piątek, 12 października 2012

Rozdział 5 1/2


5. 1/2  Irytujący dzień Sasuke

Irytujący dźwięk budzika wyrwał mnie z krainy snów. Z ociąganiem wstałem by przeprowadzić poranną toaletę. Założyłem czarne spodnie od mundurka, czarną koszulkę i bluzę. Na szczęście w naszej szkole nie były wymagane krawaty. Nie znosiłem ich. Z ociąganiem spakowałem zeszyty i książki potrzebne na dzisiaj. Zerknąłem przez okno. Zapowiadała się ładna pogoda, ale mnie jakoś to nie cieszyło.
Leniwym krokiem zszedłem na dół do kuchni, w której nikogo nie było. Wstawiłem wodę na kawę i poszukałem płatków.
- Hej, młody- w drzwiach stanął Itachi, ubrany w szary powyciągany dres.
- Cześć- odparłem machinalnie.
- Powinieneś zacząć się odżywiać jak człowiek- powiedział zaglądając mi przez ramie.
- Taaa- zbyłem go.
Itachi, co prawda potrafił być denerwujący, ale jako tako o mnie dbał. Ja z kolei nie dbałem o siebie, lecz wolałem o innych. Z pozoru byliśmy niesamowicie podobni. Podobieństwo fizyczne aż raziło, tylko nasze charaktery były inne. Itachi był wybuchową mieszanką wariata, dojrzałego mężczyzny i rozpieszczonego dzieciaka.
Ja z kolei byłem bardziej zrównoważony, choć miałem też czasem szalone przygody, ale o nie mogę spokojnie obwiniać Itachiego i Sakurę. Obaj zajmujemy się muzyką. Ja klasyczną, Ita klubową, przez co z domu cały czas jest głośno. Na szczęście nasi rodzice są bardzo wyrozumiali pod tym względem.
- Dziś na kolacji będzie Madara- poinformował mnie nagle brat.
- To super.
- Akiko też będzie.
Wzdrygnąłem się.
- Aha.
Itachi zachichotał i wyszedł z kuchni.
Akiko. Nasza kuzynka, córka Madary. Nie znosiłem jej, gdyż mi cały czas dogryzała. Wolałem spędzać czas z jej starszym bratem, Toru. Jeśli ja z Itachim się różnimy to ta dwójka była różna jak ogień i woda. Ten wieczór zapowiadał się niezwykle niemiło.
Straciłem apetyt. Odstawiłem miseczkę z na wpół zjedzonymi płatkami i wyszedłem z kuchni. Założyłem buty, wziąłem ciężki plecak i wybyłem z domu. Z kieszeni wygrzebałem telefon i napisałem do Kiby.
Jest możliwość, że mnie poratujesz wieczorem?
Na odpowiedz długo nie musiałem czekać.
Zależy jak. Jeśli finansowo to spoko, ale na towarzystwo nie licz. Idę z Hinatą na wieczorny seans.
Westchnąłem. Kiba był szaleńczo zakochany w Hinacie, przez co spędzał z nią cały swój wolny czas. Niestety nasza przyjaźń na tym ucierpiała. Napisałem wiec do Gary, mając nadzieje, że on mnie prze chomikuje.
Przyszedłem na przystanek szybciej niż się spodziewałem. A do tego nikogo nie było.
- Jak ponuro- westchnąłem i oparłem się o słupek.
Co jakiś czas zerkałem na wyświetlacz ale nic się nie zmieniało.
Co ten Gara robi, że mi nie odpisuje.
Zaczęli się schodzić inni. Pozdrawiałem ich skinieniem głowy albo krótkim „Hej”. Zauważyłem biegnącą parę. Ze zdziwieniem rozpoznałem Ino i Uzumakiego. Oboje się uśmiechali i wyglądali na zadowolonych, a mnie szlag trafiał. Kiedy stanęli obok zdążyłem się już uspokoić.
- Hej- rzuciłem do sąsiada nie licząc na odpowiedz.
- Hej.
A jednak odpowiedział.
- Dziś autobus?- zakpiłem delikatnie.
- Tak wyszło.
Zdenerwował mnie, ale mimo to się uśmiechnąłem.
- Nie rozumiem, Sakury- powiedziałem- co ona w tobie widzi?
- Może… Uważa, że jestem przystojny?
Z trudem się opanowałem.
Jaki zarozumiały idiota. Za kogo on się uważa?
Po chwili dostrzegłem zabawny aspekt tej wypowiedzi. Prychnąłem rozbawiony.
A to spryciarz. Tak mnie podejść.
Zauważyłem, że na jego twarzy również widnieje rozbawienie.
- Chyba śnisz- powiedziałem to tylko po to by go wkurzyć.
Niestety nie przewidziałem jego reakcji. Zbliżył się niebezpiecznie blisko, z dziwnym błyskiem w niebieskich oczach.
- Zaprzeczasz mojemu urokowi.
Pewna nuta w jego głosie przestraszyła mnie nie na żarty. Odsunąłem się trochę zbyt gwałtownie, ale nic innego nie przyszło mi do głowy.
- Wybacz- powiedział to z autentyczną skruchą.
- Palant…- ugryzłem się w język zanim dokończyłem zdanie.
Niepostrzeżenie zostałem złapany w pułapkę. Jedno spojrzenie w jego oczy i już nie potrafiłem odwrócić swojego spojrzenia. Musze przyznać, że ma najdziwniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Błękitne tęczówki przyglądały mi się ciekawie, co mnie niesamowicie przytłaczało. Niestety wesołym iskierkom, które nadawały tym oczom wyrazu nie udało się zdusić chłodu czającego się na dnie tego spojrzenia.
Z hipnozy wyrwała mnie czyjaś dłoń na mojej głowie. Poczułem niesamowitą ulgę, że mogę się skupić na czymś innym niż na tym spojrzeniu. Dopiero po chwili dotarło do mnie czyja to jest dłoń. Jakieś dziwne zadowolenie mnie ogarnęło i nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. Kiedy jego palce wysuwały się z moich włosów poczułem przyjemny dreszcz. To było bardzo przyjemnie…
- Naru, wsiadaj.
Głos Yamanaki podziałał na mnie trzeźwiąco. Wsiadłem za Uzumakim i obserwowałem jak się opiera o fotel.
- Nie jesteś taki zły- palnąłem bez zastanowienia, co mnie zirytowało.
- He?- jego szczere zdumienie sprawiło, że pociągnąłem ten temat.
- Chodzi mi o pierwsze wrażenie- Nie to chciałem powiedzieć. Niestety brnąłem dalej.- Jak cię pierwszy raz zobaczyłem nie zrobiłeś na mnie najlepszego wrażenia. Pomyślałem: zadufany w sobie laluś, który myśli, że jest najlepszy.
- Już tak nie myślisz?- jego sarkastyczne pytanie podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka.
- Myślę, że jak skrzywdzisz Sakurę, to ci się dobiorę do tyłka- powiedziałem zły.
- Z chęcią skorzystam.
Kiedy to usłyszałem to mnie wmurowało. Bezwiednie obserwowałem jak zwilża usta językiem, przez co omal nie ugięły się pode mnie kolana.
- Zamknij usta- powiedział uśmiechając się dziwnie.- Nie wyglądasz zbyt inteligentnie.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że wpatruje się w niego z otwartymi ustami, szybko je zamknąłem. Nie było mi do śmiechu.
Ten dupek się dobrze bawi.
- Mowę ci odjęło- usłyszałem jego głos.- Wybacz, ale trudno mnie zastraszyć. Nie tacy jak ty tego próbowali.
Prychnąłem poirytowany, ale zaraz potem przyszło zaskoczenie.
- Ty naprawdę się nie boisz- bardziej stwierdziłem niż pytałem.
- Jedyny, kto może mi przyłożyć to Neji- poinformował mnie cichym głosem.- Nadal nie rozumiesz?
Nie rozumiałem. To było dla mnie trochę zbyt skomplikowane. Bawił się słowami tak umiejętnie, że nie potrafiłem odnaleźć prawdziwego sensu jego wypowiedzi. Był zbyt dobry.
- To może i lepiej- stwierdził.
- O czym tak szepczecie jak para spiskowców- z zamyślenie znowu wyrwał mnie głos Ino.
- O pięknej blondynce, która obok mnie stoi- jego śmiały ton i wyzywające spojrzenie nieźle mnie wkurzało.
- Jesteś podły- Yamanaka zrobiła smutną minę.- Wiem, że interesuję cię tyle samo, co zeszłoroczny śnieg.
- No, co ty!- uśmiechnął się do niej w sposób w jaki nie powinien.- Moje serduszko bije dla ciebie, o piękna.
Nie mogłem uwierzyć, że tak dobrze się bawią. Jakby się znali od lat i żartowali na temat pogody a nie tak poważnych spraw. Byłem oburzony, chciałem im przerwać, ale nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu.
- Jesteś niemożliwy- powiedziała.- Po kim to masz?
- Chyba po Di- odpowiedział natychmiast.- On zawsze umie każdego oczarować.
- On? Każdego?- dopytywała się.
- Mój były- powiedział.
Do tej pory słuchałem jednym uchem. To krótkie zdanie wytrąciło mnie z równowagi, ale i też zaciekawiło. Skupiłem się nie ich rozmowie.
- Jesteś..- no tak tylko ino mogła próbować o coś takiego zapytać.
- Do połowy- nie spodziewałem się, że odpowie.
Do połowy?
Przeleciało mi przez myśl.
- Jak to?- zapytałem zdając sobie sprawę po nie czasie ze swojego niewłaściwego zachowania.
- Lubię i facetów i kobiety- prostota tej wypowiedzi mnie powaliła.
Kiedy usłyszałem jak Ino się zaczęła krztusić pośpieszyłem jej na ratunek, jednak myślami byłem gdzie indziej. Analizowałem to, co właśnie usłyszałem.
Lubi facetów i kobiety? Ale jak? Boże, o czym ja myślę? To niedorzeczne. Ale jak można lubić i facetów i kobiety?
Ta myśl nie dawała mi spokoju. Tok moich rozmyślań sprawił, że zrobiło mi się gorąco. Usłyszałem śmiech. Ze zdziwieniem spojrzałem w błękitne oczy mojego sąsiada.
- Jesteście mało tolerancyjni- powiedział rozbawiony.
- Nie prawda- zaprzeczyłem automatycznie, a mój głos mieszał się z głosem Ino.
Jakiś zły duch się dziś chyba na mnie uwziął, gdyż autobus gwałtownie zahamował. Traf chciał, że ten idiota stracił równowagę i gdybym nie stał naprzeciwko, leżałby jak długi. Gdy tylko nasze ciała się zetknęły poczułem się strasznie niezręcznie.
Lubię i facetów i kobiety…
Nie wiem, czemu w mojej głowie pojawiło się to zdanie.
- Sorry.
Przeprosił mnie a ja z zażenowaniem, czym prędzej się od niego odsunąłem.
- Wysiadamy- usłyszałem jak przez mgłę głos Yamanaki.
Wypadłem na plac jak najszybciej. Byle dalej od niego. Szybkim krokiem zmierzałem do budynku szkoły, gdy znowu usłyszałem ten jego irytujący głos.
- Jesteś nie miły- słyszałem w jego głosie naganę.
Co?... Idiota. Tak mnie wkurza, a i jeszcze ma czelność mieć do mnie pretensje.
- Niby, czemu?
- Ała, bolało- zaczął się wygłupiać a mi przechodziła cala złość na niego.- Nie poczekałeś na swojego nowego kolegę, który się nie orientuję w terenie.
- Nie jesteś moim kolegą- zaprotestowałem słabo.
- Jak to nie?- w jego głosie wyczułem rozczarowanie i mimo woli zrobiło mi się go żal.
Kiedy zobaczyłem rozbawienie na jego twarzy znowu poczułem frustrację.
- W co ty grasz?- zapytałam.
- Ja? … W nic.
- Dziwny jesteś- uspokoiłem się.
- Dzięki.
Jedno słowo. Powiedział tylko jedno słowo a ja czułem rozbawiony.
Co jest? Dlaczego tak reaguje? Raz mam ochotę go zabić a zaraz traktuję go jak przyjaciela. To takie irytujące…
- Ty też nie jesteś do końca normalny- drażnił się ze mną, więc podjąłem grę.
- Też mi odkrycie- odparłem.
Uśmiechnął się a ja nie potrafiłem być dłużny. Przed klasą czekał na mnie Kien i Sora. Podszedłem do nich, czym prędzej.
- Cześć chłopaki.
- Yo.
- Co tam amoreczki?- zapytałem zdając sobie sprawę, że jak Sora to usłyszy zrobi się czerwony jak burak. I nie pomyliłem się.
- A nic- odparł bardziej wyluzowany, Kien.
- Nic?- drążyłem, nachyliłem się nad Sorą, który był ode mnie niższy.- Widzę cienie pod oczami.
Niebieskie oczy Kiena błysnęły rozbawione, kiedy jego brązowowłosy chłopak spłonął rumieńcem. Zachichotałem. Tych dwoje zawsze dostarcza mi mnóstwo zabawy.
- Sasuke, nie daruję ci- warknął Sora, ale wiedziałem, że nie mówi poważnie.
- Skarbie, nie gniewaj się- przytuliłem się do niego i pociągnąłem nosem.
- Wybaczę jak mnie pocałujesz- powiedział to tak poważnie, że aż odskoczyłem.
Obaj wybuchli śmiechem. Kien objął Sorę i pocałował go w policzek.
- I kto teraz jest burakiem?- zapytał nadal roześmiany brązowowłosy.
- Nie spodziewałem się takiej reakcji po tobie, Uchiha- podkpiwał ze mnie Kien.- Jaki zdenerwowany.
- Zamknij się- warknąłem.
Coś jest nie tak. Nigdy tek gwałtownie nie reagowałem na ich żarty. Zaczyna mnie to przerażać.
- Dobra chodźmy do klasy- rzekł od niechcenia Kien.- Do zobaczenia Sora.
Brązowowłosy pożegnał się szybko i zniknął w tłumie. Wzrok Kiena cały czas za nim podążał. Wściekły wszedłem do klasy i od razu usiadłem w swojej ławce.
- Jestem idiotą- mruknąłem do siebie.
- Zgadza się- obok mnie usiadła Sakura.- Tylko mnie zastanawia, czemu tak późno to do ciebie dotarło.
- Jesteś zgryźliwa- burknąłem.
- Phi. A teraz się spowiadaj. Co cię gnębi, kociaku?
- Saku..- zacząłem, ale mi przerwała.
- Żadnych wykrętów. Mów. Twoja siostrzyczka cię wysłucha.
- Kocham cię- wyznałem najnormalniej w świecie.
- Wiem- odparła.- Ja ciebie też kocham. Ale nie zamydlisz mi oczu. Gadaj.
- Małpa- jęknąłem.
- Miło mi jestem, Sakura- złapała mnie za dłoń i nią potrząsnęła.
- To było okrutne- szepnąłem.
- Zasłużyłeś. Aaa, Sasu!
- C-co?
- Mam do ciebie prośbę.
- Już się boje.
Kiedy Sakura o coś mnie prosiła to zawsze się dla mnie źle kończyło.
- Nie mów tak- klepnęła mnie po ręce.- Musze wynająć twój dom na sobotę.
- Wynająć? Na sobotę?- powtórzyłem nie rozumiejąc.
- No- uśmiechnęła się promiennie.
- Po co?
- Chce urządzić imprezę.
- Że co?!- niemal krzyknąłem.
- Ciiii- zaczęła mnie uspokajać.- Razem z Ino i Temari to wymyśliłyśmy, ale nie wiemy gdzie.
- Ale po co?
- Dla, Naru.
- Dla tego idioty, nie rozumiem was- oburzyłem się trochę.
- Sasu!- warknęła.- Chcemy mu zrobić przyjęcie powitalne.
- Ale dlaczego mój dom- marudziłem, choć wiem że już przegrałem.
- Hehe- zaśmiała się.- Bo tylko u ciebie możemy się pobawić.
- Skąd ta pewność?
- Przecież twoi rodzice wyjeżdżają nad jezioro wiec załatw to.
- Skąd to wiesz?
- Ita mi powiedział.
- No, tak. Tego mogłem się spodziewać.
Uśmiechała się do mnie przez całą lekcję. Była naprawdę zachwycona wizją przyjęcia dla tego palanta. Zacząłem rozważać wszystkie za i przeciw. Jeden plus: nie chciało mi się samemu siedzieć w domu. Minus: Itachi, jego kumple i powód tej imprezy.
Jeśli się zgodzę trzeba będzie załatwić żarcie, napoje, nocleg. Jak odmówię będzie spokojnie i miło. Odmawiając narażę się na gniew Sakury a to było mało pocieszające, gdyż tylko ona potrafiła znieść moje towarzystwo dłużej niż godzina.
Na mojej ławce wylądowała karteczka od Sakury. Westchnąłem i przeczytałem wiadomość.
Ty zapraszasz Naru!
He? Heeeeeee? Czy ją do reszty pogięło?
Zerknęłam na nią, a ta wiedźma szczerzyła do mnie zęby. W pośpiechu odnalazłem długopis i odpisałem.
Nie ma mowy!
Ależ jest, skarbeńku. Jak tego nie zrobisz to…
Tego już za wiele. Groziła mi! Chcąc nie chcąc zgodziłem się inaczej mój sekret ujrzy światło dzienne. Co za wredna baba…
Gdy zaczęła się przerwa obiadowa, Sakura jak zawsze podała mi pudełeczko z przysmakami, które sama przysadziła. Ale zaskoczyła mnie, gdy zamiast jak zawsze ze mną zjeść podeszła do Uzumakiego i wyszła z nim.
- Uuuu- obok mnie pojawił się Kien.- To coś nowego.
- No…- westchnąłem, czułem się dziwnie.
- Nie załamuj się- pocieszał mnie trochę kulawo.- Znajdziesz dziewczynę i też będziesz z nią jadał. W-w-wybaczz..
Zmroziłem go wzrokiem. Co prawda nie byłem z żadną dziewczyną od dwóch lat, ale jakoś mnie to nie martwiło. Mam jeszcze czas na to by jakąś spotkać, ale teraz jest dobrze mi samemu.
- Sasu, a może ty jesteś…
W lot zrozumiałem to pytanie. Zatkałem mu usta dłonią by nie słyszeć reszty.
- Nie waż się kończyć- warknąłem.
Odsunął się ode mnie i przyjrzał krytycznie. Jego przydługie ciemne włosy opadły mu na oczy. Nie cierpliwym gestem je odgarnął.
- Dziwnie się zachowujesz- podsumował.- I ta akcja z Sorą. Nigdy cię tak czerwonego nie widziałem. Zastanów się dobrze czy lubisz dziewczyny a może wolisz tak jak ja tą brzydszą cześć naszego społeczeństwa.
- Na oglądałeś się za dużo porolni- syknąłem groźnie.
- To też- wzruszył tylko ramionami, po czym uśmiechnął się psotnie.- Ale takowe najlepiej się ogląda w towarzystwie żeby można było…
Zatkałem uszy by nie słuchać jego pokręconego wywodu. A co najgorsze z jakiegoś powodu czułem ciepło na twarzy.
- Kien?- zacząłem.
- Ta?
- Mam pytanie.
- No śmiało- usiadł obok mnie.
- Jak można lubić facetów i kobiety?
Usłyszałem głośny hałas. To mój kolega spadł z krzesła. Biedak próbował się podnieść, ale marnie mu to szło.
- No, brachu, zaskoczyłeś mnie- wymamrotał.- Co cię napadło na takie wyznanie?
- W-wyznanie?- He?- To nie tak. Nie chodzi o mnie. Boże…
- Ale burak- zaśmiał się. Wstał w końcu z podłogi i podniósł krzesło.- Więc co cię naleciało.
- Bo nasłuchałem się głupot- powiedziałem cicho.
Z niezadowoloną miną odłożyłem pudełeczko, z którego już zniknęło moje śniadanko i położyłem się na ławce.
- Jakich? Od kogo?
- Od nowego.
- Uhum. No i?
- Powiedział, że lubi facetów i kobiety, a ja się zastanawiam jak to możliwe.
- Wiesz nie do mnie z tym- powiedział pocierając kark, co znaczyło, że jest bardzo zażenowany.- Ja lubię tylko Sorę.
- Czyli facetów- podsumowałem.
- Tylko Sorę- powtórzył zawzięcie.- Innie mi się nie podobają. Tylko on.
- Słodko…- zachichotałem.
- Wiesz, ale wcześniej się w kimś innym bujałem- powiedział poważnie.- Ale ta osoba nie zwracała na mnie uwagi. Kiedy poznałem Sorę to traktowałem go paskudnie, ale teraz świata po za nim nie widzę. Teraz wiem, że to, co czułem do tamtej osoby to nie była miłość a tylko lipne zauroczenie. No, fakt, faktem jesteśmy przyjaciółmi nadal, co mnie bardzo cieszy.
- Nie wiedziałem. Jaka ta osoba jest? Znam ją?
- Taa. To ty.
- He?
Zamurowało mnie. Kien patrzył na mnie z uśmiechem bez żalu. Ale on we mnie?
- Dlaczego nic nie zauważyłem?- szepnąłem.
- Bo nie chciałem byś wiedział.
- Dlaczego?
- Bo ty byłeś wpatrzony tylko w NIĄ- warknął.- Przyjaźniliśmy się i to mi wystarczało. Dobra zamknijmy ten temat, bo mnie wkurza.
- Czemu?
- ONA mnie wkurza. Każde o niej wspomnienie. Przeklęta baba.
- Przesadzasz- westchnąłem.
- Ok. Ok.- patrzył na mnie podejrzliwie.- Nadal coś do niej czujesz.
- Nie- odparłem szybko, za szybko.
Kien westchnął, pokręcił głową a następnie zachichotał.
- A tobie, co?- spytałem.
- Swoją drogą. Ten nowy…
- Taaa- ponagliłem, kiedy znowu wybuch śmiechem.
- Niezłe ciacho z niego.
- Nie żartuj sobie!
Ale i mi się udzielił jego humor. Obaj zaśmiewaliśmy się aż do łez. Gdy już się uspokajaliśmy wystarczyło jedno spojrzenie na siebie i ponownie się śmieliśmy. Nie przeszkadzało nam to, że inni patrzyli na nas z niesmakiem. Ważne, że dobrze się bawiliśmy. Ale co dobre szybko się kończy. Następne lekcje były nudne, dlatego poddałem się błogiemu nie myśleniu.
- Sasu?
Spojrzałem na Sakurę, która się do mnie uśmiechnęła.
- Wiec jak?
Oj, zapomniałem. Miałem się zastanowić nad tą imprezą.
- No dobra- zgodziłem się.- Ale pomożesz mi w organizacji.
- Jasne- odetchnęła.- A przy okazji… Zaopiekujesz się dzisiaj Naru w drodze do domu.
- Że co?!
Zrobiła do mnie maślane oczka. Bardzo się starałem tym nie przejmować, ale w końcu się poddałem.
- Ok.
Po lekcjach wyszedłem jako pierwszy z klasy. Niestety pod bramą zmuszony obietnicą zatrzymałem się by poczekać na Uzumakiego. Pojawił się niedługo później w towarzystwie Sakury, którą trzymał za rękę. Zatrzymali się niedaleko mnie i pożegnali całując.
Jak słodko…
Patrzyłem jak odchodzi. Westchnąłem i zawołałem.
- Chodź.
Drgnął i poczekał na mnie. Kiedy ruszyliśmy usłyszałem.
- Jak miło.
Sarkazm?
- Sakura mnie o to prosiła- starałem się być spokojny.
- Dzięki.
Całą drogę zerkałem w jego stronę starając się zebrać odwagę i zaprosić go na to nieszczęsne powitanie, ale jakoś nie mogłem się przełamać.
Po prostu nie myśl o tym tylko powiedz!
Odetchnąłem.
- W sobotę organizuję małą imprezkę- Dlaczego czuję się tak zakłopotany?- Jak chcesz możesz przyjść.
- Czuję się zaszczycony- jego odpowiedź była przesiąknięta cynizmem.
- Bez takich- oburzyłem się.- Ja do ciebie z sercem a ty mi tak odszczekujesz?
Nie wiem, co go tak rozbawiło, ale moim zdaniem zbyt się wyluzował. A gdy uwiesił się na mnie to miałem ochotę go walnąć. Niespodziewanie poczułem jak jego ciepły oddech muska moje ucho. To było nawet przyjemne…
- Spokojnie, kociaku, ja tak zawsze- sposób, w jaki to powiedział sprawił, że zrobiło mi się gorąco.
- Kociaku?- oprzytomniałem w końcu i starałem się znaleźć jak najdalej od niego.
- Nom.
Ależ on mnie wkurza!..
- Nie jestem żadnym kociakiem!
- Jesteś- powtórzył.
- Nie jestem!
Po raz drugi tego dania poczułem słabość w kolanach. Znowu czułem jego palce we włosach. To było bardzo relaksujące uczucie.
Jak przyjemnie… He? Uśmiecha się? On się bawi moim kosztem…
Powróciła moja złość.
- Za dużo sobie pozwalasz- syknąłem.- I nie jestem kociakiem.
- Ale tak się zachowujesz- nie dawał za wygraną.
- Głupek- warknąłem.
-Miło mi.
Spojrzałem na niego. Jego uśmiech podziałał na mnie uspokajająco. Pożegnałem się, czym prędzej. Byłem skołowany i wyczerpany psychicznie.
Odnalazłem w kieszeni klucze. Tak jak się spodziewałem nikogo nie było. Tata w pracy, mama nie wiadomo gdzie, Ita pewnie na uczelni, a ja jak zawsze muszę siedzieć sam. Z ociąganiem wszedłem po schodach do swojego pokoju. Choć uwielbiałem tu przebywać dziś jakoś mi się nie chciało samemu siedzieć.
Postanowiłem się pouczyć. Jutro czekał mnie test z angielskiego. Zapamiętywanie nowych słówek i formuł nie było dla mnie problemem, więc szybko mi poszło. Gorzej było z esejem na japoński. Długo szukałem w głowie odpowiednich słów dla swoich myśli. Chociaż bardzo się starałem nie skończyłem pisania, została mi jeszcze strona. Z westchnieniem odłożyłem długopis i podszedłem do drzwi balkonowych by je otworzyć. Ze zdumieniem zauważyłem w sąsiednim domu na balkonie znajomą postać. Odruchowo schowałem się za zasłonę by móc go swobodnie obserwować.
To był Naruto. Chłopak był bez reszty pogrążony w lekturze. Bez pośpiechu przewracał następne strony, od czasu do czasu uśmiechając się do siebie. Czułem się naprawdę dziwnie tak go obserwując. A na dodatek tak zaburzył mój spokojny świat. Przez niego miałem się teraz, nad czym zastanawiać. Z ociąganiem odsunąłem się od okna, moje spojrzenie padło na skrzypce.
W moim sercu zrobiło się cieplej. Wziąłem je i podszedłem ponownie do okna. Szybko i sprawnie sprawdziłem czy są dobrze nastrojone, po czym zaczepem grać Ave Maryja cały czas go obserwując. Drgnął, rozejrzał się i utkwił spojrzenie w moim oknie. Książka bezwiednie wypadła z jego rąk, ale on się nie przejmował. Zachowanie, Uzumakiego mile mnie połechtało. Uważałem, że jest raczej fanem muzyki klubowej, niż klasycznej. Później zagrałem „4 pory roku” Vivaldiego po kolei: Wiosna, Lato, Jesień, Zima. A on dalej słuchał. Przeszedłem na bardziej skoczne utwory, dopiero się rozkręcałem, gdy drzwi mojego pokoju otwarły się głośno. Podskoczyłem jak wyrwany ze snu.
- Ile można cię wołać- poskarżył się Itachi.
- Co chcesz?
- Kolacja za godzinę- i już go nie było.
- Ach, tak.
Zerknąłem przez okno. Uzumakiego też nie było. Poczułem się trochę rozczarowany, zamknąłem okno i postanowiłem wziąć gorącą kąpiel. Kiedy tak leżałem w gorącej wodzie moje myśli krążyły wokół wyznania Kiena. Bardzo mnie tym zaskoczył.
Lubię i facetów i kobiety
Niespodziewanie w mojej głowie pojawiło się to zdanie i obraz roześmianej twarzy tego głupka. Zirytowany zanurzyłem głowę w wodzie by oczyścić ją z zbędnych myśli. Po kilku minutach wyszedłem z wanny i wszedłem do pokoju w poszukiwaniu ubrań. Z szafy wyciągnąłem stare przetarte bojówki i przydużą czarną bluzę z kapturem. Nadal z mokrymi włosami zszedłem na dół. W salonie ktoś prowadził wesołą rozmowę z Itachim. Kiedy wszedłem nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Usiadłem, więc na sofie obok, Madary, który popijał coś ze swojej szklaneczki.
- Yo- zagadnąłem.
- A witaj- uśmiechnął się do mnie.- Co tam u ciebie?
- A po staremu- głośny śmiech przykuł na chwilę naszą uwagę.- Akiko jak zawsze hałaśliwa.
- Ita też.
Obaj zachichotaliśmy.
- Co u Toru?- zapytałem.
- Przeziębił się. Niedługo wraca do domu.
- To cudownie.
Uchiha Toru miał tylko 20 lat, ale był rozchwytywanym przez wszystkich aktorem. Zawsze mu zazdrościłem zapału, z jakim podchodził do swojej przyszłości. Od kąt tylko pamiętam zawsze mówił, że podbije serca ludzi na całym świecie. Jego marzenie się powoli spełniało.
- A ty nadal ciężko ćwiczysz?- spytał mnie wuj.
- Staram się.
- To dobrze- zwrócił się do mojego taty.- A tak przy okazji słyszałem, że macie nowego sąsiada.
- A zgadza się- odpowiedział tata.- Jak im było…
- Namikaze- podpowiedziała mama.- Bardzo miła rodzina.
- Namikaze? A nie Uzumaki?- zapytałem.
- Tylko ich starszy syn nosi to nazwisko- wyjaśniła mi rodzicielka.- Bardzo przystojny i miły chłopak. Zapraszam na kolację.
- Tylko jakiś taki inny- powiedział niespodziewanie Itachi.
- Itachi!- ofuknęła go mama.
- No, co- powiedział ciszej.- Taki jakiś tajemniczy jest.
- Jak każdy nowo poznany człowiek- uciął tata.
- Namikaze…- westchnął Madara.- Twarda sztuka z niego.
- Znasz go?- zapytał tata.
- Ty też go znasz- padła odpowiedz.- Jest autorem twoich ulubionych kryminałów a po za tym to prezes Genesis.
- Fiu, fiu- zagwizdał Itachi.- Ale osobistość.
- Dobrze z takim żyć w zgodzie- powiedział tata a Madara się z nim zgodził.
Rozmowa zeszła na interesy. Ja, Ita i Akiko grzecznie milczeliśmy, chodź mieliśmy swoje zdania, co do niektórych ich poglądów.
Akiko nie jadła za dużo, zaczęła bawić się włosami, ale po chwili się jej to znudziło. Niespodziewanie usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Zażenowany przeprosiłem i wyszedłem z jadalni by odebrać.
- Hej, tu Gara- usłyszałem.
- Yo.
- Wybacz, że wcześniej nie dałem znaku życia, ale byłem z Chu u weterynarza i bateria mi padła.
- Teraz też nie dzwonisz ze swojego.
- Dzwonie z mieszkania Kankuro, więc wiesz.
- Ta…
- Więc co chciałeś?
- Już nic. A co z Chu?
- Utknęła w tej starej rurze i trzeba było ją ratować. Ma kilka szwów, ale to wszystko.
- Biedna.
- Taaa. No ja muszę kończyć, bo do Kiby po lekcje jeszcze skoczyć trzeba, więc baju.
- Bay.
Westchnąłem cicho. Cały Gara. Wiele zamieszania z tą jego kotką, no, ale ja też uwielbiałem tego zwierzaka. Wróciłem do jadalni. Dorośli nadal rozmawiali. Itachiego i mojej kuzynki nie było nigdzie widać, jednak głośna muzyka doprowadziła mnie do salonu.
- Wy dwoje zdecydowanie lubicie hałas- warknąłem.
- Kyaa. Nasz lubiący spokój słodziak przyszedł- zawołała Akiko i zachichotała.
- Hahaha- zaśmiałem się sztucznie.
- Sztywniak- zrobiła urażoną minę i przestała zwracać na mnie uwagę.- Ita, kiedy grasz w Rondzie?
- W niedzielę mam występ.
- Załatw mi wejściówki.
Przestałem ich słuchać i zmyłem się do swojego pokoju. Szybko przygotowałem się do snu.
To był męczący dzień..
Z westchnieniem oddałem się w ramiona Morfeusza…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz