piątek, 12 października 2012

Rozdział 05


05 Trochę szczęścia i udawania..

Z snu pełnego koszmarów wyrwało mnie przenikliwe zimno i ból mięśni. Oszołomiony spróbowałem usiąść, lecz było to ponad moje siły. Powoli docierało do mnie gdzie jestem i jak tu się znalazłem. Oczy przyzwyczaiły się do panującej wokół szarości.
Ciekawe, która jest godzina?
Powstrzymując cisnące się na usta przekleństwa ponowiłem próbę wstania. Powoli by nie stracić równowagi i nie ześliznąć się z dachu podszedłem do krawędzi.
Znowu to zrobiłem.
By ukryć cierpienie zawsze zaszywam się w mało dostępnych miejscach. Tym razem to dach i pewnie nieraz posłuży mi za schronienie.
- Jestem wariatem- cicho stwierdziłem oczywisty fakt.- Jak ja mam teraz zejść?
Ukucnąłem nad krawędzią i zrzuciłem koc, który wylądował na ziemi. Sam zaś ostrożnie trzymając się krawędzi zsunąłem się w dół. Czułem się idiota tak dyndając na rękach i próbując zahaczyć nogą o balustradę. W końcu się udało, złapałem równowagę i po chwili bezpiecznie wylądowałem na balkonie.
- Wariat- mruknąłem sam do siebie.
Złapałem nieszczęsny koc, po czym wszedłem do pokoju. Swoje kroki skierowałem do łazienki po moją podręczną apteczkę. Szybko znalazłem w niej potrzebne tabletki: witaminy, coś na wzmocnienie i przeciw grypie. Połknąłem je popijając wodą z kranu. Nie zamierzałem być chory. Nie znosiłem tabletek, syropów ani innych lekarstw ale zdawałem sobie sprawę że jeśli teraz ich nie wezmę to się rozchoruję i czeka mnie więcej tego paskudztwa. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym.
Zrezygnowałem z mojego kochanego zimnego prysznica na rzecz gorącego. Szybko uporałem się z poranną toaletą i mogłem się spakować do szkoły. Budzik przy łóżku zadzwonił wskazując 5:30. Z westchnieniem podszedłem do komputera i włączyłem go. Sprawnie sprawdziłem pocztę, miałem 3 wiadomości.
Od Saso:
Dzieciaku, co jest? Czarny humor? No, niewierze tak szybko? Ostatni miałeś zaraz przed wyjazdem. Postaraj się wytrzymać, a ja w tym czasie coś wykombinuje z Słoneczkiem.
Przeczytałem wiadomość i uśmiechnąłem się delikatnie. Sasori zna mnie najlepiej, zawsze wie, jaki mam humor i co mi w danej chwili jest potrzebne.
Tylko uprzedźcie mnie o swoich planach nie chce przeżyć zawału. A i rodzinna się powiększy. Mama się spodziewa dziecka. Muszę ją przeprosić…
Tak muszę ją przeprosić, bo zachowałem się jak ostatni debil.
Następna wiadomość była, od Toniego. Szczerze zdziwiło mnie to.
Yo, staruszku! Co tam u Cb? Chłopaki mnie męczą o nowe wiadomości od ich kochanego stratega. Tylko nie wpadaj w samo zachwyt. Wiesz nadal nie mogę uwierzyć, że ty już w 2 klasie liceum. Ja bym bez wakacji nie wytrzymał. Podziwiam Cię za to głupolu xD. Postaraj się do nas wrócić, chociaż na wakacje, tak na troszkę. Mamy w planach obóz a w przyszłym roku mistrzostwa. Co tam jeszcze… pewnie nic. Bay:)
Z niesmakiem kilka razy przeczytałem tą wiadomość zanim zdobyłem się na kilka słów odpowiedzi. Toni potrafił mnie zawsze wkurzyć używając słów typu: kochany, słodziak, misio. Nie żebym miał coś do tego. Tylko, że bardziej pasują te określenia do jego dziewczyny niż do mnie. Faktem też jest, że ten cwaniak nauczył się tego od Deidary i wykorzystywał każdą okazję by sprawdzić jak na to reaguję. Raz posunąłem się do ukarania go pocałunkiem, nie takim zwykłym muśnięciem warg, ale prawdziwym pocałunkiem z języczkiem. Nigdy nie zapomną jego przerażonej miny i zniesmaczonego spojrzenia. Na samo wspomnienie nachodzą mnie złośliwe myśli.
Nie martw się o mnie i powiedz chłopakom, że to miłe, ale tak szybko mnie nie zobaczą. Ciekawi mnie, który tak uległ mojemu urokowi, że chcą mnie z powrotem. Raczej jak byłem pod ręką to nikt za mną nie tęsknił.
Ostatnia wiadomość była z regulaminem konkursu, w jakim miałem brać udział. Nie spojrzałem na teks i szybko ją wykasowałem. Z ponurą miną wyłączyłem komputer.
Prawie 6. I co ja mam robić?
Chwyciłem za telefon, na którym widniało 1 połączenie nieodebrane i 1 wiadomość od Sakury.
Hej. Dzięki za dziś. Sasu wychodził z siebie ciekawy o całą tą sytuację. Przy okazji czy lubisz kulki ryżowe?
Kulki? Co to było? A Już wiem.
Dawno je jadłem, ale pamiętam, że mi smakowały. Dlaczego pytasz?
Czy ten czas musi się tak wlec?
Patrzyłem zirytowany na wyświetlacz. Z ponurą miną przeglądałem książkę telefoniczną. Bez zastanowienia zadzwoniłem do Ino. Po 4 sygnale odebrała mówiąc zaspanym głosem.
- Nudzi Ci się?
- Trochę- odpowiedziałem.
- Wrr… Która to?
- Coś kilka minut po 6.
- Jeju, ale mi się nie chce wstawać- usłyszałem jej głośne ziewnięcie.
- Ja już od godziny chyba na nogach jestem.
- O ja pi… I po co tak wcze…- znowu ziewnięcie- …śnie.
- Tak wyszło- odpowiedziałem lakonicznie.
- To dobrze, że mnie nie budziłeś jak wstałeś.
- A chciałabyś?- drażniłem się.
- Przecież mówię…- zaśmiałem się przerywając jej.- Osz ty. Po co dzwonisz?
- Chce byś zabawiła się w moją niańkę.
Usłyszałem jej tłumiony chichot.
- Tak? A co będę z tego miała?
- Buziaka?
- Ciekawa propozycja- mówiła to rozbawionym tonem.- No dobra, na czym ma polegać to niańczenie?
- Po prostu zaopiekuj się mną w drodze do szkoły, bo nie mam zielonego pojęcia jak tam się dostać.
- Ojej! Biedne maleństwo. W szkole też ci towarzyszyć?
- Neee.
- A czemu?- zapytała zdziwiona.
- Sakura się mną zaopiekuje.
- A już wzięła cię pod swoje skrzydła.
- Poprosiłem ją o chodzenie a ona się zgodziła.
- Chyba czegoś nie rozumiem- mruknęła cicho.
- To znaczy, że nie udajemy tylko naprawdę ze sobą chodzimy. Sakura mi się podoba.
- Kyaaaa!- krzyknęła Ino prosto w moje ucho, na co skrzywiłem się wzburzony.
- Nie krzycz, bo ogłuchnę- skarciłem ją.
- Wybacz- zapiszczała.- Nar,  nawet nie wiesz jak się cieszę. Sakura zasłużyła na odrobinę szczęścia.
Zrobiło mi się potwornie głupio. Coś mi się zdaje że w razie wpadki dostanę nie tylko od Nejiego.
- Taaa- potwierdziłem cicho.
- Dobra my tu, gadu, gadu a ja nie gotowa. Muszę się pośpieszyć mam tylko półgodziny. Po 7 przed moim domem.
- Jasne. Dzięki za opiekę.
- Dla ciebie wszystko.
- Uważaj, bo wykorzystam.
- Ba! No to, pa.
- Pa.
Zamyślony kilka minut patrzyłem na telefon w mojej dłoni. W końcu się otrząsnąłem i niemal biegiem wszedłem do garderoby. Sprawie odnalazłem szarą bluzę, po czym z plecakiem zszedłem na dół.
- Hej- przywitałem się z mamą, która na mój widok niepewnie się uśmiechnęła.
Serce ścisnęło mi się z żalu. Podszedłem do niej i przytuliłem się do niej.
- Proszę wybacz mi- powiedziałem cicho.- Nie chciałem żeby tak wyszło. Ta wiadomość mnie zaskoczyła. Przepraszam…
- Ja też przepraszam, synku- odpowiedziała.- Kocham cię.
Cholera! Dostrzegła w moich oczach rezerwę. A niech to szlag..
- Też cię kocham.
Odsunąłem się od niej i usiadłem przy stole. Mama postawiła przede mną kawę, złapałem za cukierniczkę i osłodziłem ją a po chwili dodałem mleczka.
- Nie masz dobrego humoru- zauważyła.
- Stres- odparłem cicho.
- Dasz radę jak zawsze.
Nie odpowiedziałem, popijając moją przesłodzoną kawę. Nie przepadam za słodkimi potrawami i napojami, ale są dobre na zmęczenie i zły humor.
- Nie wiesz może gdzie mój i-pod?- zapytałem nagle.
Mama zmarszczyła brwi zanim mi odpowiedziała.
- Ostatnio Kloe sprawdzała jego wodoodporność.
- CO!?- Wrzasnąłem i biegiem, przeskakując po dwa stopnie wpadłem do pokoju siostry.
- Kloe…- zacząłem groźnie.
Ta popatrzyła na mnie niewinnie z nad pakowanego właśnie plecaka.
- Czy coś się stało, braciszku?
- Gdzie mój i-pod?- spytałem.
- A…- zająkała się a ja zmrużyłem zły oczy.- Jest cały i zdrowy- zapewniła szybko- patrz.
Podeszła do mnie podając mi czarny prostokącik.
- Tylko musisz wziąć inne słuchawki te od niczego się nie nadają- oznajmiła z rozbrajającą miną.
- Kloe!
- Oj, bądź dzielnym chłopcem przecież nic się nie stało.
Zrezygnowany popatrzyłem na swojego kochanego i-poda. Jak ona mogła to były moje ulubione słuchawki, które dostałem od Toniego. Z westchnieniem podreptałem do pokoju po zapasowe.
- Dobra dzieciaki zbierać się- zawołał tata.
Zbiegłem, założyłem bluzę i pocałowałem mamę w policzek na do widzenia.
- Sorka, ale się umówiłem- powiedziałem i już nie mnie było.
Szybkim krokiem ominąłem żywopłot. Stojąc przed drzwiami do domu Ino odetchnąłem kilka razy, po czym nacisnąłem dzwonek. Chwilę później w drzwiach stanęła mama Ino.
- Dzień dobry- przywitałem się.- Jest Ino?
- O, witaj- uśmiechnęła się do mnie.- Wejdź.
Posłusznie przekroczyłem próg jej domu. Poprowadziła mnie do kuchni gdzie przy stole siedziała jej córka kończąc swoje śniadanie.
- Hej- zawołała uśmiechnięta.
- Cześć.
Zadziwił mnie jej schludny makijaż i nienaganny strój. Kącik moich ust delikatnie się uniósł.
- Z czego się śmiejesz?- zapytała.
- Jestem pod wrażeniem- powiedziałem po prostu.
- Niby, dlaczego?
- Nie ważne.
Dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwie i zaśmiała się perliście.
- Nie wiedziałam, że moja dziewczęca uroda tak na ciebie działa.
- Ino- krzyknęła zakłopotana jej mama.
- Twoja dziewczęca uroda jest niezaprzeczalna- uspokajająco spojrzałem na panią Yamanaka.- Ale moje serce bije dla innej.
- Sakura to szczęściara.
Poczułem ukucie w okolicy serca. Musiałem grać jak najlepiej.
- No nic idziemy, bo autobus nam ucieknie- powiedziała Ino.- Pa mamo.
- Do widzenia.
- Miłego dnia dzieciaki.
Yamanaka złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła wstanę wyjścia. Biegiem pokonywaliśmy chodnikiem dystans do przystanku. Zatrzymaliśmy się kolo grupki młodych ludzi, znałem tam tylko Uchihe.
- Cześć wam- zawołała Ino.
- Hej- przywitałem się lekko zmieszany.
- Siemka- odpowiedziało kilka osób.
Yamanaka wdała się w dyskusje z jakąś brązowowłosą dziewczyną zaś ja zacząłem przypatrywać się zebranym.
- Hej- usłyszałem spokojny głos Uchihy.
- Hej.
- Dziś autobus?- zapytał lekko kpiącym głosem.
- Tak wyszło- odpowiedziałem tym samym tonem.
Na jego bladej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Nie rozumiem, Sakury- zaczął- co ona w tobie widzi?
- Może- udałem zamyślenie.- Uważa, że jestem przystojny?
Prychnął cicho rozbawiony tą sugestią.
Jak kociak…
- Chyba śnisz- drażnił się ze mną.
Podszedłem i nachyliłem się nad nim.
- Zaprzeczasz mojemu urokowi- powiedziałem to cichym uwodzicielskim głosem.
Odskoczył ode mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Wybacz- mruknąłem tracąc nagle humor.
- Palant…
Utkwiłem spojrzenie w jego oczach. Widziałem jak stara się odwrócić, ale jakaś dziwna siła go od tego powstrzymywała. Niemiła satysfakcja rozpaliła się ciepłym płomieniem w moim sercu.
Bez zastanowienia uniosłem rękę i zmierzwiłem mu włosy jak małemu chłopcu. Warknął cicho, ale na jego ustach błąkał się cwany uśmieszek.
A to cwana bestia!
- Naru, wsiadaj- zawołała Ino.
Obaj podskoczyliśmy na dźwięk jej głosu, otrząsnęliśmy się z chwilowego zawieszenia i wsiedliśmy do autobusu. Wszystkie miejsca siedzące były niestety zajęte wiec zrezygnowany oparłem się delikatnie o jeden z foteli.
- Nie jesteś taki zły- powiedział nagle Sasuke.
- He?- Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Chodzi mi o pierwsze wrażenie- wytłumaczył.- Jak cię pierwszy raz zobaczyłem nie zrobiłeś na mnie najlepszego wrażenia. Pomyślałem: zadufany w sobie laluś, który myśli, że jest najlepszy.
Zaskoczyła mnie jego opinia.
- Już tak nie myślisz?- w moim głosie pobrzmiewały sarkastyczne nutki.
- Myślę, że jak skrzywdzisz Sakurę, to ci się dobiorę do tyłka- warknął groźnie.
- Z chęcią skorzystam- zwilżyłem koniuszkiem języka wargi.
Patrzył na mnie zszokowany nie spuszczając wzroku z moich ust. Wygiąłem je w cynicznym półuśmieszku.
- Zamknij usta- powiedziałem cicho.- Nie wyglądasz zbyt inteligentnie.
Posłuchał mojej rady przybierając ponury wyraz twarzy.
- Mowę ci odjęło- zakpiłem.- Wybacz, ale trudno mnie zastraszyć. Nie tacy jak ty tego próbowali.
Znowu prychnął jak rozdrażniony kot.
- Ty naprawdę się nie boisz- stwierdził ze zdziwieniem.
- Jedyny, kto może mi przyłożyć to Neji- powiedziałem cicho, ale tak by on to usłyszał.- Nadal nie rozumiesz?
Pokręcił przecząco głową a ja westchnąłem zrezygnowany.
- To może i lepiej- powiedziałem.
- O czym tak szepczecie jak para spiskowców- zainteresowała się Ino.
- O pięknej blondynce, która obok mnie stoi- powiedziałem poważnym tonem wyzywająco patrząc w czarne oczy Uchihy.
- Jesteś podły- burknęła Ino.- Wiem, że interesuje cię tyle samo, co zeszłoroczny śnieg.
- No, co ty- zaprzeczyłem żarliwie, posyłając jej psotny uśmiech.- Moje serduszko bije dla ciebie, o piękna.
Ino zaśmiała się, Sasuke zaś patrzył na mnie ponuro.
- Jesteś niemożliwy- powiedziała z pretensją.- Po kim to masz?
- Chyba po Di- odparłem bez zastanowienia.- On zawsze umie każdego oczarować.
- On? Każdego?- zapytała ciekawie.
- Mój były.
Moja nieprzemyślana odpowiedz wprawiła ich w stan głębokiego zaskoczenia.
- Jesteś…- zaczęła niepewnie Ino.
- Do połowy- odparłem rozdrażniony tym, że ta rozmowa odbywa się przy Sasuke.
- Jak to?- zapytał zaciekawiony.
- Lubię i facetów i kobiety- wyznałem z prostotą.
Ino zachłysnęła się powietrzem i zaczęła się krztusić. Sasuke pośpieszył jej na ratunek. Widziałem jak unikając mojego wzroku delikatnie zarumieniła się jego twarz.
A to ciekawe.
Zaśmiałem się wywołując u nich kolejną fale zdziwienia.
- Jesteście mało tolerancyjni- powiedziałem.
- Nie prawda- zaprzeczyli jednocześnie.
Autobus zatrzymał się dość gwałtownie, straciłem równowagę i uderzyłem w stojącego obok mnie Sasuke.
- Sorry- mruknąłem.
Odsunął się ode mnie szybko z grymasem niezadowolenia na twarzy.
- Wysiadamy- poinformowała mnie Ino.
Wyszedłem za nią. Uchiha czym prędzej udał się do budynku szkoły, pożegnałem się z Ino i poszedłem w jego ślady.
- Jesteś nie miły- powiedziałem, kiedy tylko go dogoniłem.
- Niby, czemu?- warknął.
- Ała, bolało- złapałem się teatralnie za serce.- Nie poczekałeś na swojego nowego kolegę, który się nie orientuje w terenie.
- Nie jesteś moim kolegą- burknął cicho.
- Jak to nie?- zapytałem z udawanym rozczarowaniem.
- W co ty grasz?
- Ja?- zastanowiłem się.- W nic.
- Dziwny jesteś- rzucił z uśmiechem.
- Dzięki.
 Parsknął śmiechem, co mnie zaskoczyło. Miał miły dla ucha śmiech, taki delikatny i zaraźliwy. Wyszczerzyłem się w uśmiechu.
- Ty też nie jesteś do końca normalny- powiedziałem zaczepnie.
- Też ci odkrycie.
Uśmiechnięci weszliśmy do klasy. Kilka osób przyjrzało nam się zdziwionych. Sasuke zaczepiony przez znajomych zaczął z nimi rozmawiać, ja zaś usiadłem w swojej ławce.
- Hej, Shikamaru- powiedziałem do leżącego na ławce chłopaka.
- Yo- odpowiedział znudzonym głosem.
- Nie w sosie?- zapytałem.
- Temari się na mnie obraziła- powiedział cicho.
- Za co?
- Bo musiałem odwołać nasze wyjście do kina.
- Uuu- potarłem z zażenowania dłonią szyje.- Nie znam dziewczyny, która by się nie obraziła.
- Taaa- jęknął.- Ale to naprawdę nie moja wina.
- To powiedz jej to.
- Mówiłem.
- Aha.
- I co ja mam teraz zrobić?- marudził rozdrażniony.
- Zaproś ją na romantyczną kolację w ramach przeprosin-rzuciłem, by powiedzieć cokolwiek.
Drgnął i wyprostował się, spoglądając na mnie w zamyśleniu.
- Nie głupie- jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.- Dzięki.
- Nie ma, za co- burknąłem.
Tuż przed dzwonkiem do klasy weszła Sakura. Podeszła do mnie, zarzuciła ręce na moją szyję i pocałowała w policzek.
- Cześć- powiedziałem zakłopotany.
- Hej- uśmiechnęła się promiennie.
Patrzyłem za nią jak podchodzi do swojej ławki, po czym wita się z Uchiha.
- A jednak to prawda- mruknął cicho Nara.
- Niby, co?- zapytałem zdezorientowany.
- Że ty i Saku macie się ku sobie. Chłopie nie rozbieraj jej tylko wzrokiem.
Zaskoczony zmarszczyłem brwi starając przypomnieć sobie czy tak na nią patrzę. Shika zaśmiał się łobuziarsko z mojej miny.
- Żartowałem- oznajmił kpiąco.
- Bardzo śmieszne- warknąłem zły.
Do klasy wszedł nauczyciel uniemożliwiając nam dalszą rozmowę. Zacząłem się zastanawiać nad tym czy kiedykolwiek patrzyłem na kogoś w taki dwuznaczny sposób. Jednak nic nie mogłem sobie przypomnieć. Z stanu zamyślenia wyrywałem się tylko na przerwach, na lekcjach pilnie robiłem notatki, by później mieć mnie nauki. Tak mi minął czas do długiej przerwy.
Jak tylko zabrzmiał dzwonek mający ją obwieścić obok mnie stanęła Sakura, złapała mnie za rękę i wyprowadziła z klasy.
- Dokąd idziemy?- zapytałem zbity z tropu.
- Na dziedziniec- odpowiedziała psotnie.
- Po co?
- Jako para powinniśmy jadać razem- zaczęła tłumaczyć.- Ale naszym celem jest Neji a on zawsze jada na dworze razem ze swoim fan clubem.
- Fan Clubem?- powtórzyłem zaskoczony.
- Neji jest liderem zespołu rockowego- powiedziała to z irytacją.- Dziewczyny cały czas się za nim włóczą.
- A nich mnie!- wykrzyknąłem.- Ten drań to zrobił.
- Co zrobił?- zapytała, wychodząc na zalany słońcem dziedziniec szkoły.
- Kiedyś marzyliśmy o założeniu zespołu- wyjaśniłem.- Ja jako gitarzysta on jako wokalista. No, ale życie płata figle.
- Grasz?- zainteresowała się od razu.
- Już nie- powiedziałem z lekkim smutkiem.
- Dlaczego?
Usiedliśmy na jednej z wolnych ławek.
- Tak jakoś- odparłem wymijająco.
Podała mi jakieś pudełeczko. Zaskoczony otworzyłem i zobaczyłem apetycznie wyglądające drugie śniadanie.
- Wygląda świetnie- pochwaliłem szczerze, na co delikatnie się zarumieniła.
- Jedz i opowiedz mi jak to się stało, że nie grasz już- zaproponowała.
Zmarszczyłem brwi niezadowolony, ale postanowiłem jej powiedzieć.
- Grałem do 12 roku życia. W tym okresie wrócił mój tata. Trochę się skomplikowało, wpadłem w złe towarzystwo.
- Myślałam, że dogadujesz się z tata- wtrąciła cicho.
- Teraz tak, ale wtedy go nienawidziłem- mówiłem to z przygnębieniem.- Zaczęła się moja przygoda z narkotykami i alkoholem. Stałem się agresywny, potrafiłem przyłożyć komuś tak bez powodu. Sprawiałem mnóstwo problemów. Pół roku później przeze mnie omal nie umarła Kloe. Rzuciłem nałogi i stałem się „dobrym” chłopcem, ale nie do końca. Dla mamy jej kochany chłopiec powinien grać na gitarze tak jak dawniej, ale ja nie potrafiłem na nią nawet spojrzeć. Była symbolem niespełnionego marzenia, a po za tym nadal mam napady iście diabelskich humorów. Gitara symbolizuje mnie z przed okresu poznanie taty, Miharu i Kloe. Nigdy nie będę taki jak kiedyś. Jak poznałem Sasoriego znowu zacząłem grać, jednak to już mnie tak nie pociągało. Gram od czasu od czasu, ale bardziej interesuje mnie aktorstwo. W udawaniu, ukrywaniu swoich uczuć i mydleniu komuś oczu jestem bardzo dobry.
- Nie mogę uwierzyć, że taki jesteś- rzekła cicho.
- Ja czasami też, ale to szczera prawda.
- Ten Sasori musi być dla ciebie ważny skoro zacząłeś grać jak go poznałem.
- Saso i Di to najbliższe mi osoby oprócz rodziny oczywiście. Wiedzą o mnie wszystko i akceptują takim, jakim jestem naprawdę. Przy nich nie muszę udawać.
Nagle Sakura wstała, podeszła do mnie, pochyliła się i przytuliła mnie.
- Mam nadzieję, że przy mnie też będziesz sobą- wyszeptała mi do ucha.
Poczułem jak fala ciepła zalewa mi serce. Pociągnąłem ja za ramie, na co ona z cichym okrzykiem zaskoczenia usiadła mi na kolanach. Zanim zdołała cokolwiek zrobić, oplotłem ja ramionami i wtuliłem twarz w jej włosy, uniemożliwiając jej odsunięcie się ode mnie.
- Cześć, wam- usłyszałem czyjś niezadowolony głos.
- Cześć, Neji- odpowiedziała Sakura, lekko drżącym głosem.
- Yo- odsunąłem się od dziewczyny z uśmiechem na ustach.
Neji patrzył na nas spojrzeniem, z którego nie potrafiłem nic odczytać. Jego długie włosy lekko powiewały na wietrze. Sakura speszona jego spojrzeniem poderwała się z moich kolan, nerwowo poprawiając spódniczkę od mundurku. Również wstałem, leniwie się przeciągnąłem i objąłem dziewczynę do siebie. Taka śmiałe zachowanie z mojej strony nie spodobało się mojemu staremu przyjacielowi. Jego oczy wcześniej obojętne teraz ciskały błyskawice. Już otwierał usta by coś powiedzieć, lecz przerwał mu dzwonek na lekcję. Uśmiechnąłem się kpiąco i powiedziałem do Sakury.
- Chodź kochanie, spóźnimy się.
Haruno podskoczyła słysząc mój głos, szybko zebrała swoje rzeczy. Podałem jej ramię i ignorując Hyuuge poprowadziłem ją w stronę budynku szkoły. Czułem jak Sakura odwraca w jego stronę głowę i zerka przez ramię.
- Nie martw się- rzekłem uspokajająco.- Jest zazdrosny, chodź stara się to ukryć.
- Mam nadzieje- westchnęła.- Widząc go moje serce gwałtownie przyśpieszyło, nie wiedziałam, co mam robić.
Po mojej twarzy przemknął grymas frustracji.
- Spokojnie, jestem z tobą.
Weszliśmy do klasy, na szczęście nauczyciela jeszcze nie było. Usiadłem obok bujającego w obłokach Shikamaru i sam odpłynąłem. Do końca zajęć nie działo się nic ciekawego. Po ostatnim dzwonku wstałem i poczekałem na Sakurę przed drzwiami. Trzymając się za ręce wyszliśmy ze szkoły. Przed bramą pożegnaliśmy się delikatnym pocałunkiem w policzek.
- Chodź- usłyszałem.
Nieopodal stał czekający na mnie Sasuke.
- Jak miło- wygiąłem usta w uśmiechu.
- Sakura mnie o to prosiła- wyjaśnił niechętnie.
- Dzięki.
W milczeniu pokonaliśmy drogę na przystanek. Po kilku minutach jechaliśmy już autobusem, cały czas panowała miedzy nami cisza. Wysiedliśmy na naszym przystanku i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę naszych domów.
- W sobotę organizuję małą impreskę – niespodziewanie przerwał ciszę Uchiha.- Jak chcesz możesz przyjść.
- Czuje się zaszczycony.
- Bez takich- warknął.- Ja do ciebie z sercem a ty mi odszczekujesz.
Zaśmiałem się i zarzuciłem mu na ramię swoją rękę. Tak oparty, nadal idąc, powiedziałem mu do ucha.
- Spokojnie, kociaku, ja tak zawsze.
- Kociaku?- zapytał, odsuwając się ode mnie.
- Nom.
- Nie jestem żadnym kociakiem- zaprotestował oburzony.
- Jesteś.
- Nie jestem!
Z uśmiechem tak jak z rana zmierzwiłem mu włosy. Spojrzał na mnie ze złością.
- Za dużo sobie pozwalasz- powiedział obrażony.- I nie jestem kociakiem.
- Ale się tak zachowujesz- zapewniłem.
- Głupek.
- Miło mi.
Roześmieliśmy się, pożegnaliśmy i weszliśmy do swoich domów.
- Już jestem- zawołałem jak tylko przekroczyłem próg.
- Witaj, kochanie- usłyszałem głos mamy dobiegający z kuchni.
Coś bardzo ładnie pachniało, więc tam skierowałem swoje kroki.
- Mniam, ale jestem głodny- zawołałem.
Podszedłem do mamy i złożyłem na jej policzku pocałunek. Ona uśmiechnęła się i pokazała gestem, że nie jesteśmy sami. Przy stole popijając kawę siedziała jakaś kobieta.
- Dzień dobry- pośpiesznie się przywitałem.
- Dzień dobry- odpowiedziała.
- To mój syn Naruto, Naru to jest pani Uchiha, nasza sąsiadka- przedstawiła moja rodzicielka.
- Miło mi panią poznać.
- Mi ciebie również. Mam syna w twoim wieku, Sasuke. Może byście się zaprzyjaźnili.
Moje usta wygięły się w uśmiechu.
- Już znam pani syna- odparłem.- Chodzimy do tej samej klasy.
- Naprawdę?- ucieszyła się brunetka a ja dopiero teraz zauważyłem jej podobieństwo do Uchihy.
Miała piękne czarne oczy przepełnione radością i dobrocią. Kruczoczarne włosy opadały jej miękką falą na plecy, a krótsze końcówki okalały delikatnie jej twarz. Pani Uchiha była z pewnością piękną i pociągającą kobieta.
- Proszę, skarbie- mama postawiła na stole talerz z spaghetti z kurczakiem.
- Zjem u siebie- wziąłem talerz i zmyłem się z kuchni.
U siebie szybko zjadłem pyszne danie, po czym dla zabicia czasu z kocem i książką rozsiadłem się w hamaku na balkonie. Całkowicie straciłem poczucie czasu, który został przywrócony po kilku godzinach przez cichą muzykę z sąsiedniego domu. Nie wiem jak długo tak słuchałem oczarowany. Po wysłuchaniu tego mini koncertu wziąłem prysznic i udałem się spać, lecz sennie nadchodził.
Analizowałem dzisiejsze wydarzenia, studiowałem każdą sytuację. W końcu zasnąłem i śniły mi się koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz