wtorek, 6 listopada 2012

Rozdział 11



11. To co jest.

Nowy dzień zacząłem pełen pozytywnej energii. Poranną toaletę przeprowadziłem w rekordowym tempie. Dopinając moją ulubioną metalicznie szarą bluzę z kapturem na ciemno czerwonym podkoszulku, szczerzyłem się do własnego odbicia. Przeczesałem szybko jasne kosmyki wywołując burzę we włosach. Szybko odnalazłem ciężką skórzaną bransoletę z wtłoczonym srebrnym dzwoneczkiem. Uwielbiałem ten dźwięk, który się z niej wydobywał z każdym moim ruchem.
Na odchodne pociągnąłem usta pomadką ochronną, którą po niewielkim namyśle wsunąłem do kieszeni szarych luźnych jeansów. Z czerwonymi trampkami w jednej ręce i czarnym plecakiem w drugiej zbiegłem po schodach do kuchni.
- Cześć mamo!- zawołałem pełen entuzjazmu.
- Witaj, kochanie- uśmiechnęła się czule.- Widzę, że masz wyśmienity humor.
- To zasługa pięknego poranka, który sprawił, że tak piękna niewiasta zaparzyła dla mnie tak niesamowitą kawę.
Zachichotała słysząc moją przemowę, po czym postawiła przede mną kubek z świeżo zaparzoną kawą.
- Mamo, wiesz, że to nie sprawiedliwe- mruknąłem nadal szeroko się uśmiechając.
- Niby, co?- udała że nie wie o co mi chodzi.
- Jak ja mam się kiedyś wynieść i zamieszkać z dala od ciebie skoro robisz najlepszą kawę na świecie?
Zaśmiała się rozbawiona.
- Na razie nikt cię nie wyrzuca- podrapała mnie za uchem tak jak lubię.
- Wiem! Zabiorę cię ze sobą!
- To moja żona!- usłyszałem oburzony głos taty.
Oboje z mamą spojrzeliśmy na niego w zamyśleniu a potem z powrotem na siebie. Na twarzy mojej rodzicielki wykwitł wredny uśmieszek a w oczach tańczyły złośliwy uśmieszek. Nie musiałem patrzyć w lustro by wiedzieć, że mam taki sam wyraz twarzy jak ona. Znowu spojrzeliśmy na tatę a ten skrzywił się nieznacznie.
- O nie, nie, nie i jeszcze raz nie!- pokręcił gwałtownie głową.
- Ale dlaczego?- zapytałem zachwycony.
- Znajdź sobie kogoś, kto będzie robił równie pyszną kawę- oznajmił.- Kushina jest moja!
Zachichotałem rozbawiony.
- Mamooo…
- Niestety tata ma rację…
- Mamooo…- jęknąłem.
- Ale wiedź że zawsze cię będę kochać.
- Phi!
- Bolało- mruknęła z nadąsaną minką.
- Mamuś?
- Tak?- dalej udawała obrażoną.
- Czy bardzo będą ci przeszkadzać dwie następne buźki do wykarmienia?
- Raczej nie, a co?
- Braciszkowie przyjeżdżają- poinformowałem ich z wielkim bananem na twarzy.
- Kiedy?- zapiszczała uradowana mama.
- A mnie to już nie łaska pytać?- w końcu udało się tacie wtrącić swoje trzy grosze.
- Nie!- naskoczyliśmy na niego jednocześnie przez co trochę zmarkotniał.
- Kij wam w …- mamrotał pod nosem.
- Coś mówiłeś, kochanie?- zwróciła się do niego mama z anielskim uśmiechem na ustach.
- Przesłyszałaś się cukiereczku- zaprotestował posyłając mi błagalne spojrzenia.- Prawda, Naru?
- No, nie wiem…- uśmiechnąłem się chytrze.
- Zdrajca- wysyczał przez zęby.
- Spóźnię się się- oznajmiłem dopijając kawę.
Wstałem zbierając naczynia ze stołu.
- Naru, jadę do Jiraya- powiedział nagle tata.- Pojedziesz ze mną?
- A szkoła?- zapytałem tylko dla formalności.
- Zdążysz na trzecią lekcję.
- To jadę- wyszczerzyłem się i po namyślę dolałem sobie kawy.
- Weź swoje dokumenty.
- Zawsze je mam przy sobie- wzruszyłem ramionami.
Tata uśmiechnął się delikatnie i bez ostrzeżenia rzucił mi klucze. Złapałem je zręcznie.
- Prowadzisz.
Co raz lepiej podobał mi się ten dzień. Miałem już od pół roku miałem prawo jazdy, ale po przeprowadzce nie miałem jeszcze okazji siedzieć za kółkiem. Teraz cieszyłem się jak małe dziecko perspektywą prowadzenia auta.
Pożegnaliśmy się z mamą i wyszliśmy przed dom gdzie już czekała na nas biała Eclipse taty. Z zapałem wsiadłem na miejsce kierowcy. Plecak rzuciłem byle jak na tylnie siedzenie, tata tylko coś mruknął cicho pod nosem, ale nie zwracałem na to uwagi. Szybko ustawiłem lusterka pod siebie i po zapięciu pasów odpaliłem silnik. Po chwili wahania wycofałem zręcznie a po chwili zgodnie z jego wskazówkami jechaliśmy już w kierunku centrum. Po wyczuciu auta pozostało mi tylko rozluźnienie się i cieszenie jazdą. Nie przeszkadzał mi nawet ścisk na ulicy. Niesamowite jak w tym mieście wszystko gładko się przemieszczało, nie to co w Londynie. Fakt tu też słyszało się o korkach i wypadkach, ale nie paraliżowały one zaraz całego ruchu. Po prostu inny świat, lepsza kultura.
- Tamten wieżowiec- wskazał mi tata.- W prawo.
Bez problemu dojechaliśmy.
- Zaparkuj przed wejściem, ktoś zajmie się samochodem- oznajmił a ja wykonałem jego polecenie.
Kiedy tylko wyłączyłem silnik i uchyliłem drzwi tuż obok pojawił się ubrany w garnitur mężczyzna.
- Dzień dobry, panie prezesie- przywitał się z moim ojcem.
- Witaj, Shou. To mój syn, Naruto.
- Witam.
- Cześć.
Wymieniliśmy uściski dłoni.
- Odprowadzę samochód do garażu- zaproponował.
Zanim podałem mu klucze zerknąłem na tatę, który wyraził zgodę. Chwilę później weszliśmy do budynku, minęliśmy recepcję i wsiedliśmy do windy. Kiedy to metalowe pudło ruszyło poczułem znajome szarpnięcie w okolicy żołądka. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję.
Winda się zatrzymała na najwyższym piętrze, więc pośpiesznie wysiedliśmy. Na korytarzu mijaliśmy ludzi, którzy w wielkim pośpiechu kłaniali się mojemu ojcu a ja starałem się w między czasie nie wybuchnąć śmiechem. Na chwilę przystanęliśmy przed jednymi z dębowych drzwi. Sekretarka nie zadawała żadnych pytań, więc tata pchnął drzwi bez pukania. Za dużym masywnym biurkiem siedział elegancko ubrany starszy mężczyzna. No może nie taki znowu starszy, był tylko kilka lat starszy od moich rodziców, ale włosy miał siwe jak facet po siedemdziesiątce.
Przeglądał właśnie jakieś dokumenty marszcząc brwi. Westchnął i spojrzał w naszą stronę.
- Yo, Naruto- jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Ero-sennien- kiwnąłem głową na powitanie.
Wzdrygnął się słysząc przezwisko, które go obdarzyłem przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Więcej szacunku dla ojca chrzestnego- wymamrotał.
- Jeśli zasłużysz- posłałem mu cwany uśmieszek.- Jak tam?
- A no, dobrze. Wszystko jakoś się układa a kryzys zażegnany- odwzajemnił się takim samym wyrazem twarzy.
- To dobrze- ucieszyłem się.
- Siadajcie- wskazał na czarną kanapę ustawioną przed szklaną ścianą.- Jak tam Kushina?
- Nie najlepiej- odpowiedział tata.- Dziś idzie na badania. Później jakieś spotkanie. Jak zawsze w biegu.
- Czyli po staremu- stwierdził Jiraya.- No, Naruto, jak ci się podoba Tokio?
- Jest lepiej niż myślałem- odparłem zgodnie z prawdą.- Muszę, co prawda jeszcze dużo się nauczyć, ale jakoś sobie radzę.
- Hmm- zamyślił się na moment.- A co powiedziałbyś na to gdybym ci zaproponował pracę na kilka dni?
Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Zależy, jaką- odparłem.
Jiraya z uśmiechem na ustach wstał, po czym podszedł do biurka, z którego wziął jakieś dokumenty.
- Nic trudnego- wyjaśnił.- Już robiłeś dla mnie raporty. Chce żebyś się zapoznał z tą listą.
- Czyli to co zawsze- mruknąłem niezadowolony.
- Najważniejszy jest Suzuki- ciągnął dalej.- Zastanawiam się nad kupnem kilku udziałów.
- Postaram się się- wyciągnąłem rękę po dokumenty.
Znowu mnie czekało kilka zarwanych nocy przy komputerze żeby zrobić zestawienie dla tego pajaca.
-Zawsze się zastanawiam, dlaczego mi to każesz robić, skoro masz całą firmę do dyspozycji?- zapytałem.
- To dobry trening dla ciebie- wzruszył ramionami patrząc przez okno na miasto.- Wiesz, że być może kiedyś będziesz tu pracował. A mi zależy na dobrych pracownikach. Kto wie…
Zmarszczyłem brwi niezadowolony. Jiraya zawsze tylko o pracy myśli. Poprawka o dwóch lat myśli o tym jak mnie podszkolić w księgowości i rachunkowości, a to wcale a wcale nie jest zabawne.
- Ile mam czasu?- zapytałem niezadowolony.
- Pierwszy chce wiedzieć najpóźniej pojutrze- oznajmił bez ceregieli.
- Oszalałeś?!- oburzyłem się.- Ja mam szkołę!
- A po szkole dużo wolnego czasu- zbagatelizował.
- O nie ma mowy- warknąłem.
- Dziękuje za pomoc-odparł jakby nigdy nic.- Dam ci jeszcze hasło na stronę i dyskietkę z najważniejszymi informacjami.
- Ale ja nie wyraziłem zgody!- nie dawałem za wygraną.- Tato!
- Trzy dni- burknął tylko tata nie patrząc w moją stronę.- Znając ciebie już na jutro to skończysz, więc luzik.
Luzik? Oni sobie ze mnie kpią.
- Kupię ci samochód- powiedział nagle mój pracodawca.- Ten, o którym tyle gadasz.
Zagapiłem się na niego zaskoczony.
- Nie wierzę- upierałem się dalej.
- Czarny, czerwone wykończenie- kusił Jiraya.
- Ale zawsze nie dawałeś mi więcej niż kilka stówek- nie dowierzałem.
- Owszem- przyznał.- Ale prawdą jest, że ci obiecałem samochód za tą olimpiadę, w której miałeś startować.
- Miałem- zmarkotniałem.
Olimpiada chemiczna, na którą ostro się przygotowywałem. Niestety plany popsuła mi przeprowadzka.
- Ej, nie smutaj- wykrzyknął niezadowolony Ji.- Następnym razem mi to odpracujesz.
- Mam się bać?- starałem się zażartować.
- Oczywiście- uśmiechnął się wyrozumiale.
Zadzwonił telefon. Jiraya, czym prędzej podszedł do biurka i odebrał.
- Nic- mruknął odkładając słuchawkę.- Czas na zebranie.
- Następne nudy- przyznał mu racje mój rodzić.- Naru, powiedz Shou żeby dał ci samochód i jedź do szkoły.
- Ok.- wstałem pakując plik kartek do podanej mi właśnie teczki.
- Na 16 bądź w domu, bo mi będzie potrzebny- ostrzegł.
- Jasne. Bayu, staruszku- machnąłem im wychodząc z biura.
- Nie jestem staruszkiem!- dotarł do mnie jeszcze oburzony głos Jirayi.
W windzie nacisnąłem przycisk parteru i zamyślony zerknąłem na kobietę, która wsiadła razem ze mną. Winda jeszcze kilka razy się zatrzymała zabierając ludzi bądź ich wypuszczając, zanim dotarłem do celu. Żwawo opuściłem budynek, podchodząc do faceta który wcześniej zabrał samochód.
- Przepraszam- zacząłem.- Chciałbym odzyskać samochód.
- Proszę poczekać chwilę- odparł.
Czekałem kilka minut a kiedy podjechał z uśmiechem na ustach usiadłem na miejscu kierowcy.
- Dzięki- rzuciłem.
- Nie ma, za co- odpowiedział wracając na swoje stanowisko.
Zapiąłem pas, po czym włączyłem GPS, bo miałbym za duży problem z dostaniem się do mojego liceum. Miałem nadzieję uniknąć postoju w korku, ale niestety szczęście mnie opuściło na światłach i na każdym skrzyżowaniu byłem zmuszony do kilku minutowych postoi. W końcu dotarłem do celu. Ostatnim problemem było znalezienie wolnego miejsca na parkingu a jak mi już się udał to z zadowoleniem chwyciłem za plecak, który nadal grzecznie sobie leżał na tylnim siedzeniu. Wysiadłem i zamknąłem zamek z cichym kliknięciem. Zadowolony z siebie ruszyłem w stronę budynku przy okazji zerkając na zegarek. Właśnie zaczęła się trzecia lekcja więc musiałem się pośpieszyć by nauczycielka biologii pani Kurenai za bardzo się na mnie nie wkurzyła. Zacząłem biec po schodach a następnie pustym korytarzem, z rozmachem wyhamowałem przed drzwiami klasy, po czym wciągnąłem nosem powietrze dla uspokojenia tętna. Cały czas towarzyszył mi kojący dźwięk dzwoneczka na moim nadgarstku. Zapukałem.
- Proszę!
Ostrożnie uchyliłem drzwi i wśliznąłem się do środka.
- O, Uzumaki- wyrwało się zaskoczonej nauczycielce.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. Miałem drobne kłopoty rodzinne.
- Rozumiem, siadaj- nadal mówiła lekko oszołomiona.
Posłałem jej promienny uśmiech i szybko przedarłem się do mojej ławki w pobliżu Shikamaru.
- Hej- przywitałem się cicho.
- Yo- odpowiedział.
Skupiłem się na słowach nauczycielki by nie okazać jej lekceważenia. Koniec lekcji przyjąłem z lekkim zaskoczeniem. Długopis zawisł nad zeszytem, kiedy zapisałem ostatnie zadnia.
- Teraz gadaj, czemu się spóźniłeś?- zagadnął mnie Shika.
- Musiałem pojechać do biura- odparłem wyjmując potrzebne rzeczy na następną lekcję.
- Biura?
- Ta..
- A konkretniej?
Westchnąłem. Obok mnie znajdowali się zaciekawieni Shikamaru, Sakura i o dziwo Sasuke.
- U taty. Pomagałem w pewnej kwestii.
- I ktoś cię tam posłucha?- zapytał z kpiną Uchiha.
- Owszem- odparłem wzruszając ramionami.- Od dawna jestem tam mile widziany.
- A jaka to kwestia, nam nie zdradzisz?- mruknęła cicho Sakura.
Zaśmiałem się cicho.
- Wiesz gdybym powiedział to byście mieli niezły ubaw, ale nic nie powiem bo nie chce psuć reputacji firmie.
- Aż takie cyrki tam odwalacie w ty Genesis?- zapytał sarkastycznie mój sąsiad.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- Skąd o tym wiesz?- ledwo zdołałem z siebie wydusić to pytanie.
- Madara mi powiedział- wzruszył ramionami.
- Genesis?!- wykrzyknęli zgodnym chórkiem Sakura i Shikamaru, zwracając przy tym uwagę innych.
- Ciii- syknąłem.- Madara… Nie kojarzę.
- Nie dziwię się- mruknął brunet.
- Może- uspokoiłem się, ale nadal byłem lekko zdezorientowany.
Następna lekcja ciągnęła się dość opornie, ale dzielnie wytrzymałem do końca. Na przerwie wyszedłem z czwórką znajomych na dwór by zjeść drugie śniadanie. Szedłm ociągając się trochę z tyłu, po chwili zrównał się ze mną Uchiha.
- Wyglądasz na znudzonego- stwierdził.
- Aż tak to widać?- spytałem zerkając na niego.
- Wystarczająco- przechylił delikatnie głowę.
- Aha.
- Itachi ma się dobrze- poinformował mnie naglę.- Naprawdę jestem ci wdzięczny za wczoraj.
- Nie ma sprawy- na moich ustach wykwitł uśmiech.- Odpłacisz się mi kiedyś.
- Chyba śnisz- warknął, ale na jego ustach błąkał się osobliwy uśmieszek.
- Raczej nie- przechyliłem delikatnie głowę.- Jesteś mi winien duże piwo.
- Piwo, mówisz?- zamyślił się.- Co najwyżej cole, dzieciaku.
- Obrażasz mnie- udałem zagniewanego.
- Być może- przyśpieszył kroku zostawiając mnie samego.
Westchnąłem zrezygnowany i podążyłem za nim, gdzie już stał rozmawiając z resztą tej dziwacznej paczki. Czyli Ino, Temari, TenTen, Hinatą, Nejim, Kibą, Shino, Saiem, Choujim, Lee, Garrą i Sorą. No i oczywiście z Shika, Sakurą i Kienem.
- Cześć, Naru- przywitali mnie dość powściągliwie.
- Cześć- odburknąłem.
Zapadła dość krępująca cisza, przez co poczułem się trochę nie na miejscu.
- Będziemy tak stać czy może usiądziemy?- warknęła Ino.
Spojrzałem na nią trochę zdziwiony, ale posłusznie razem z innymi usiadłem w cieniu drzewa.
- Hej, Naruto!- dotarł do mnie krzyk Nejiego więc spojrzałem na niego niechętnie.- No, nareszcie. Ile można wołać?
- Soraski- mruknąłem.
- Dziś próba- kontynuował dalej.- U Hidana. Tak około 17 będzie dobrze. Trzeba cię wypróbować. Więc koło 15 na parkingu się spotkamy.
- Jestem samochodem- poinformowałem go między kolejnymi kęsami kanapki.
- Samochodem?- zdziwił się Neji.- Nie masz 18 lat!
- Wiem- wzruszyłem ramionami.- Prawko zrobiłem na 16 urodziny. Jest ważne, ale po 18 muszę podejść jeszcze raz do testu.
- Cholerni brytole- mruknął pod nosem Kien.
- Masz coś do nich?- zmrużyłem trochę zły oczy.
- Są dziwni- podsumował.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- przyznałem mu rację.- Ale teraz to tutejsze zasady są dla mnie troszkę dziwne.
- Niby, co?- zapytała ciekawie Temari.
- Bo ja wiem?- znowu wzruszyłem ramionami.- Jesteście innie.
- I kto to mówi!- krzyknęli zgodnie po czym wszyscy parsknęliśmy zgodnym śmiechem.
Zamyśliłem się. To faktycznie mogło tak wyglądać. Dla niech byłem obcym z poza kraju, kimś z zewnątrz. Nie znam tutejszych zasad, ale i nie za bardzo staram się je poznać a co dopiero się do nich dostosować. Byłem problemem, z którym chcieli sobie jakoś poradzić a jednocześnie byli na tyle mną zafascynowani, że starali się mnie poznać.
Patrząc jak się śmieją zdałem sobie sprawę z mojej naiwności. Przecież mogłem zacząć żyć na nowo z czystą kartą. Wystarczyło się wysilić, by zdobyć nowych przyjaciół a nie tylko oglądać się na to, co było. Przecież ci ludzie nie gryzą. I do tego pokazali, że mimo dzielących nas różnic są gotowi mnie przyjąć do swojego grona.
To spostrzeżenie oszołomiło mnie na chwilę.
- Ej, Naruto?- przed oczami zobaczyłem machającą czyjąś dłoń.
- Ta?- zapytałem inteligentnie.
- Coś się stało?- Sakura miała zatroskaną minę.- Nagle tak jakoś się zapatrzyłeś i ten dziwny uśmiech..
- He?
Faktycznie uśmiechałem się. Uniosłem dłoń do twarzy i potarłem ją energicznie.
Namida shita kaze ow atsumeteitai na
Nami no sagitsukatte kanata e kaketeku
Zanuciłem cicho, przez co spojrzeli na mnie zaskoczeni. Ja tylko skwitowałem to uśmiechem, po czym wstałem. Zabrzmiał dzwonek, dzięki czemu nie musiałem odpowiadać na ich pytania. Śmiejąc się pobiegłem w stronę budynku, a oni za mną. Jestem niesamowicie wdzięczny za to, że dzwonek dzwoni w tej szkole kilka minut przed faktycznym czasem zaczęcia zajęć, ponieważ wszyscy by się spóźniali. Nie ma, co mądra ta nasza rada pedagogiczna.
Z głośnym westchnieniem opadłem na swoje miejsce. Cierpliwie notowałem, czytałem a nawet raz zdarzyło się, że byłem przy tablicy. W ten sposób minął mi czas w szkolę. Dokładnie o 14:55 skończyła się moja ostatnia lekcja.
- Ej, Shika- zagadnąłem Narę.
- Ta?
- Pojedziesz ze mną?- zapytałem.- Muszę pojechać do domu po gitarę a sam nie trafię na miejsce przeznaczenia.
- Jasne- wzruszył ramionami.
Opuściliśmy budynek szkoły żegnając się po drodze ze znajomymi. Kidy stanęliśmy obok samochody, którym przyjechałem, Shikamaru wciągnął zaskoczony powietrze.
- Ty jesteś nadziany!- prawie krzyknął.
W pierwszej chwili nie zrozumiałem, o co mu chodzi. Wstyd się przyznać, ale nie wszystko jeszcze rozumiem jak ktoś za szybko mówi.
- Cacuszko- mruczał tym czasem pod nosem mój pasażer, z zachwytem przyglądając się karoserii.
- Wsiadasz?- zapytałem wsuwając się na miejsce kierowcy.
Jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu i czym prędzej zajął miejsce obok mnie.
- Już się nie mogę doczekać, kiedy dostanę własne prawko- rzucił, zapinając pasy.- Wtedy dasz mi się przejechać.
- Może- zaśmiałem się krótko.- To fura mojego taty, na swój jeszcze nie zasłużyłem.
- Ale na pewno będzie czadowy- rozmarzył się.
Wycofałem bez pośpiechu.
- Mam już na oku pewne cudo- przyznałem.- Ale muszę najpierw, jaką robotę znaleźć. Może zapytał Ji czy ma jakąś fuchę.
- Dobrze ci, mając takie znajomości- mruknął.
- Jak się nie uda to poproszę Sasoriego by wciągnął mnie do modelingu- wzruszyłem ramionami.
- Nie dałbym sobie robić fotek- skrzywił się.- Nie znoszę aparatów.
- Ja nie mam nic przeciwko.
- Mogę o coś zapytać?
- Już pytasz- zaśmiałem się.- Ale wal śmiało.
- Jesteś bogaty i tak dalej- zaczął nieskładnie.- Masz same markowe cichy. Ale nie zachowujesz się jak typowy nadziany chłopczyk.
- To nie pytanie- stwierdziłem, kiedy umilkł.- Ale masz rację kasy mi nie brakuję. Ale nie zawsze tak było. Mój stary jest wpływowy i zmienił moje życie o 180 stopni, ale ja nadal w pewnym sensie żyję przeszłością. Chociaż i tak zachowuję się zbyt często jak ostatni dupek.
- Samo krytyka. Jesteś wporzo.
- Może- mruknąłem markotnie.- Nie lubię gadać o kasie ani o przywilejach z nią związanych. Wole bardziej przyziemne sprawy.
- Typu?
- Bo ja wiem…
Skręciłem na swoją ulicę.
- Co byś wolał kąpać się w z gołą panienką w jacuzzi, czy pooglądać z kumplami pornole?- zapytał znienacka.
- Ani to ani to- zaśmiałem się.- Lepsze jest dobra muza, papieros i dobry alkohol. Chociaż nie odmówiłbym jakiemuś gorącemu towarowi, który by szukał towarzystwa.
- A narkotyki?
- Hmm?- zaparkowałem przed domem obok większego rodzinnego czarnego Peugeota mamy.- Zależy, jaki bym miał humor.
Spojrzał na mnie trochę dziwnie.
- Wejdziesz?- zaproponowałem.
- Czemu nie?
Podążając za mną weszliśmy do kuchni, gdzie powitał nas wspaniały zapach domowego obiadu oraz nasza mama.
- Dzień dobry- przywitał się pospiesznie Shikamaru.
- O, witaj- ucieszyła się moja rodzicielka
- Mamo to jest Shikamaru Nara- przedstawiłem jej mojego kolegę.
- Mów mi po imieniu, Kushina.
- O-oczywiście, proszę pa… pani- jego jąkanie wywołało czuły uśmiech na twarzy mamy.
- Kushina- powtórzyła cierpliwie.- Zjecie coś?
- Jasne- podjąłem decyzję za nas dwóch, kiedy Shika spojrzał na mnie błagalnie.
Po chwili przed nami stały dwa talerze napełnione zupą.
- Co to?- zdziwiłem się.
- Ramen- wyjaśnił mi pomocnie Shikamaru.
- Ramen?- powtórzyłem ciekawie się przypatrując makaronowi i dodatkom zalanym gorącą zupą.
- Posmakuje ci- zapewnił mnie.
Zerknąłem na mamę szukając u niej potwierdzenia.
- Dawno już tego nie gotowałam- przyznała ze skruchą.- Trochę zapomniałam, jakie to czasochłonne danie. I mam nadzieję, że wyszło.
Za przykładem kolegi wziąłem pałeczki i przyglądając się mu zacząłem jeść. Byłem dość niezdarny. Już prawie zapomniałem jak się je pałeczkami, przez co trudno było mi podnieść cokolwiek do ust. Na początku nie czułem smaku. Zwykły makaron, jakieś warzywa i mięso, ale kiedy w końcu udało mi się nabierać odpowiednią ilość tej potrawy, uznałem że jest smaczna. Po zjedzeniu wszystkiego popiłem makaron aromatyczną zupą.
- Smaczne- przyznałem a twarz mamy rozpromieniła się w szerokim uśmiechu.
- Naprawdę bardzo dobre- przyznał Shikamaru.
- Cieszę się. Shikamaru może zjesz jeszcze kawałek szarlotki?
- Chętnie- zgodził się.
- To ja idę po gitarę- oznajmiłem.
- Gitarę?- zdziwiła się.
- Ta.
- Masz zamiar grać?- dopytywała się wytrwale.
- Jakimś cudem jestem w zespole- odpowiedziałem lekko.
- Naprawdę?
- Tia.
- Kyaaaa!
Z twarzą przepełnioną radością rzuciła się w moją stronę, po czym z niesamowitą szybkością przytuliła mnie do siebie.
- Tak się cieszę- szepnęła rozradowana.
Jej ramiona niebezpiecznie owinęły się wokół mojej szyi
- Mamuś…
Wzmocniła uścisk nie przerywając pełnego entuzjazmu monologu.
- Moje słoneczko spełni w końcu swoje marzenia…
Czułem jak z każdą chwilą coraz trudniej mi jest zaczerpnąć powietrza.
- Ma…
- Jestem taka szczęśliwa. Trzeba powiedzieć tacie. I Jiraya. A i trzeba…
- … dus..ze się- wymamrotałem ostatkiem sił.
Nagle torturujące mnie matczyne ramiona zniknęły a ja nie mając, o co się podeprzeć cofnąłem się o kilka kroków do tyłu i oparłem o szafkę. Tymczasem mama już trzymała swój telefon w dłoni i wybierała jakiś numer. Wymieniłem z Shikamaru wymowne spojrzenia i dałem znać gestem, że się zmywamy. Zabrałem swoje rzeczy i poprowadziłem go do mojego pokoju. Shika zatrzymał się w drzwiach podziwiając mój mały świat a ja w tym czasie spakowałem moje cudo do futerału, po czym wziąłem się za szukanie moich zeszytów z nutami.
- Fajnie tu masz- ciszę przerwał głos mojego towarzysza.
- Dzięki- odparłem wkładając do kieszeni i-poda.
- Twoja mama jest super.
- Też tak myślę- posłałem mu zadowolony uśmiech.
Chwyciłem za pasek i zarzuciłem mój bagaż na plecy.
- Możemy się zwijać- oznajmiłem.
Będąc na dole jeszcze wstąpiliśmy do kuchni.
- My się zmywamy- zawołałem do mamy.
- Naruś, chyba mamy mały problem- mruknęła.
- Co się stało?- zaniepokoiłem się.
- Chodzi o Klo- uśmiechnęła się uspokajająco.- Widzisz nie mam jej, z kim zostawić. Aru będzie koło 18 w domu dopiero a nie chce jej samej zostawiać. Więc.. Może by mogła z wami jechać?
Spojrzałem na Shikamaru, który z zaskoczenia tylko był zdolny do mrugnięcia oczami. Zresztą nie byłem w lepszym stanie.
- Jeśli nie chcecie to nie- zawołała pośpiesznie.- Poproszę Ino by się nią zajęła. Mam nadzieję…
- Myślę, że nie będzie przeszkadzać- zaprotestował nagle Shika.- Przyda nam się widz.
- Żebym się skompromitował?- syknąłem nie zadowolony.
- Żebyś się postarał- sprostował zadowolony z siebie.
Skrzywiłem się nieznacznie, ale nie było sensu się kłócić.
- O której wrócicie?- zapytałem mamę.
- Koło 22 może trochę później- odparła spokojnie.
- Więc zabieram Peugeota- wysunąłem rękę po kluczyki.
Mama bez zbędnych podeszła do jednej z półek, wzięła klucze i podeszła do mnie, podając je.
- Tylko bez popisów- ostrzegła.
- Wiem- wywróciłem oczami.
- Kloe!- zawołała wychodząc z kuchni.
- Obyś nie pożałował- mruknąłem do Shikamaru.
- Niby, czemu miałbym żałować?- zapytał.
- Tylko nie mów, że nie ostrzegałem.
Po schodach zbiegł mały huragan w postaci mojej kochanej siostrzyczki. Miała zaróżowione policzki oraz błyszczące z podniecenia oczy.
- Naruś- pisnęła.- Mamusia, powiedziała, że mogę z tobą pojechać. Czy to prawda?
- A powiedzieć dzień dobry, to nie łaska?- burknąłem.
- Cześć, jesteś kolegą Narusia?- powiedziała zamiast tego.
- Shikamaru- przedstawił się lekko skrępowany Nara.- Miło mi cię poznać.
- Ja jestem Namikaze Kloe- wyciągnęła do niego rękę a on niezdarnie nią potrząsnął.- Co myślisz o Naru?
- Że jest spoko- odparł.
- Naprawdę?- zamyśliła się na chwilę.- Ja bym powiedziała, że jest ekscentryczny.
- Zgadzam się- przyznał jej racje.
- Ej!- oburzyłem się delikatnie lecz oni nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi.- To jedziemy?
- No jasne, że tak!- zawołała siostrzyczka czym prędzej biegnąc do drzwi a później przez podwórko do samochodu.- Szybciej!
Ja chwyciłem jeszcze zapasowe kluczę od drzwi frontowych i powlekłam się za Shikamaru. Wpakowałem swoją gitarę na tylnim siedzeniu obok fotelika dla Kloe. Sprawdziłem czy poprawnie zapięła pasy wtedy mogłem samemu zasiąść za kierownicą.
- Mów jak mam jechać- powiedziałem do Shikamaru, który kiwnął głową na znak, że rozumie.
- Na czy grasz?- zaczęła wypytywać go Klo.
- Na klawiszach- odparł.- Czasem coś miksuje.
- Pokażesz mi jak to się robi?- zapytała dziecięcym głosikiem.
- Czemu nie- uśmiechnął się przez ramie.
- Wiesz, Naru jest dobry w grze na gitarze, ale marny z niego nauczyciel- poinformowała go.- Ale za to zna się na uwodzeniu.
- Klo!- krzyknąłem zbulwersowany, kiedy to usłyszałem.
- Mówię prawdę- nadęła policzki.- Zawsze z kimś randkujesz.
- Siedź cicho- warknąłem czując ciepło na twarzy.
- Niby, czemu?- spytała nie rozumiejąc.- Mamusia mówi, że to normalne u nastolatków. Potrzebują dużo ciepła i uwagi. Tylko tego nie rozumiem. Skoro potrzebują ciepła to, dlaczego się ciepło nie ubiorą?
Odpowiedziała jej cisza. Shika tak samo jak ja nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Czy ja też będą taka?- paplała dalej.- Jakoś nie za kolorowo się zapowiada moja przyszłość. Nie chcę marznąć.
- Dojechaliśmy- oznajmił na szczęście Shikamaru, przerywając jej monolog.
- Łaaaa, piękny- oznajmiła.- Jak pałac. Dlaczego my nie mieszkamy w takim domu?
- Wysiadamy- mruknąłem jak najszybciej.
Pomogłem się wyplątać z pasów siostrze, wziąłem gitarę i zamknąłem samochód.
- Szybciej!- krzyknęła rozradowana.
- To będzie długi wieczór- oznajmiłem zrezygnowany.
- Na to wygląda- przyznał mi rację naciskając dzwonek.
- Te kwiaty są takie śliczne- nawijała nadal Kloe.- Ciekawe czy będę mogła wziąć sobie jednego.
Drzwi się otworzyły i staną w nich Hidan. Na mój widok wrzasnął zachwycony, po czym rzucił się mi na szyje.
- Kto to?- zaciekawiła się Klo.- Naruś, to twój nowy chłopak?
- Nie!- odparłem kategorycznie.- Złaź ze mnie!
- Jaki okrutny- odsunął się delikatnie z smutną minką.
- Przystojny- zawyrokowała Klo zwracając na siebie jego uwagę.
- O- zdziwił się.- Miło mi cię poznać, panienko.
Podszedł do niej z poważną miną. Chwycił ją za dłoń, po czym zgiął plecy w dwornym ukłonie.
- Jak książę- ucieszyła się.
- Ona jest przeurocza- zachwycił się posyłając mi promienny uśmiech.- Jestem do twoich usług księżniczko. Mów mi Hidan.
- A ja jestem Kloe- jej twarz promieniała szczęściem.
- Wchodźcie.
Poprowadził nas już znajomym mi korytarzem, by po chwili znaleźć się w biało-fioletowym pokoju, gdzie ostatnio grali.
- Hej- rzuciłem na widok Gaary i Nejiego.
- Cześć, Klo- ten ostatni zignorował mnie na rzecz siostry.- Co ty tu robisz?
- O, siemka- uśmiechnęła się.- Robię za niańkę.
Chłopaki parsknęli śmiechem.
- Chcesz chipsa?
- Jasne.
W kilka sekund znalazła się obok Nejiego smacznie pałaszując przysmak. Nastąpiło małe zamieszanie, ale w tym hałasie udało mi się dostać od Shiki arkusze z ich tekstami. Zrezygnowany oddaliłem się troszkę od rozbawionej hałastry i zacząłem przyswajać sobie nuty. Po kilkunastu minutach zacząłem grać. Co prawda robiłem małe błędy, ale starałem się jak tylko mogłem. Zawsze mam problemy na starcie. Półgodziny później miałem opanowane trzy piosenki i połowę czwartej.
- Dobrze ci idzie- pochwalił mnie Gaara.
- Jakoś- odparłem nadal skupiony na trudniejszym fragmencie.
- Spróbujemy zagrać razem- zarządził Neji, a chłopaki grzecznie podeszli do swoich instrumentów.- Gotowi? Gaara, zaczynaj.
Po sali poniosły się mocne uderzenia w bębny, następnie zapadła cisza, wtedy na znak Nejiego, Shika zaczął grac na klawiszach dopiero po chwili i my się przyłączyliśmy.

Kirameke venus utsukushiku Kirameke venus konjiki ni 
Boku no kokoro Terasu kimi wa smile ichiban ii onna
 

Była to piosenka, którą już słyszałem w ich wykonaniu, ale teraz byłem bardziej nią oczarowany, a na domiar tego sam brałem udział w tym niezwykłym przedstawieniu. Niestety się za bardzo rozluźniłem i przez co z pod moich palców uleciało kilka fałszywych nut. Przerażony przestałem grać.
- Nie przejmuj się!- wrzasnął Hidan.- Od piątego wersu, jeszcze raz!
Jak kazał tak zrobiliśmy. Teraz skupiony należycie nie popełniłem błędu, a kiedy przebrzmiały ostatnie nuty, Klo zaczęła bić nam brawa.
- To było niesamowite!- piszczała.- Jeszcze! Jeszcze!
- Naru, dajesz Aurora- rozkazał Nej.- Ćwiczyłeś to wcześniej.
Przełknąłem ciężko ślinę a następnie uderzyłem w struny. Byłem tak pochłonięty tym, co robię, że nie zauważyłem, kiedy inni się do mnie przyłączyli. Dopiero w połowie piosenki zdołałem rozróżniać poszczególne słowa, które śpiewał Neji.

Gamusharani mae o mite Aruki tsuzuketemo
Nani hitotsu mitsukerarezu Tachisukumu hi mo aru

Jibun no fune Dakara to Darenimo tayorazu
Hisshini mayoi nagaramo kaji o tottekita yone?

Tamaniwa jibun o homete ageyo
Sorenarini isshokenmei ni ikteru desho?

Koko ni iru tame ni kimi wa umarete kitanda
Sore dake de jubin dayo Ganbari suginaide
Kanpeki janakute yowai Bukiyona hito demo
Kimi rashiku ikiru koto ni masaru mono nai kara

Araarashiku kakemeguru jidai no hayasa ni
Tomadoi konwaku o shite tsukareru toki mo aru

Aserazuni jibun no pace de aruko
Tokiniwa yowasa ni motto amaeyo

Muri o shite warawanaide Nayandeiru nara
Koboresona naida yurushi ho o atatamete
Susandeiru kanashii ima ga isuka kako ni kawaru
Sonotoki ni itsuka kitto ima ga suki ni naeru

Koko ni iru tame ni kimi wa umarete kitanda
Sore dake de jubin dayo Ganbari suginaide
Kanpeki janakute yowai Bukiyona hito demo
Kimi rashiku ikiru koto ni masaru mono nai kara


W ten sposób udało nam się przećwiczyć kilka utworów. Muszę przyznać, że bawiłem się wyśmienicie. Spodziewałem się większego rygoru, nacisku na profesjonalizm a nie na żywioł. Tak minęły nam trzy godziny wyśmienitej zabawy. Klo już przysypiała na kanapie, wymęczona skakaniem, wrzeszczeniem oraz przedrzeźnianiem każdego z osobna. Spakowałem gitarę i szykowałem się do powrotu do domu.
- Cieszę się, że tak szybko się uczysz- pochwalił mnie Gaara.
- Mówiłem przecież, że to geniusz- wtrącił trzy grosze Nej.
- Geniusz? Wątpię- zaprzeczył Shika.- Ale niewiele mu brak.
- Bez kpin proszę- warknąłem pod jego adresem.- Wyszedłem z wprawy.
- Tłumacz się tłumacz- machnął ręką.- Ne, jadę z tobą.
- A ja się zabiorę z Naru, jeśli pozwoli- wtrącił Gaara.
- Czemu nie- wzruszyłem ramionami.- Jak możesz weź moją gitarę, bo Klo to chyba na rękach trzeba wynieść.
- Neee trzeba- ziewnęła szeroko siadając.
Podszedłem do niej i bez ceregieli wziąłem na ręce. Nie protestowała wtulając się bardziej w moje ramiona.
- Nasza fanka zasnęła- podsumował, Shika.
- I tak była niesamowita- pochwalił ją Hidan.- Skąd ten mały brzdąc wziął tyle energii? Nawet ja nie byłbym w stanie tak długo wariować.
Neji spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Pamiętam, że Naru był taki sam- zachichotał.- Było trudno za nim nadążyć.
- Teraz bym wymiękł przy niej- wymamrotałem.
- To do środy- pożegnał się z nami Hidan przy drzwiach.
- Bay.
- Bywaj.
Umieściłem Kloe na jej foteliku. Ściągnąłem swoją bluzę, po czym troskliwie nią przykryłem siostrę.
- Wygląda jak aniołek- mruknął Gaara.- Czy małe dzieci zawsze są takie?
- Jak są małe, tak- przyznałem.- Jak była mniejsza to dopiero dawała popalić całej rodzinie.
Wyjechaliśmy z posesji Hidana, po czym skierowałem samochód jedną z ulic.
- Przerażające- podsumował.
- A wyobraź sobie, że za kilka miesięcy będę miał w rodzinie jeszcze mniejszego brzdąca.
- Tak?
- Rodzice postarali się o dzidziusia.
- Nie brzmisz jak zachwycony brat- uśmiechnął się lekko.
- Bo nie jestem- parsknąłem.- Jestem egoistą.
- Ty? Nie wierze.
- Nie lubię się dzielić najbliższymi.
- Każdy tak ma- skwitował.- Ale naprawdę dzieci są takie?
- Hałaśliwe, wymagające- wyliczałem.- Wymagają dużo uwagi i potrafią zniszczyć wiele planów.
- Matko..- jęknął.
Zerknąłem na niego ciekawie, lecz milczał.
- To gdzie mam jechać?- spytałem.
- Do ciebie- mruknął.- Chce pożyczyć od Sasukę książkę.
- Yhm.
- Yeah.. Finally. I realized. That I'm nothing without you. I was so wrong. Forgive me…
- He?
- To tekst mojej ulubionej piosenki- wyjaśnił.- Często ją śpiewam.
-, O czym jest?
- O zawiedzionej miłości.
- Złamane serce…
Milczał utkwiwszy wzrok w oknie. W końcu dojechaliśmy, więc zaparkowałem przed domem, Gaara jednak nie zwracał na nic uwagi.
- Gaara- próbowałem wrzucić jego uwagę.- Gaara. Ej, no! Gaara!
- Co?- spojrzał na mnie nie przytomnie.
- Jesteśmy.
- Oh..
Wysiadłem a następnie otworzyłem tylnie drzwi i wyciągnąłem smacznie śpiącą Klo na zewnątrz. Kopnięciem zamknąłem drzwi. Zauważyłem, że Gaara wyją moją gitarę.
- Jeśli możesz to wyciąg kluczyki ze stacyjki- poprosiłem.- I zamknij.
- Ok.
Ja tym czasem podszedłem do domu. Nacisnąłem klamkę, ale nie ustąpiła, więc nacisnąłem dzwonek. Rozbłysło światło, a po chwili drzwi zostały otwarte przez mojego brata.
- Nie masz kluczy?- burknął nie zadowolony, ale jego mina złagodniała gdy zobaczył śpiącą w moich ramionach siostrę.
W tarmosiłem się do środka a w ślad za mną Gaara.
- Dzięki za podwózkę- uśmiechnął się blado.- Do jutra.
Podał Miharu klucze i gitarę, po czym się zmył, a ja potoczyłem się po schodach na górę. Wszedłem do pokoju Klo, zapaliłem światło i przybliżyłem się do łóżka, gdzie ostrożnie położyłem swój ciężar. Sprawinie ściągnąłem siostrze bluzę, buty i spodnie, zostawiając ją w bieliźnie i podkoszulku. Wychodząc włączyłem małą przyciemnianą lampkę przy jej łóżku, po czym poszedłem do siebie. Z westchnieniem usiadłem przy biurku i włączyłem komputer. Po chwili namysłu chwyciłem dokumenty od Jirayi. Skrzywiłem się z niesmakiem patrząc na rzędy nazw, cyfr i pojedynczych informacji. Czekało mnie męczące zadanie, więc włączyłem dyskietkę, którą otrzymałem, ale za nim zabrałem się do pracy sprawdziłem pocztę.
Miałem kilka wiadomości. Od Lissy z zapytaniem o samopoczucie i od Toniego z najnowszymi informacjami dotyczącymi szkoły, kumpli i meczów. Było kilka reklam oraz email od Dii.
Słońce świeci, deszczyk pada… Taką mamy pogodę a zdjęcia w plenerze… Do tego chyba się przeziębiłem a nie ma mojego kochanego lekarstwa ze mną. Zastanawiam się nad zmianą fryzury. Co byś powiedział gdybym obciął włosy? Albo przefarbował? Myślę, że mała zmiana nie zaszkodzi. Wiesz, że Sas zapuścił troszkę czuprynę? Już nie jest tak uporządkowana jak zawsze. I jest taka mięciuśka w dotyku. No, ale co u ciebie? Jakie wieści?
Zdziwiony patrzyłem się na ekran.
Ściąć… przefarbować?... O zgrozo.
Po chwilowym namyśle odpisałem.
Ani się warz ścinać tych pięknych kudełków bo cię wykastruję! Przefarbować? Nie  ma mowy. Może niewielkie pasemka, ale nic radykalnego, bo Sas dostanie zawału. Naprawdę mu podrosły? I czemu się tak późno o tym dowiaduję? To nie fer! U mnie wporząsiu. Konan jest super. Myślę, że będą z nią utrzymywał kontakt. Wystawa była super. Ale niestety Ji znowu zagonił mnie do roboty… Stary piernik! No, ale obiecał mi samochodzik! Co tam jeszcze… A zapomniałem się chyba pochwalić. Jestem w zespole.. Dziś była pierwsza próba i nie było źle. Klo już nas ubóstwia a chłopaki ją. A!! Weź jakieś lekarstwo i ubieraj się ciepło. Nie rozchoruj się! Kocham… Buziaki!
Zadowolony wysłałem wiadomość a moje myśli powróciły do nieszczęsnego raportu. Postanowiłem zejść na dół i zaparzyć sobie kawę, co niezwłocznie uczyniłem. A później dość długo siedziałem pisząc i sprawdzając wszystko. W końcu zmęczony zapisałem swoje niedokończone dzieło i padłem na łóżko. Ostatkiem sił się rozebrałem.
Jak ja kocham spać….

Teksty piosenek zostały zapożyczone!


Namikaze satelite
Chcę zebrać chmury, które ronią łzy…
Oszukując fale, wzbić się wysoko w górę.
  • An Cafe Smile Ichiban Il Onna
Błyszcz pięknie Wenus.
Błyszcz na złoto Wenus.
Tą którą rozpala moje serce
jesteś ty
dziewczyna z najpiękniejszym uśmiechem.
  • An Café You
Możesz skierować uważnie naprzód swój wzrok 
i iść dalej,ale będą to dni, 

kiedy poczujesz kompletną porażkę,
nie umiejąc znaleźć tej jednaj rzeczy. 


To było Twoje, więc nie przywiązywałeś do tego wagi. 
Teraz nikt jeszcze nie poprowadzi Twojej łodzi. 

Zadręczałeś się, jednak trzymałeś nieruchomo ręce na sterze.

Musisz czasami pochwalić siebie. 
Żyłeś pełnią życia, prawda? 

Urodziłeś się, by istnieć. 
To wystarczy, nie próbuj więcej. 
Nawet, jeśli jesteś daleki od ideału, słaby, czy niezdarny,
nic nie jest lepsze od bycia swoim prawdziwym, własnym „ja”.


Czas leci jak szalony. 
Mąci w głowie, konsternuje i męczy chwilami. 

Bądź cierpliwy, idź własnym tempem. 
Naucz się czasami ulegać swoim słabością. 


Nie musisz zmuszać się do śmiechu, kiedy czujesz się źle. 
Niech popłyną łzy i ogrzeją Twoje policzki. 
Smutek w tym momencie zniknie i ostatecznie zamieni się w przeszłość.
Kiedy nadejdzie czas, spojrzysz na to z uśmiechem. 

Urodziłeś się, by istnieć. 
To wystarczy, nie próbuj więcej. 
Nawet, jeśli jesteś daleki od ideału, słaby, czy niezdarny
Nic nie jest lepsze od bycia Twoim prawdziwym, własnym „ja”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz