piątek, 12 października 2012

Rozdział 06


06. Zwariowany dzień

Rankiem następnego dnia wstałem w dość dobrym nastroju. Nie ociągając się wziąłem ciepły prysznic i pomaszerowałem do garderoby. Tam odnalazłem stary, cienki sweterek w szarym kolorze. Brązowe spodnie ozdobiły mi nogi a stopy ciężkie glany. Zarzuciłem na siebie znoszoną jeansową kurtkę. Chwile zajęło mi dobranie dodatków. Biały pasek i jakiś wisiorek. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Moje wilgotne jeszcze włosy sterczały we wszystkich kierunkach. Nawet nie próbowałem ich uporządkować, tylko delikatnie zmierzwiłem i spryskałem lakierem do włosów by utrwalić efekt.
Raźnym krokiem zszedłem na dół zabierając po drodze telefon, i-poda i plecak. Z kuchni ulatywał przyjemny zapach kawy.
- Bry- przywitałem się z mamą, cmokając ją w policzek.
- Jak się spało?- spytała z czułością w głosie.
- Nie najgorzej- odparłem lekko się uśmiechając.
- Cieszę się.
Usiadłem przy stole a zaraz przede mną pojawił się kubek z świeżą kawą i talerz z naleśnikami. Wiedziałem, że nie są to takie słodkie naleśniki jak robi się zazwyczaj i to wprawiało mnie w wyśmienity humor.
- Mamo jesteś aniołem- stwierdziłem żartobliwie.
- Wiem o tym doskonale- uśmiechnęła się do mnie promiennie, po czym strasznie pobladła.
Zerwałem się z krzesła szybko do niej podszedłem.
- Nic ci nie jest?- spytałem zatroskany.
- Już lepiej… Jednak nie.
I wyszła szybkim krokiem z kuchni. Przerażony poszedłem za nią, ale w drzwiach omal nie zderzyłem się z tatą.
- Ostrożnie- przytrzymał się framugi.- Gdzie tak pędzisz?
- Mama…
- Nic jej nie jest.
- Ale…
- Na pewno nie chcesz tego oglądać.
Posłusznie wróciłem do stołu i zająłem się śniadaniem.
- Naru, jaka zmiana- w drzwiach stanęła zadziornie uśmiechnięta Kloe.
- Nom- mruknąłem tylko.
- Grrr. Ja ci tu komplementy mówię a ty tylko „nom”?
- Ta…- zerknąłem na nią, starając się ukryć rozbawienie.
- Padalec z ciebie, braciszku- syknęła.
- Wiem, ale i tak mnie kochasz.
- Kya!
Usiadła naprzeciwko mnie udając obrażenie. Po chwili dołączył do nas Miharu, cały czas ziewając.
- Zamiast grać na komputerze do późna to byś poszedł szybciej spać- burknął tata znad swojego kubka z kawą.
- E, tam- odparł z lekceważeniem mój brat.- Tato?
- Tak?
- Czy po szkole mógłby mnie odwiedzić kolega? Mamy zrobić projekt na biologię.
- Ok. Ja nie mam nic przeciwko.
Zerknąłem na zegarek i wstałem od stołu.
- Ja już idę. Bay.
- Pa pa.
Raźnym krokiem ruszyłem pod dom Ino. Zapukałem. Chwilę poczekałem, po czym stanąłem twarzą twarz z… Ino?
Była całkiem do niej podobna. Na pewno wyższa. Miała trochę ciemniejsze włosy i szmaragdowo-zielone oczy.
- Czego?- warknęła w moja stronę.
- Ja do Ino- powiedziałem to przepraszającym tonem.
- Młoda do ciebie!- wydarła się blondynka.
- Nie jestem głucha- usłyszałem głos koleżanki.
Trochę głupio się czułem. Nie zostałem zaproszony do środka a dziewczyna nadal stała w drzwiach i bacznie mi się przyglądała.
- Ładniutki jesteś- powiedziała nagle.
- Eee, dzięki.
- Ojej i jaki nieśmiały- powiedziała to z kpiącym uśmieszkiem na ustach.
- Nie bardzo- nie dałem się sprowokować.
- Jak mam na imię?
- Naruto.
- A ja jestem…
- … wredną jędzą- dokończył ktoś za nią spokojnym głosem.
Dziewczyna obejrzała się. Tuż za nią stał ubrany w niebieską bluzę chłopach. Jego złociste włosy były niezdarnie ukryte pod kapturem. Błękitne oczy zaś patrzyły na mnie z ciekawością.
- Morda dzieciaku- warknęła na niego zielonooka.
- Jestem, Zen- wyciągnął w moją stronę dłoń.- A ta wiedźma to Riiko.
- Nie jestem wiedźmą- syknęła w jego stronę.
- Przepuście mnie- zawołała Ino za ich pleców.
Posłusznie się przesunęli.
- Riiko jak wrócę to pogadamy.
- Taaa.
Ino chwyciła mnie pod ramię i poprowadziła w kierunku przystanku.
- Więc poznałeś moich nieznośnych kuzynów- rzekła od niechcenia.
- Na to wygląda.
- Będą z nami przez jakiś czas mieszkać. Ich dom spłonął.
- Nieprzyjemna sprawa.
- Ta- westchnęła.- Z Rii da się wytrzymać, ale Zen to porażka.
- Dlaczego?
- To mały drań. Uwodzi wszystko, co się rusza.
Parsknąłem śmiechem. Był do mnie podobny. Nie tylko z wyglądu, ale też i z charakteru.
- Eeee, ciekawe.
- Co jest ciekawe?- zapytała.
Uśmiechnąłem się wrednie.
- Nie uśmiechaj się tak! Mam dreszcze.
- He.
Na przystanek dotarliśmy w tym samym momencie, w którym przyjechał nasz autobus. Pośpiesznie wsiedliśmy.
- O mały włos- westchnęła Yamanaka.
Uśmiechnąłem się łapiąc oddech. Autobus znowu był zatłoczony i musieliśmy stać. Ino zajęła się rozmową z znajomymi a ja tępym wpatrywaniem w okno. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce pożegnałem się z Ino i poszedłem w stronę klasy informatycznej. Pod klasą spotkałem Shikamaru, który rozmawiał z Temari i jakimś kolesiem o brązowych włosach.
- Cześć, wam- przywitałem się.
- Hej.
Kiedy ich mijałem by nie przeszkadzać w rozmowie, Temari zatrzymała mnie chwytając za łokieć.
- Wy się jeszcze nie znacie- zaczęła.- To nasz najnowszy szkolny nabytek, Uzumaki Naruto. Naru, przedstawiam ci przewodniczącego kółka teatralnego, Aburame Shino.
Uścisnęliśmy sobie ręce.
- Miło mi- powiedziałem a on tylko skinął głową i zwrócił się do Nary.
- To jak napiszesz czy nie?- głos Shino był niezwykle spokojny, wibrował w powietrzu i przyciągał uwagę.
- Senpai, jesteś wredny- westchnął Shikamaru.- Nigdy nic nie pisałem na poważnie.
- Więc napiszesz- odparł spokojnie, Aburame.
- Jakiś ty upierdliwy…
- Nie upierdliwy tylko uparty- zaprzeczył szatyn.- Jutro chce schemat.
- Czekaj…
Ale Shino nie czekał. Śledziłem jego swobodny krok aż zniknął za zakrętem.
- Co za utrapienie- jęknął zniechęcony Nara.
- Przeżyjesz- pocieszająco poklepała go po plecach, Temari.- Dobra ja spadam. Bay.
- Trzymaj się- odpowiedziałem.
- Stary- zwrócił się do mnie Shikamaru z ponurą miną.- Masz jakieś blade pojęcie o pisaniu?
- Raczej nie moja działka- uśmiechnąłem się smutno.
- Szkoda…
Po dzwonku weszliśmy do klasy. Nauczycielka coś tam przy nudzała a uczniowie mieli ją gdzieś. Nawet ja szperałem w internecie zamiast słuchać jej wywodu o kalkulacjach. Sprawdziłem skrzynkę. Dostalem kilka fotek od Sasoriego, co mnie ucieszyło. Shikamaru, który siedział obok mnie również się zainteresował.
- Kto to?- usłyszałem jego szept.
- Ktoś na kształt mojego brata- odparłem.
- Niezły jest.
- Żebyś wiedział- w moim głosie pobrzmiewały tęskne nutki.
Shika spojrzał na mnie zaskoczony a następnie się uśmiechnął. Po informatyce był angielski. Pisaliśmy jakiś sprawdzian, nie przykładałem się do tego zbytnio. Nudziło mi się niesamowicie. Tak upłynął mi czas aż do śniadania. Sakura musiała pójść do pokoju rady uczniowskiej, Shikamaru gdzieś wywiało, Uchihy też nigdzie nie widziałem.
Postanowiłem pójść kupić sobie coś do jedzenia. Mijałem uczniów, którzy się mi dziwnie przyglądali. Kolejka przy sklepiku znowu mnie przeraziła. Masa tłoczących, przepychających się ludzi i ten hałas.
- Echhhhh- westchnąłem ciężko.
- Co tak wzdychasz?
Cichy głos tuż nad uchem nieźle mnie przestraszył. Odskoczyłem jak oparzony.
- Hahahaha! Ale reakcja.
Szybko rozpoznałem tego gagatka.
- Sai-i- mój głos załamał się trochę zdradzając moje zdenerwowanie.- Nie strasz mnie tak.
- Wybacz- uśmiechnął się psotnie.- Ale nie mogłem się powstrzymać.
- Ty zawsze nie możesz się powstrzymać- obok niego stała Ino.- Naru, a ty sam.
- Tak wyszło- odpowiedziałem w miarę normalnym głosem.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taki cykor- zakpił ze mnie brunet.
- Czasami.
- Naru, kupić coś i tobie?- spytała moja sąsiadka.
- Jeśli możesz być tak miła- uśmiechnąłem się do niej ciepło.
Odwzajemniła mój uśmiech zanim zniknęła w tłumie pełnym ludzi.
- Jak ci się podoba w naszej szkole?- zagadnął mnie Sai.
- Na razie jest w porządku- odparłem.- Staram się poznawać ludzi i pogłębiać już zawarte znajomości. No i oczywiście nie zgubić się.
- Nie jest łatwo zaczynać w nowym miejscu.
- Przywykłem- powiedziałem to z dozą melancholii w głosie.
- Może.
Drgnąłem. Jego czarne jak noc oczy przyglądały mi się przenikliwie.
- Nie patrz się tak na mnie- burknąłem niezadowolony.
- Jak?- jego twarz przeciął zuchwały uśmieszek.
- Jak sroka w gnat- sarknąłem.
Zaśmiał się i odwrócił ode mnie spojrzenie. Z tłumu wynurzyła się Ino z tryumfalnym uśmiechem na ustach.
- Uroda ma swoje plusy- powiedziała, gdy tylko stanęła obok nas.
Podała mi jedną z kanapek i pepsi. Skrzywiłem się delikatnie.
- Coś nie tak?- zapytała.
- Nie przepadam za słodkimi wodami.
- Nie wiedziałam.
- To nic.
Na potwierdzenie moich słów otworzyłem butelkę i pociągnąłem kilka solidnych łuków.
- Czas wracać do klasy- powiedział od niechcenia Sai.- Do zobaczenia cykorze.
- Heee?
Gdy tylko dotarło do mnie znaczenie tych słów osłupiałem. Poczułem nieprzyjemne gorąco na twarzy.
- Cykorze?- zapytałem, a mój głos ociekał słodyczą.
- Czas wiać.
Nie spodziewałem się po typ chudym chłopaku, że będzie taki szybki. Yamanaka jeszcze na pożegnanie pocałowała mnie w policzek i też się ulotniła.
Na końcu były dwa w-f’y i do domu. Nie miałem, z kim wracać.
Ciekawe gdzie podział się ten Uchiha. Jakoś nudno tak samemu.
Wsiadłem do autobusu. Uważnie przyglądałem się okolicy by wysiąść na odpowiednim przystanku. Za mną siedziały jakieś dziewczyny, które bez przerwy chichotały, co mnie bardzo irytowało. Z ulgą powitałem mój przystanek i możliwość uwolnienia się od ich piskliwych głosów.
Po dotarciu do domu swoje kroki skierowałem do salonu, w którym znalazłem mamę oglądającą wiadomości.
- Hej- zawołałem by zwrócić jej uwagę.
Podskoczyła zdezorientowana i spojrzała na mnie przestraszona.
- Nie strasz mnie tak- powiedziała na wydechu.
- Wybacz.
- Jak w szkole?
- Nuda do kwadratu.
- Aż tak źle?- spytała z troską.- A twoi nowi znajomi?
- Tak sobie.
- Tak sobie? Ech. Zjesz risotto?
- Owocowe?
Przytaknęła. To wystarczyło bym w rekordowym tępię wszedł do kuchni. Zaskakujące we mnie jest to, że nie lubię słodkich potraw a nie mogę się oprzeć risotto owocowemu. Istny dziwak ze mnie. Nałożyłem sobie dość dużą porcję. Jadłem delektując się smakiem rodzynek, ananasa i smażonego banana.
- Pycha!- wykrzyknąłem z pełnymi ustami.
Zjadłem, pozmywałem i zadowolony powlekłem się do swojego pokoju. Z roztargnieniem włączyłem komputer, odnalazłem folder z piosenkami Linkin Park i wrzuciłem wszystkie do odtworzenia. Podgłośniłem jak najwięcej mogłem. Co za ulga mieć dźwiękoszczelny pokój. „Leave Out All The Rest” rozpoczęło mój mini koncert. Z jakiegoś powodu ten zespół zajmował na mojej liście pierwsze miejsce a piosenki były jak dla mnie nie do pokonania.
Nigdy nie zapomnę jak na moje 15 urodziny Saso zabrał mnie na ich koncert na żywo. Miejscówka przy samej scenie. Całkowity odjazd. I być może właśnie wtedy stał się moim ulubieńcem nie do pobicia. „Faint” uwielbiam przygrywkę do tej piosenki.
Złapałem mojego starego elektryka i zacząłem się wygłupiać. Skakałem jak wariat po pokoju. Dopiero na podłodze już na łóżku za chwilę na krześle. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że mi odbiło. Wariowałem przez kilka piosenek, uspokoiłem się dopiero jak usłyszałem „Not Alone”.
Spocony i zmęczony przewróciłem się na podłogę. Cicho śpiewałem z wokalistą, starając się uspokoić oddech. Po kilku frazach dałem sobie spokój i poddałem się biernemu słuchaniu. Gdy zmieniała się piosenka usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Zerwałem się podłogi, ściszyłem trochę i otworzyłem. Ze zdziwieniem zobaczyłem Miharu z jakimś chłopakiem u boku.
- Czego?- warknąłem nagle zirytowany.
- Ile można pukać? Knykcie od tego bolą- zaczął marudzić mój brat.
- Czego?- powtórzyłem mało uprzejmym tonem.
Westchnął zrezygnowany, po czym wyciągnął w moim kierunku dłonie z podręcznikiem.
- Pomóż.
Zamiast odpowiedzieć wlepiłem spojrzenie w jego kolegę. Był wyższy od Aru. Jego przydługie, siwe niemal białe włosy delikatnie okalały głowę. Oczy miały dziwną barwę żółto-zieloną, co dodawało mu tajemniczości i uroku. Ubrany niedbale w przyduże ubranie sprawiał wrażenie buntownika. Ale nawiasem mówiąc czy w Japonii większość nastolatków farbuję włosy i nosi dziwnych kolorów soczewki? Nie to, że mi to przeszkadza, ale czułem się dziwnie…
- A to, kto?- zapytałem niby obojętnie.
- Ops- Miharu podskoczył jakby dopiero teraz przypomniał sobie o koledze.- To Akira.
Machnął lekceważąco ręką.
- Wiele mi to mówi- mruknąłem niezadowolony.
Cofnąłem się gestem zapraszając ich do środka.
- Co tu się stało?- ciekawie zapytał Aru.
Jego spojrzenie potoczyło się po rozwalonej pościeli na łóżku do gitary leżącej na podłodze.
- Nic takiego- burknąłem chwytając i odstawiając elektryka na miejsce.
Sceptyczne spojrzenie niebieskich oczu brata śledziło każdy mój ruch.
- A już wiem- psotny uśmiech ozdobił jego twarz.
Przewróciłem z niesmakiem oczami.
- Więc?- zapytałem znowu.
- Biologia organiczna. Potrzebna jest nam twoja wiedza.
- Dziwnie to zabrzmiało- skomentowałem.
Podszedłem do regału z książkami i wyszukałem kilka potrzebnych podręczników. Wręczyłem je bratu.
- Tu znajdziecie wszystko, co wam potrzeba- powiedziałem pokazując gestem drzwi.
- Nie o taką pomoc mi chodziło- burknął niezadowolony.- Pomóż nam to napisać.
- Chyba śnisz- oburzyłem się.
- Nie bądź taki- marudził.- Nam zajmie to za dużo czasu.
- Miharu…
- Weź, no. Chcemy tylko jedną lepszą ocenę.
Zerknąłem na Akirę, który energicznie przytaknął.
- Nie daj się prosić- nalegał Namikaze.
- Nic za darmo- uśmiechnąłem się pewny, że zrezygnują.
- Co chcesz?
Czy mówiłem, że Miharu jest tak samo uparty jak ja? Jest gorszy.
- Posprzątasz mi w pokoju w sobotę- powiedziałem zamyślony.
-Łeee?.
- Albo możecie już iść.
- Ok. Ok!
Zdziwiony spojrzałem na brata. To do niego nie podobne by przyjąć taką propozycję, któremu się nie opłacała.
- Jesteś upierdliwy- zaczęłam marudzić w stylu Shiki.
- No, raczej- przyznał.
Z westchnieniem usiadłem na podłodze, opierając się o łóżko. Sprawnie wyszukiwałem odpowiednie informacje, a Miharu notował mój monolog. Akira zaś delikatnie rzecz ujmując nudził się. W końcu lekko poirytowany podałem mu jeden z podręczników, bo nie mogłem znieść jego nieróbstwa.
Po pięciu minutach westchnął.
- Nic nie rozumiem z tego bełkotu- oznajmił.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Dokładnie, czego?- zapytałem.
- Wszystkiego.
Westchnąłem i przybliżyłem się do niego. Zacząłem śledzić czytany przez niego teks. Po chwili przerwałem mu i wytłumaczyłem, ale nadal nie rozumiał.
- Potrzebujesz korków z bioli bo zawalisz- palnąłem i odsunąłem się.
Spojrzał na mnie ciekawie.
- Więc mnie poucz.
- He??
- Mówię, żebyś to ty dawał mi korepetycje.
- Jak mi się zechce- odciąłem się i podyktował następne parę zdań bratu.
- Więc niech ci się zachce- powiedział zaczepnie białowłosy.
Celowo go zignorowałem, zabierając notatki Aru, po czym zacząłem poprawiać i tłumaczyć, w jakiej kolejności je przepisać.
- Naru, dzięki- zawołał mój brat i wstał.- Chodź idziemy.
- Ja nigdzie się nie ruszam- zagroził jego kolega.
- Dlaczego?
- Chce by twój brat uczył mnie biologii- zakomunikował twardym tonem.
- Marne szanse- burknął Miharu.
- Po za tym- wtrąciłem.- Nie mam na to czasu. Musze iść do Sasuke omówić z nim imprezę.
Skłamałem na poczekaniu.
- Jaką imprezę?- zaciekawił się Aru.
- Taką, na której nie będziesz- odciąłem się.- A teraz, jeśli pozwolicie wypad z mojego pokoju.
Niechętnie skierowali się do drzwi. Akira cały czas posyłam mi dziwne spojrzenia, ale się tym nie przejąłem. Kiedy już ich nie było szybko się przebrałem w czarną bluzę kapturem i spodnie do połowy łydki.
Chcąc nie chcąc musiałem wyjść z domu bo wyjdę na dupka. Na dworze panował przyjemny chłód, słońce chyliło się ku zachodowi a moje spojrzenie padło na dom Uchihy. Zanim się zorientowałem stałem przed drzwiami jego domu i naciskałem dzwonek.
No, pięknie! Teraz już nie mogę uciec…
Drzwi się otworzyły i staną w nich starszy z braci.
- O witam- uśmiechnął się do mnie.
- C-cześć- zająknąłem się.
- Wejdź.
Przez chwile się zawahałem, po czym odważnie wszedłem w paszczę smoka.
- Napijesz się czegoś?- spytał.
- Herbaty?- odparłem niepewnie.
- Chodź- poprowadził mnie do kuchni.- Czuj się jak u siebie.
Ciekawie rozglądałem się po pomieszczeniu, które było utrzymane w miłych dla okaz barwach beżu i brzoskwini.
- Przepraszam za najście- powiedziałem w pewnym momencie.
- Nie przejmuj się i tak się nudziłem sam w domu.
- Sasuke nie ma?
- Jeszcze nie wrócił.
Przyglądałem się jak Itachi krząta się przyszykowując nam herbatę. Czułem się dość dziwnie, ale postanowiłem się wyluzować.
- Proszę- postawił przede mną kubek i podał mi cukiernice.
- Nie słodzę.
- Bleee- skrzywił się.- Ja uwielbiam słodkości.
- Bleee- błaznowałem go.- Ja nie przepadam.
Roześmieliśmy się. Zaprosił mnie do salonu, który również maił miłą atmosferę wygody i ciepła.
- Lubisz piłkę?- zapytał.
- Jasne- odparłem natychmiast.- Jakbym zaprzeczył moja drużyna by mnie zabiła.
- Jesteś piłkarzem?!
- Neee- zaprzeczyłem.- Bardziej strategiem. Jestem za leniwy by biegać za piłką po boisku.
- No, co ty- zaśmiał się i włączył kanał sportowy.- Nie ma nic bardziej zwariowanego niż to.
- Nie wierze.
- Łaaa, szybko mnie przejrzałeś- wyszczerzył się.
- No, ba.
Zacząłem się czuć swobodnie w jego towarzystwie i zaczęłam mu pyskować. Swoją drogą Itachi to spoko gość, tak jak Sasori.
- Ale to że jesteś leniwy to niezła ciekawostka- zagadnął.
- Rzuciłem sport i bójki, wiec tak jakoś wyszło.
- Biłeś się?
Wyszczerzyłem się do niego w uśmiechu.
- Musiałem sobie radzić.
- Łee, nie wierze- nadął w zabawny sposób policzki.- Takie chuchro i bójki…
- To chuchro spuściło by ci manto- wzruszyłem ramionami.
- E tam- złapał mnie za ramię i nacisnął na mięśnie. Jego mina zrzedła.- A ja myślałem, że sama skóra i kości.
- Chciałbyś.
- No owszem, bo wtedy byś mi nie oddał- i zanim zareagowałem dostałem bolesnego pstryczka w nos.
Itachi głośno się śmiejąc zeskoczył z kanapy i odsunął się ode mnie.
- Nie daruję- warknąłem groźnie, chodź sam uśmiechałem się od ucha do ucha.
Zacząłem za nim biegać, zręcznie wymijając przeszkody. Kiedy już prawie go dopadłem ten drań cisną we mnie gazetą.
- Oszukujesz!- wrzasnąłem.
- Naucz się przegrywać- zaśmiał się.
- Palant..
Zręcznie przeskoczyłem nad kanapą i wylądowałem przed nim. Spanikowany rzucił się na schody.
- Dopadnę cię- warkotem.
W ostatniej chwili zatrzasnął mi drzwi przed nosem a ja z impetem odbiłem się od nich.
- Kurwa, pieprzony palant.
- Ale język- usłyszałem jego stłumiony śmiech.
- Wyłaź to pogadamy- starałem się brzmieć nie groźnie.
- Chciałbyś.
Oparłem się o drzwi i zsunąłem się po nich.
- Przez ciebie mam zadyszkę- poskarżyłem się.
- Musisz mieć więcej ruchu, dzieciaku- podsumował.
- Nie jestem dzieciakiem- sarknąłem obrażony.
- Dla mnie jesteś. Ale szczerze jesteś spoko.
- Łał, ale fajnie- zironizowałem.
- Szkoda, że z Sasuke nie da się tak wygłupiać- zaczął marudzić.- Straszny sztywniak z niego.
- E, tam- zaprzeczyłem.- Po prostu nie umiesz go rozruszać.
Drzwi się otworzyły i wleciałem do środka boleśnie waląc głową o podłogę.
- Iiiaaałłł- zerwałem się masując obolałe miejsce.- Chcesz mi wszystkie szare komórki pozabijać?
- Tiaaa- wyszczerzył się.
- Jesteś wredny- burknąłem udając niezadowolenie.
- No, co ty?- oburzył się.
Zerknąłem na niego. Nie mogłem się powstrzymać i zacząłem się śmiać. Chwile później obaj ledwo staliśmy śmiejąc się Bóg wie z czego. 
Nawet nie wiem kiedy pojawił się Sasuke z kolegami. Przyglądali się nam najpierw nic nie rozumiejącym wzrokiem by po chwili sami zaczęli się uśmiechać. Cóż głupota nie boli.
- Co wam tak wesoło?- spytał Sasuke.
- Tak jakoś- zachichotał jego brat.
- Wam też jest wesoło- odparłem przekrzywiając głowę.
- Bo śmiejemy się z ciebie- powiedział szatyn w którym rozpoznałem Kibę, a obok niego stał Gaara.
- Do usług- teatralnie się ukłoniłem.
Z irytacją poczułem czyjeś ręce we włosach. To Itachi mi je mierzwił uśmiechał się, odsunął i pokazał mi wymazane na niebiesko dłonie. Zdębiałem przerażony, a tamci się śmieli. Wskoczyłem do pokoju, a raczej łazienki i spojrzałem w lustro. Moje włosy były niebiesko-zielone. Pobladłem.
- Tata pomyśli, że znowu ćpam- jęknąłem i nie zastanawiając się wsadziłem głowę w zlew i puściłem na włosy lodowatą wodę.
Zacząłem je szorować, nie zastanawiając się jak to może wyglądać. Itachi głośno się zaśmiał. Złapał mnie za ramiona i wyprostował. Gestem kazał mi spojrzeć w lustro. Po upiornej fryzurze nie było ani śladu.
- Cooo?- Wyrwał mi się.
- P-S-I-K-U-S- przeliterował starszy Uchiha.
Lodowate krople wody spłynęły mi po szyi za bluzę, nawet się nie wzdrygnąłem.
- Psikus?- zapytałem śmiertelnie poważnie.
- Tia.
- Nie przejmuj się- powiedział Gaara.- Nas też tak załatwił.
- Psikus?- powtórzyłem.- Chyba jednak złamię obietnice.
Szybko chwyciłem go za lewą rękę i wykręciłem ją boleśnie do tyłu. Brunet jęknął z bólu. Zanim reszta zareagowała, popchnąłem Itachiego i wsadziłem jego głowę pod lodowaty strumień wody. Wrzasnął i zaczął przeklinać, na czym świat nie stoi a ja z stoickim spokojem druga ręką wcierałem wodę w jego długie włosy.
- Sadysta! Puść mnie, do diabła! Łaaaa, moje włosy. Puść! Ta woda jest cholernie zimna!!!
W końcu go puściłem. Odepchnął się od zlewu a jego oczy ciskały błyskawice.
- Sadysta- warknął.
- Miło mi- uśmiechnęłam się.
Całej tej scenie towarzyszyli Sasuke, Gaara i Kiba z otwartymi ustami. Patrzyli na mnie zszokowani, po czym zaczęli się śmiać.
- A wy, czego rżycie- znowu się wydarł Itachi.
- W końcu ktoś ci oddał, braciszku- odpowiedział wesoło młodszy Uchiha.
- Jeee, muszę to zapamiętać- zaśmiewał się Inuzaka, trzymając się za brzuch.
- J-ja też- dołączył się rudzielec.
- Pieprzcie się- warknął zły długowłosy chwytając za ręcznik.
- Ja chętnie- odpowiedziałem od razu.- Ale nie mam, z kim.
Wybuchaliśmy znowu śmiechem, nawet, Itachi się rozpogodził.
- Ale bałagan- jęknął Sasuke.
- A, noooapsikk- kichnąłem czasie mówienia.
Lekko oszołomiony potrząsnąłem głową. Po chwili Sasuke zarzucił mi ręcznik na głowę i zaczął energicznie wycierać mi włosy.
- Dwaj idioci- warknął.
Odsunąłem dłonie Sasuke i ściągnąłem ręcznik z głowy.
- Trzeba tu posprzątać- powiedziałem.
Itachi nie słuchając mnie wyszedł z łazienki, ale po chwili wrócił z mopsem i go nam wręczył. Znowu wyszedł a ja zrezygnowany zacząłem wycierać podłogę. Niespodziewanie czymś dostałem. Złapałam to tylko dzięki dobremu refleksowi i rozpoznałem bluzę.
- Przebierz się, bo się przeziębisz- powiedział Itachi, samemu ściągając mokry podkoszulek.
Z ociąganiem poszedłem za jego przykładem. Szybko włożyłem pożyczone ubranie, było idealne. Sasuke i jego koledzy gdzieś się ulotnili a ja i Itachi dokończyliśmy sprzątanie.
- Nie spodziewałem się takiej siły po tobie- powiedział niespodziewanie brunet.
- Wyznaje zasadę: zaskoczyć przeciwnika- odparłem swobodnie.
- Noo, nie chciałbym być twoim przeciwnikiem na poważnie.
- Więc żyjmy w zgodzie.
- Tiaa.
- Tia?
- Niom.
Westchnąłem.
Niedługo potem pożegnałem się i wróciłem do domu. Nie byłem głody, więc poszedłem od razu do siebie. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka. Wygrzebałem z półki obok małą książeczkę i wyjąłem zdjęcie moich kochanych przyjaciół.
Boże… Saso, Dii jak ja za wami tęsknie… Tak chciałbym z wami pogadać, pośmiać się, powygłupiać.
Wpatrywałem się intensywnie w tą fotkę jakby mogła się zmienić w realnych ludzi. Znowu westchnąłem. Nie wiem dokładnie, o której zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz