49.
Usiadłem na łóżku, po czym podjąłem próbę obudzenia śpiącej królewny.
- Klo, wstawaj- zero reakcji.- No już, bo Aru wszystko zje… Klo,
bądź grzeczna i obudź się… A chciałem być miły…
Ze zbolałą miną odsunąłem kołdrę na bok, by następnie z grymasem
na twarzy położyłem jej dłonie na nagim brzuchu, a muszę przyznać, że były
lodowate. Klo zmarszczyła śmiesznie nosek i spróbowała odsunąć się od przyczyny
chłodu, na co jej nie pozwoliłem. Poruszałem delikatnie palcami wywołując u niej
skurcz mięśni. Powieki jej drgnęły, by po chwili ukazać światu ciemnozielone
przysłonięte mgiełką senności oczka, które odziedziczyła po swojej mamie.
- Dzień dobry, księżniczko- uśmiechnąłem się do niej.
- Dobry- wymamrotała ziewając, po czym rozejrzała się po pokoju
zdezorientowana.
- Już rano- wyjaśniłem.- Czas na śniadanie.
Kiwnęła powoli głową, by po chwili z ociąganiem wstać z łóżka i
skierować się do drzwi. Ciepły uśmiech rozjaśnił moja twarz. Po chwili refleksji
i upomnieniu, jaki zafundował mi mój żołądek zszedłem na dół. W salonie mignęła mi
jasna czupryna taty pochylonego nad jakimiś dokumentami.
W kuchni nikogo nie było z rezygnacją wstawiłem wodę i do dwóch
kubków wsypałem kawę. Czekając aż się woda zagotuję zrobiłem sobie kanapki. Napełniłem
żołądek, zaparzyłem kawę i z dwoma kubkami udałem się do salonu. Jeden
aromatyczny napój postawiłem na stoliku przed tatą, który drgnął wyrywając się
z zamyślenia.
- Dzięki- uśmiechnął się.
- Nie ma, za co- odparłem, po czym usadowiłem się wygodnie w fotelu.-
Co przeglądasz?
- Notatki do nowej książki.
- O! O czym będzie?- zainteresowałem się.
- Jeszcze nie wiem- skrzywił się.
- Buu.
Patrzyłem jak przerzuca różne kartki, coś na nich notuje lub przekreśla.
Po kilku minutach znudziło mi się to siedzenie. Powlokłem się do kuchni.
Zajrzałem do lodówki, po czym wyciągnąłem truskawki i jogurt naturalny. Jeszcze
chwile rozglądałem się za blenderem. Kilka minut później wlekłem się schodami
do swojego pokoju z dużą szklanką jogurtu. W westchnieniem usiadłem przy komputerze.
Nie miałem nowych wiadomości, więc zacząłem w googlach co ciekawsze blogi.
Cuż jestem nałogowcem, jeśli chodzi o czytanie. Czytam wszystko, co
wpadnie mi w ręce od ckliwych romansów po pełne przygód fantasy.
Moją uwagę przykuła recenzja „Naznaczonej”. Akademia wampirów.
Przyjemny dreszcz zawładną na chwilę moim ciałem. Szybko przeczytałem i z
zadowoleniem wszedłem do internetowej biblioteki, na której bywałam częstym bywalcem,
po czym zanurzyłem się lekturze.
Mój stan zawieszenia został, po jakim czasie przerwany przez Aru,
który bez pukania wparował do mojego pokoju.
- Puka się- warknąłem odrywając się od czytanego tekstu.
- Przesyłka do ciebie- zignorował moje słowa.
- Przesyłka?- zapytałem mało inteligentnie.
- Aha.
Zaciekawiony odszedłem od komputera i powoli zszedłem na dół, gdzie
zobaczyłem jak mama rozmawia z jakąś obcą kobietą. Zatrzymałem się na chwilę by
się jej lepiej przyjrzeć. Była szczupła a wyprostowana postawa sprawiła, że
wyglądała na wysoką. Szczerze była mojego wzrostu. Przyjrzałem się jej krótkim
ciemnym włosom o dziwnym niebiesko-fioletowym połysku. Stała do mnie bokiem, więc
nie mogłem ocenić jej twarzy.
Z westchnieniem stoczyłem się na dół i wydukałem: „dzień dobry”
Kobieta przerwała w połowie zdania i spojrzała na mnie. Jej niebieskie
oczy świdrowały mnie na wylot a na ustach błąkał się delikatny uwodzicielski
uśmieszek. Kimkolwiek była, była piękna.
Moją uwagę przykuł kolczyk na jej brodzi, przez co poczułem, że ją
skądś znam.
- Ty jesteś Naruto?- odezwała się cichym i miłym dla ucha głosem.
- Tak…- delikatnie się zająknąłem, przez co zrobiło mi się
potwornie wstyd.
- Jestem, Konan- wyciągnęła do mnie rękę a ja pośpiesznie ją uścisnąłem.-
Sasori prosił bym ci to oddała do rąk własnych.
Podała mi czarną kopertę,
- Eee, dzięki- znowu się zająknąłem, na co ona zachichotała.
- Dii nie kłamał mówiąc, że jesteś słodki- oznajmiła nagle a ja
poczułem się kompletnie zdezorientowany.- Nie rób takiej miny. Znam tych dwóch od
dawna i często o tobie mówią. Byłam naprawdę ciekawa, jaki jesteś.
- Aha. Konan- powtórzyłem.- Saso coś kiedyś mi wspominał.
Uśmiechnęła się promienie a mi automatycznie przypomniało się
zdjęcie z jednej z sesji Sasoriego.
- Może się czegoś napijesz?- zaproponowałem nagle.
- Z przyjemnością- ucieszyła się.- Tak mi się nie chce wracać do
pustego mieszkania, że aż szok.
- Och- wyrwało mi się.
- No, ale niedługo wracają moi chłopcy, więc nie jest źle.
Starałem się opanować zdumienie, ale musiałem mieć, zdezorientowaną
minę, bo znowu zachichotała. Pierwszy raz się czułem tak skrępowany i
zawstydzony. Nikt wcześniej nie wprawiał mnie w takie zakłopotanie i przy
okazji sprawiał, że zapominam języka w gębie. Mama pożegnała się z gościem i
umknęła do swojej sypialni. Jakoś blado wyglądała.
Poprowadziłem Konan do kuchni gdzie poczuła się od razu jaku
siebie i zajęła jedno z wysokich krzeseł przy barku.
- Kawa, herbata, sok?- wyrecytowałem.
- Kawa- odparła, przyglądając się mi jak wyciągam filiżanki.
Po kilku minutach nie przerywanej ciszy, w czasie, których cały
czas mnie obserwowała, postawiłem filiżankę z gorącym naparem przed gościem.
- Nie jesteś ciekawy?- zapytała nagle.
- He?- wyrwało mi się.
- No tego, co jest w kopercie.
- Nie specjalnie- na mojej twarzy pojawił się grymas.- Nie lubię
niespodzianek, które robią dla mnie ci dwaj.
- Myślałam, że jesteś bardziej odważny- prowokowała mnie.
- Nie chodzi o odwagę- westchnąłem.- Jestem tylko ostrożny.
Skwitowała to uśmiechem a ja z ciężkim sercem chwyciłem kopertę i
powoli ją otworzyłem. Na blat stołu wysypały się dwa kawałki papieru, które okazały
się biletami. Zaciekawiony chwyciłem jeden, by jak najszybciej odczytać to, co
jest na nim napisane.
Pokaz dzieł sztuki
twórczości: Yahiko i Konan oraz koncert The Gazette. 08.04.2011. o godzinie 14.00 Center Holl, Bilet VIP 4 osobowy.
- To jutro..- mruknąłem.- Sztuka… Konan…
Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na uśmiechniętą kobietę.
- Będzie mi bardzo miło jak przyjdziesz z przyjaciółmi- oznajmiła.-
I z dziewczyną.
- Nie mam dziewczyny- zaprzeczyłem.
- Saso mówił, że jakąś już znalazłeś.
- Sakura- uśmiechnąłem się smutno.- Problem w tym, że ona jest
zainteresowana moim przyjacielem z dzieciństwa.
- No i co z tego?- zapytała a ja pokrótce wyjaśniłem jej wszystko.
Uśmiechnęła się ponuro.
- Zamierzasz ją oddać?
- Tak będzie lepiej. Muszę tylko wymyślić pretekst do zerwania.
- Pomogę ci- uśmiechnęła się w bardzo uwodzicielski sposób.- Więc,
o której ta impreza?
- Jeszcze nie wiem- odwzajemniłem uśmiech.- Ale pasuje się spóźnić
w wielkim stylu.
Zachichotała.
- Więc- zerknęła na lewy nadgarstek, na którym lśnił złoty zegarek.-
O 20.
- Ok.
Wstała i skierowała się do drzwi.
- Dajmy czadu- mrugnęła do mnie.
- I rozkręćmy tą imprezę- moją twarz ozdobił wredny uśmiech.
Konan wyszła a ja ruszyłem do pokoju by się przyszykować. Miałem
przecież tylko trzy godziny.
***
Oczami Sasuke.
Gwałtownie usiadłem na łóżku wyrwany ze snu. Rozejrzałem się zaspany
po pokoju w poszukiwaniu źródła dźwięku, który wyrwał mnie z słodkich objęć
Morfeusza. Z ociąganiem wstałem z łóżka a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Zirytowany
chwyciłem szlafrok i szczelnie się nim okryłem, po czym powoli podszedłem do
drzwi święcie przekonany, że pobudkę zawdzięczam mojemu kochanemu braciszkowi.
Ze zdziwieniem odkryłem, że oddaliłem się od przyczyny mojej pobudki. Z
westchnieniem zawróciłem w stronę balkonu. Uchyliłem delikatnie firankę i
wyjrzałem na dom sąsiada. Najpierw niezbyt wyraźnie moje oczy zarejestrowały
kogoś na balkonie, więc przetarłem je zniecierpliwionym ruchem dłoni. Kiedy już
rozpoznałem w tej grającej osobie Naruto, poczułem jak moja szczęka opada ze
zdumienia.
To nie były przechwałki ze strony Nejiego o
tym, że ten głupek jest dobry. Był nawet lepszy. Był profesjonalny.
Cała złość ze mnie wyparowała a senność odeszła w zapomnienie.
Słuchałem jak zaczarowany wlepiając w niego wzrok. Kiedy przyzwyczaiłem się do
jego gry postanowiłem przyjrzeć się lepiej jego osobie. Jakimś sposobem zawsze
wyglądał świetnie, a jego styl zaskakiwał różnorodnością strojów. Wyluzowana
poza i pewne siebie ruchy. Zazdrościłem mu tego jak diabli. Nie dość, że
świetnie we wszystkim wyglądał i przyciągał spojrzenia ludzi to w dodatku
zachowywał się jakby to robił od niechcenia.
Zmarszczyłem niezadowolony brwi. Znowu nawiedziła mnie chęć by
dowiedzieć się kim ten facet naprawdę jest. Sakura mówiła o nim mało, co było
dla mnie dziwne biorąc pod uwagę, że są parą. Para..
Szczerze nie widziałem żeby się jakoś
specjalnie obściskiwali czy coś. Zawsze coś sobie szepczą, o czym dyskutują. Po
za lekkim muśnięciem w policzek nie widziałem cieplejszych gestów a to było
dziwne.
Potarłem zamyślony wskazującym palcem dolną wargę. Miałem
przeczucie, że tych dwoje coś kombinuje, ale nie mogłem być, co to tego pewny.
Zresztą Sakura by mi powiedziała. Zawsze mi o wszystkim mówi. No i od zawsze podkochiwała
się w Nejim.
- Coś tu nie gra- mruknąłem do siebie.
Z rozmyślań wyrwało mnie głośne pukanie. Zanim zdążyłem dać pozwolenie
albo wysłać tego kogoś do diabła w drzwiach stanęło małe rudowłose tornado pod
postacią Tayuyi.
- O już nie śpisz?- ucieszyła się.- To świetnie. Za pięć minut
widzę cię na dole.
I już jej nie było. Z rezygnacją spojrzałem na ciągle grającego
Naruto. Rozmyślania o nim i Saku musiałem pozostawić na później. Tayu nie da mi
żyć przez najbliższe kilka godzin. Wczoraj zaplanowała z dziewczynami całą
imprezę ale od brudnej roboty mieli być faceci. Jak zawsze.
- Cztery minuty!- usłyszałem jej głos z dołu.
Westchnąłem cierpiętniczo i złapałem pierwsze lepsze jeansy. Przebierając
się omal nie wyrżnąłem orła no, ale jak człowiek się spieszy..
- Sasuke! Jeśli w tej chwili nie przyjdziesz do salonu to powiem
Tachiemu, co zrobiłeś z jego książką.
Czułem jak z mojej twarzy odpływa cała krew. Nie zważając na to,
że nie mam na stopach skarpetek, czym prędzej zbiegłem po schodach.
- Jestem- wysapałem.
- Widzę- prychnęła oceniając mój wygląd.- Wyglądasz okropnie.
Skrzywiłem się delikatnie, ale nic nie odparłem, bo miała rację.
- No dobra- odwróciła się do mnie tyłem.- Trzeba poprzesuwać te
meble. ITACHI!
Uuu. Znam ten ton. Tylko patrzyć jak mój zazwyczaj olewający wszystko
i wszystkich brat pojawia się w drzwiach. No proszę jest.
- Wołałaś?- zapytał umazany jakimś smarem.
- Pomóż Sasu z tymi meblami.
- Trochę później- odparł obojętnie.- Muszę to diabelstwo uruchomić.
- Za pół godziny przyjdą TenTen i Sakura do pomocy a ja nawet nie
zaczęłam- niemal warknęła.
- Wyluzuj słońce. To nie bal tylko zwykła impreza.
Przezornie zacząłem się wycofywać. Biedny Ita.
- Zwykła impreza? Czy ja się przesłyszałam? ZWYKŁA IMPREZA?!
Wymknąłem się z salonu niezauważony.
- JA CI DAM WYLUZUJ! TY GŁUPI HIPOKRYTO!
- Tylko spokojnie Tayu.
- Spokojnie? Ależ ja jestem spokojna!
Czasami nie mogę uwierzyć, że oni chcą się pobrać. To takie dziwne.
Westchnąłem i odszukałem w kieszeni komórkę. Po chwili zastanowienia wybrałem
numer Kiby. Po kilku sygnałach usłyszałem jego zaspany głos.
- Czego…
- Też się cieszę że cię słyszę- burknąłem z wesołą miną.
- Taa- ziewnął.- Więc czego?
- Wstawaj i przywlecz tu swoje cztery litery.
- Ja chce spać- znowu ziewnięcie.- Gadałem z Hiną do późna i teraz
jestem padnięty.
- Oj, chodź- namawiałem.
- Zadzwoń do Garry.
- Robi się- na moich ustach pojawił się uśmieszek.- Narka.
- Baj.
Czyli Kibuś przyjdzie tu za jakieś półgodziny o ile Garra zechce
go podrzucić. Odnalazłem numer do mojego przyjaciela i zacząłem pisać
wiadomość. Tylko raz odważyłem się zadzwonić do niego z samego rana a później
bardzo tego żałowałem. Garra jest nie obliczalny i nigdy nie wiadomo, co może
mu przyjść do głowy.
Do kuchni wkroczył mój brat a jego mina była delikatnie mówiąc nie
wesoła. Uniosłem braw w niemym pytaniu, przez co spiorunował mnie wzrokiem.
- Młody posłuchaj mojej rady: nie zakochuj się.
- Nie zamierzam, na razie.
Teraz to on uniósł brew.
- Zobaczymy.
- Gdzie Tayu?- zapytałem.
- Gada przez telefon- skrzywił się- z Lokim.
- Uuuuuu- wyrwało mi się.
Ita prychnął tylko i osunął się na krzesło. Cisz przedłużała się,
ale nam to nie przeszkadzało. Rozumieliśmy się bez słów. Zresztą nie było potrzeby
drążyć tematu a mówiąc szczerze Ita się jeszcze bardziej wścieknie. Nienawidził
Lokiego najbardziej na świecie. Nie tylko za to, że przystawiał się do jego
narzeczonej, ale i z innych powodów, takich, że Tayu go lubiła, a to było
ciosem po niżej pasa dla mojego brata.
Przyglądałem się jak tępo wpatruje się w sufit. Żałowałem, że nie
potrafię go pocieszyć a zdawałam sobie sprawę, że banalne: „Nie łam się stary”
sprawi mu większą przykrość.
Niespodziewanie mój telefon wygrał melodyjkę z Bigbang. To Garra
właśnie mi odpisał.
Jasne za chwilę. No, może dwie. O ile Kiba wstał… xd
Uśmiechnąłem się.
- Chłopaki meble!- wściekły głos Tayuyi doleciał do nas z salonu.
Ita wstał niechętnie coś mówiąc pod nosem, ale grzecznie poszedł
zrobić to, o co go proszono. Ja natomiast nie mając wielkiego wyboru powlokłem
się za nim.
- Przenieście kanapy pod tamtą ścianę- wydała rozkaz moja przyszła
szwagierka.
Bez słowa wypełniliśmy jej prośbę a ona w tym czasie zajęła się
donicą z palmą. Pracowaliśmy w napiętej atmosferze od czasu do czasu
wymieniając luźne uwagi. Czułem się coraz bardziej zakłopotany, przez co
chciałem jak najszybciej się stąd zmyć. Wybawił mnie dzwonek do drzwi.
- Otworzę- rzuciłem szybko i już mnie nie było.
- Nareszcie- rzuciłem do chłopaków jak tylko ich zobaczyłem.
- Też tęskniłem- uśmiechnął się do mnie Garra a Kiba poczęstował
nas głośnym ziewnięciem.
- Nie tak bardzo jak ja- zironizowałem, lecz po chwili spoważniałem
i ostrzegłem ich.- Tayu i Ita mają spięcie, więc w razie, czego wiejemy.
Garra przewrócił tylko oczami.
- Przyzwyczaj się- posłał mi wredny uśmieszek.- W związku już tak
jest.
- Mój będzie inny- zapewniłem.
- Jasne- klepnął mnie w plecy.
- Na pewno.
- Wątpię- skomentował Kiba.
Zirytowany prychnąłem. W salonie Itachi właśnie podłączał jakieś
neony. Inuzaka czym prędzej pośpieszył mu do pomocy a ja i Garra pod wodzą Tayu
wybyliśmy do kuchni gdzie czekało na nas mnóstwo przekąsek. Niestety nie
mogliśmy ich zjeść, a po minie Garry widziałem, że ma na nie taką samą ochotę
jak i ja. Kursowaliśmy, więc ponad godzinę między salonem a kuchnią, kiedy
wybuchła znowu mała sprzeczka.
- Itachi mówiłam ci żebyś je zawiesił a nie zostawił na podłodze- warknęła
Tayuya.
- I bez twojego ględzenia cholernie trudno to podłączyć- odwarknął
stając z założonymi rękami na piersi.
- Ktoś musi koordynować waszą pracę- syknęła.- I mimo moich uwag i
zaleceń idzie okropnie.
- Bo jesteś kiepską koordynatorką- odciął się.
Twarz, Tayu najpierw zbladła, po czym pokryła się rumieńcem gniewu,
oczy zaś ciskał błyskawice.
- Masz jakiś problem?- zapytała nienaturalnie spokojnym głosem.
- Wcale!- wydarł się mój brat.- Nie chwileczkę… Tak. Ty jesteś
moim problemem! Mam już dosyć. Słyszysz?!
- Niby, czego masz dosyć, skarbie?- zaszydziła.
- Nie udawaj głupiej!- krzyknął a ja odruchowo zrobiłem krok do
tyłu, by być bliżej wyjścia.
- Więc mnie oświeć!- odkrzyknęła.
Itachi zacisnął dłoń w pięść, by następnie ku naszemu przerażeniu
rąbnąć nią z całej siły w półkę, obok której stał. Nieszczęsny mebel przewrócił
się z hukiem a przedmioty, które na nim stały posypały się po podłodze. Z dłoni
Ity zaczęła kapać krew.
- Byłem dość cierpliwy- wycedził przez zęby.- Tolerowałem każdy
twój wybryk. Ale nie ścierpię, że rozmawiasz z tym gnojem o nas!
Po tych słowach minął oszołomioną Tayuyę i wypadł z salonu, po
chwili słyszeliśmy trzaśnięcie frontowych drzwi. Spojrzałem na narzeczoną brata
i zrobiło mi się przykro. Oczy miała szeroko otwarte a po policzkach spływały
łzy usta zaś mówiły cicho w kółko jedno zdanie:
- To nie tak…
Obok mnie Garra poruszył się niespokojnie, po czym podszedł do
niej i objął ją.
- Ciiii- szepnął.- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze.
- To nie taaakkk- rozszlochała się pozwalając by ją delikatnie
kołysał.
Ja i Kiba zaś staliśmy wmurowani. Garra nigdy się tak nie zachowywał.
Nigdy nie przejmował się czymś takim a na pewno nie był troskliwy w stosunku do
nikogo.
Minuty mijały a Tayu odzyskiwała nad sobą panowanie. Uśmiechnęła się
z wdzięcznością do Garry, po czym spojrzała na nas.
- Sasu- zaczęła cicho.- Jak mogę przeprosić? On.. On… nigdy nie
był tak wściekły.
- Był- zaprzeczyłem automatycznie by po chwili tego pożałować.
- Był?- szepnęła.
Przytaknąłem niechętnie.
- Nie martw się nie zrobi nic głupiego- zapewniłem.
- Ale..
- Pójdzie do Kabuto- powiedziałem z westchnieniem.- Zawsze tam
chodzi, gdy ma zły humor.
Kiwnęła głową, po czym z nieszczęśliwą miną wyszła z salonu. Po
chwili usłyszałem ciche klikniecie zamka na górze.
- Cieszę się, że nie mam takich problemów- potarłem kark rozluźniając
tym samym napięte mięśnie.
- To się ciesz- warknął niemiło Garra.
Spojrzałem na niego zaskoczony jednak on podszedł do półki, którą przewrócił
Itachi.
- Kiba, przynieś jakąś szmatę i wodę- zarządził.- Trzeba pozbyć
się tej krwi.
- Robi się.
Moi przyjaciele bardzo szybko przeszli nad tym zdarzeniem do porządku
dziennego jednak ja nadal zastanawiałem się czy miłość jest taka fajna jak mi
się zdawało kiedyś, gdy podkochiwałem się Himiko.
- Pomógł byś- zawołał mnie Kiba.
Sprzątanie i ustawianie zajęło nam trochę czasu. Pojawiły się też
dziewczyny przepraszając za spóźnienie. Okazało się, że kupowały prezent dla
Uzumakiego, ale za nic w świecie nie chciały powiedzieć, co to. Koło godziny
czternastej wszystko było gotowe a moi pomocnicy poszli do domów przyszykować
się na wieczór.
Ja zaś wybrałem numer do Itachiego i zadzwoniłem.
- Taaa- zgłosił się.
- W jakim jesteś stanie?- zapytałem.
- Normalnym- warknął.
- Miło. Może tak wrócisz już? Tayu zamknęła się w twoim pokoju.
- To co..
- Tachi- użyłem zdrobnienia, które wymyśliłem dawno temu.- Musicie
to jakoś wyjaśnić.
- Nie twój interes- syknął.
- Może nie mój- przytaknąłem.- Ale nie chce żebyś cierpiał. A teraz
cierpisz.
- Zamknij się!
- Pogódź się z nią- szepnąłem.
Odpowiedział mi przeciągły sygnał przerwanego połączenia.
- Cholerny idiota- zacząłem obrażać brata.- Palant, skurwiel, debil,
niedorozwój..
Było mi przykro. Chciałem móc się obudzić i stwierdzić, że to
tylko przykry sen, ale niestety to była prawda.
Nie rozumiem tej popieprzonej miłości. Do
diabła z zakochanymi, jeśli później się tylko kłócą. Jeśli się zakocham to będę
idiotą. Więc zero zakochiwania. Ignorowanie tego przykrego uczucia to jest to.
Zły wszedłem do swojego pokoju, włączyłem telewizor i odnalazłem
jakiś film akcji. Dzięki temu udało mi się oczyścić umysł z przykrości
dzisiejszego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz