czwartek, 11 października 2012

Rozdział 04 b

 Betowała Ariana

04. Zaskoczenie

Lekcje i przerwy mijały zaskakująco szybko. Na początku nie miałem okazji porozmawiać z Sakurą, co mnie trochę smuciło, ale cały czas byłem otoczony wianuszkiem ciekawskich dziewcząt. Nie obyło się też bez wrednych komentarzy ze strony Shikamaru. Na przerwie obiadowej wraz z Shiką poszliśmy do sklepiku kupić jakieś bułki. Nie zdziwił mnie widok olbrzymiego tłumu próbującego kupić sobie drugie śniadania. Z moich ust wyrwało się delikatne westchnienie.
- Nie martw się. Tu szybko obsługują- pocieszył mnie Nara.
Spojrzałem na niego z powątpiewaniem, co on skwitował ponurym uśmieszkiem.
- A no…- niespodziewanie obok nas stanęła jakaś dziewczyna.
Rozpoznałem w niej dziewczynę, która mi pomogła rano. Posłałem jej jeden ze swoich najładniejszych uśmiechów.
- O, hej.
- To dla ciebie- powiedziała dając mi jakieś opakowanie.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć jej już nie było.
- Ale ja ci zazdroszczę- jęknął Shikamaru i wyjaśnił mi bo gapiłem się na niego nic nie rozumiejąc.- Dała ci właśnie bułkę, która musiała przed chwilą kupić.
- Coo? Ale ja nie mogę!- zaprotestowałem.- Przecież to jej lunch. Przynajmniej lepiej bym się poczuł gdybym mógł jej pieniądze oddać.
- Z księżyca spadłeś czy co?- strofował mnie brunet.- To by ją obraziło. Zresztą przyzwyczaj się. W ciągu kilku godzin stałeś się niezwykle popularny. Patrz jak te tam ślicznotki się tobie przyglądają.
Spojrzałem we skazanym kierunku i wzdrygnąłem się z niesmakiem napotykając natarczywe spojrzenie grupki dość wyzywająco pomalowanych dziewcząt.
- Chyba sobie ze mnie kpisz- mruknąłem cicho.
- Ani trochę- pada równie cicha odpowiedz.- O idzie moje zaopatrzenie. Temi jesteś wielka!
Podeszła do nas Temari, wręczając Shice papierową torebkę.
- I za to mnie kochasz- puściła do mnie oczko.- Siemka.
- Cześć- odparłem.
- Eeee. Jak ja ci zazdroszczę. Wyglądasz jak człowiek a nie musisz paradować w tym głupim mundurku.
- Zmiatamy do klasy, zostało 15 minut- ponaglił mnie brunet.
Idąc korytarzem czułem na sobie spojrzenia innych, co mnie lekko krepowało, nie żebym nie był przyzwyczajony do czegoś takiego. Zerknąłem na mojego towarzysza, który szedł sobie spokojnie pod rękę z Temari i o czymś z ożywieniem dyskutował.
Usiadłem na swoim miejscu i od niechcenia przyglądałem się swojemu śniadaniu.
- No, człowieku jedz- jęknął zły Shikamaru.- Ta bułka nie gryzie a ja jestem głodny.
Temari zaśmiała się złośliwie wgryzając się w swoją kanapkę.
- No to smacznego- burknąłem i ugryzłam kawałek.
Nie smakowało źle a ja nie miałem nic innego by wybrzydzać. Przyglądałem się ukradkiem innym w klasie. Zauważyłem, że Sakura je swój posiłek razem z Uchihą, co mnie lekko złościło. Przyglądałem się jej ciepłemu uśmiechowi, gdy odpowiadała na jakieś pytanie i robiło mi się, co raz głupiej. Przecież przeze mnie będzie w dość głupiej sytuacji. Wszyscy będą mnie nienawidzić co było nie do uniknięcia, ale zamierzałem sprawić żeby Neji był piekielnie zazdrosny.
Wyciągnąłem telefon i odnalazłem numer Sakury. Szybko napisałem:
Ile jesteś w stanie poświęcić?
Patrzyłem na jej reakcje. Jak otwiera szeroko oczy i patrzy na mnie z miną jasno mówiącą o tym, że nie rozumi.
Co?
To była jedyna jej odpowiedz.
Chodzi mi o to ile jesteś wstanie zrobić by zdobyć Nejiego.
DUŻO!
To się cieszę.
Czemu?!
Bo zamierzam zagrać.
Nie łapie, o co chodzi?
Od jutro zaczynamy grać parę.Będę udawał zakochanego po uszy.
I to wszystko?
Nie. Tylko przy tobie.
Czyli, Ty?
Tak chce żeby uwierzyli, że cięzdradza.
Chyba ci życie nie miłe.
Już raz tak grałem. Nic mi niebyło.
I jaki wynik?
Szczęśliwa dziewczyna wramionach ukochanego.
Nie chce żeby coś ci się stało.
Nie bój się. To będzie szybkaakcja. Do tego będziesz musiała mi na coś pozwolić.
To znaczy?
Tu jeszcze nie mam dobrychkumpli wiec powysyłam kilka malowniczych esów do moich znajomych.
Po co?
Pozwolę by Neji znalazł mój teli go przejrzał.
Mocne uderzenie w głowę wyrwało mnie z miłej pogawędki. Zły podniosłem spojrzenie i ze zdumieniem zobaczyłem Sakurę z zeszytem w ręku.
- Nie próbuj!- warknęła, grożąc mi nadal zeszytem.
- A czego mam nie próbować?- spytałem tak zdezorientowanym głosem, że siedzący obok mnie Shikamaru zaczął chichotać.
- Nie udawaj głupka- wycedziła przez zęby.
- Ale ja nie wiem o c…
Znowu dostałem. Poczułem jak moje oczy się zamgliły od łez, to były mocne uderzenia. Dziewczyna zerknęła wymownie na telefon.
O co jej chodzi?
- Jeśli ładniej mnie poprosisz to może się zgodzę- powiedziała i wróciła na swoje miejsce.
Patrzyłem na nią skamieniały.
Jeśli nie chciała tak ranić Nejiego to mogła mi to powiedzieć w mniej bolesny sposób.
Zadzwonił dzwonek i musiałem odwrócić od niej spojrzenie. Wibracja telefonu oznajmiła przyjście nowej wiadomości. Była od Sakury, Ukradkiem ją przeczytałem.
Sorry!! Musiałam się jakoś ratować, bo Sasu zadawał mi niezręczne pytania. Nie jestem zwolenniczką zdrad i obgadywań, ale tym razem zrobię wyjątek. Tylko teraz nie masz wyjścia i ładnie mnie poproś o chodzenie!
Uśmiechnąłem się pod nosem. Jednak, choć to, co proponowałem nie było niczym niezwykłym i bardzo często spotykanym w prawdziwym życiu. Znam wielu facetów grających na kilka frontów, sam byłem jednym z nich. Ale nigdy nie zrobiłbym takiego świństwa osobie, na której by mi naprawdę zależało. Znałem ryzyko takiego postępowania. Mój stary przyjaciel mnie zabije. Ostatnio, gdy tak grałem skończyłem ze złamanym żebrem i podbitym okiem. Może się teraz wykaraskam skoro wiem jak wielkie emocje mogą się zrodzić przez moją zabawę.
Słuchałem jednym uchem wywodu nauczyciela, zastanawiając się ile osób mnie znienawidzi za takie traktowanie Haruno. Coś mi mówiło, że to będą ciężkie chwile. Przerwę powitałem w dość ponurym nastroju.
Jak to rozegrać? Jak dużo czasu minie zanim Neji zacznie być zazdrosny? Ciekawe ile razy ją pocałuje zanim ten debil zrobi pierwszy krok?
Uderzyłem dłonią w stolik płosząc przy tym jakieś dziewczyny.
- Co się tak pieklisz?- Zapytał niby obojętnie mój sąsiad.
- Kobieta- odparłem krótko i zanim zdołał cokolwiek odpowiedzieć wstałem i przeszedłem na koniec Sali gdzie siedziała różowo-włosa z Uchiha i kilkoma innymi osobami.
- Sakura możemy zamienić słówko?- zapytałem ponurym głosem.
W jej spojrzeniu zauważyłem lekki niepokój, ale nie zamierzałem jej nic ułatwiać nie po tym jak mnie zdzieliła tym zeszytem.
- J-jasne.
Odeszliśmy kawałek by nikt nie słyszał naszej rozmowy.
- Nie złość się- zaczęła się szybko tłumaczyć.- Sasu to naprawdę dociekliwy przyjaciel.
- I co się dowiedział?
- Powiedziałam mu, że mnie podrywasz.
Poczułem jak na moich ustach wykwita uśmiech a twarz Haruno ozdabiają rumieńce.
- Ach tak? Ale nadal nie rozumiem, za co mam mieć teraz tego guza…
- G-guza?- wymamrotała nagle blednąc.
- To pikuś- zapewniłem i pochyliłem się nad nią z wrednym uśmiechem.- Więc jesteśmy parą.
- C-co?
Zachichotałem widząc jej oszołomioną minę.
- A jak myślisz jak oni myślą- spytałem wskazując na jej znajomych.
Zerknęła w ich kierunku i napotykając kilka rozbawionych spojrzeń, jęknęła zmieszana.
- Drań.
- Więc?
- Tak jesteśmy.
Zanim kończyła mówić pochyliłem się i musnąłem ustami jej policzek. Z szerokim uśmiechem na twarzy zostawiłem ją zszokowaną i wróciłem na swoje miejsce.
- O ja nie mogę- wlepił we mnie natarczywe spojrzenie Nara.- Co to było?
- Nic- odparłem nadal z promiennym uśmiechem.
Końcowy dzwonek powitałem z radością. Tata już na mnie czekał przed bramą. Opuszczałem szkołę z Sakurą, którą trzymałem za rękę. Czułem na sobie spojrzenia innych uczniów, co było niezwykle krępujące.
- Czuje się jak w zoo- powiedziałem cicho do „mojej dziewczyny”.- Wszyscy się na mnie gapią.
- Nie na mnie- zaprzeczyła.- Czuję jak spojrzenia tych dziewczyn mnie zabijają. Chyba są zazdrosne.
- Nie mają, o co- zbagatelizowałem.
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaki jesteś przystojny.
Roześmiałem się szczerze. Mówiła jak Saso.
Nie zdajesz sobie sprawy z swojego uroku- mawiał.- Przez to jesteś jeszcze bardziej pociągający.
- Może i jestem- odparłem sceptycznie.- Ale nie twarz się liczy tylko charakter.
- Ha! I do tego mądry.
- Mądry na tyle na ile pozwala moja wiedza- odparłem zgodnie z prawdą.- A co do charakteru, to przekonasz się, że wcale nie jestem taki miły.
- Jak każdy- skomentowała.
- Kiedyś zrozumiesz, że nie jak każdy- rzuciłem tajemniczo.-Hej, tato.
- Jak tam?- zapytał mój rodzic zerkając ciekawie na Sakurę.
- A dobrze. To jest Sakura. Sakura, to mój ojciec- dokonałem szybkiej prezentacji.
- Dzień dobry, panu- rzekła zażenowana.
- Mów mi Minato.
- Eee.
Niepewna mina Haruno wywołała na naszych twarzach uśmiechy.
- Naprawdę możesz mi mówić po imieniu- mówił tata.- Jak słyszę, że ktoś mówi mi „pan” czuje się staro.
- Och.
- Wskakujcie. Sakura gdzie mieszkasz?
- Ja?- spytała zdziwiona.- Och, nie. Ja pójdę na przystanek. Niech pan się nie kłopoczę.
- Chyba się pogniewany- pogroził jej palcem.- Jestem, Minato.
- Ale…
- Żadnego, ale. Wskakuj.
Dziewczyna posłała mi błagalne spojrzenie.
- Tato nie możesz być taki obcasowy, co do nowo poznanych ludzi- upomniałem go.
- Nie zrzędź- syknął.- Chyba chcesz jeszcze trochę pobyć z swoją dziewczyną?
Sakura spłonęła rumieńcem i odwróciła wzrok.
- Tato- jęknąłem cicho.
- Nie ma czasu na gadanie. Wskakujcie.
Posłusznie zajęliśmy tylnie siedzenia w samochodzie.
- Przepraszam za niego- wyszeptałem zapinając pasy.
- Nic nie szkodzi- odparła równie cicho.- Twój tata różni się od standardu.
Zamknęłam oczy i podrapałem się po brodzie. Fakt tata był dziwny a co najważniejsze tolerancyjny. Nie przeszkadzał mu mój zmienny gust. Zawsze był otwarty na poznanie moich aktualnych partnerów lub partnerki. Może innych to szokować, ale mojej rodzinie nie przeszkadzało to, z kim spędzam upojne chwile, dla nich się liczyło tylko moje szczęście.
- Musze napisać Sasu żeby nie czekał- rzekła nagle.
- Dobrze się znacie?- zapytałem od niechcenia.
- Przyjaźnimy się od kołyski- wyjaśniła.- Nasze mamy to najlepsze przyjaciółki.
- Czyli nie macie przed sobą tajemnic- stwierdziłem ponuro.
- Oczywiście, że nie.
- Więc od teraz już masz.
- Co?
- Nie możesz mu powiedzieć o naszym planie.
- Ale…
- Nie powiesz o tym nikomu albo zapomnij o mojej pomocy-zagroziłem.
- Drań- syknęła.
- Miło mi- zażartowałem.
- Ej, zakochani- zawołał mój tata, na co oboje zrobiliśmy się czerwoni.- Ale piękne buraczki. Hehe.
- Spadaj- warknąłem, przymykając oczy.
- Uuu, ostro. Ale na poważnie. Sakura to gdzie mieszkasz?
Dziewczyna przez chwile uspokajała oddech zanim się odezwała.
- Ulica Bluszczu 63. To niedaleko gimnazjum nr.23.
- Czyli po drodze.
Sakura zerknęła na mnie zaciekawiona, niestety ja tylko mogłem wzruszyć ramionami.
- To chyba szkoła mojego brata- wyjaśniłem.
- Och.
- Och?
- Ehe.
- Sakura, nie łapie takich odpowiedzi.
Zaśmiała się melodyjnie, co bardzo mi się spodobało.
- Łatwo cię podejść- wyjaśniła.
- Że co proszę?
- Masz słodką minę, gdy jesteś zdezorientowany.
- Phi.
- Znowu.
Lekko urażony spojrzałem na widok za oknem. Nie chciało misię myśleć o tym, co mnie czeka. Poczułem, że samochód zwalnia.
- Dziękuje za podwiezienie.
- Nie ma sprawy.
Zaraz, zaraz. Jakoś szybko się tu znaleźliśmy. 
Poszedłem za przykładem Sakury i wysiadłem.
- Dlaczego wysiadasz?- zapytała zaintrygowana.
- Żeby cię odprowadzić- odparłem zgodnie z prawdą.- Nie mów, że tu się tak nie robi.
- Czasami- odparła.
Podeszłem do niej i podałem jej ramię.
- Służę uprzejmie, madame- rzekłem z udawaną galanterią.
Uśmiechnęła się i z powagą ruszyliśmy w stronę jej domu.
- Jesteś naprawdę dziwnym facetem, Naru- powiedziała po chwili.
- Czemu?
- Zawsze czymś zadziwiasz- odparła, zatrzymując się.- Najpierw znajomość mody, później to na imprezie. Jesteś tajemniczy chodź na pierwszy rzut oka taki łatwy do rozszyfrowania.
- Może kiedyś opowiem ci o sobie- rzuciłem niezobowiązująco.
- Może?
- Wiesz mam pokręconą psychikę, więc różnie to ze mną bywa. Nie zdziw się, jeśli kiedyś nie będę miły.
- Nie wierze, że mógłbyś nie być miły.
- Sakura, dzięki za wiarę, ale… Ech, nie ważne. Pamiętaj, że ostrzegałem.
- Może wejdziesz?
Drgnąłem przypominając sobie gdzie jestem.
- Wybacz, tata.
- Następnym razem.
- Z pewnością.
- To cześć- rzuciła z zniknęła za drzwiami.
- Cześć- odpowiedziałem pustce.
Z posępną miną wróciłem do taty.
- Żadnego buziaka na pożegnanie?- zapytał z kpiącym uśmiechem.
- Zamknij się.
- Auu. Nie ładnie.
Nie odpowiedziałem. Zapinając pasy myślałem o słowach Sakury. Musiałem jak najszybciej rozwiać jej złudzenia, co do mojej osoby by później jak najmniej czuła się rozczarowana.
- Kurcze, znowu z tyłu- narzekał mój brat, gdy wsiadał do samochodu.
- Życie- mruknąłem.
- A jemu, co?- zapytał zaciekawiony.
- Dziewczyna- rzekł tata.
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.
- No, co? Sakura jest śliczna.
- Ooo! Jaka jest?
- Nie twój interes- burknąłem pod nosem.
- Nie miły- powiedzieli jednocześnie tata i mój brat.
Zignorowałem ich i włączyłem radio, aby trochę się zrelaksować. Czułem jak nieubłaganie zbliża się do mnie jeden z moich czarnych humorów. Musiałem na razie go zepchnąć na drugi plan by nic nie zakłóciło moich planów.
Tylko jak to zrobić? Do tej pory nigdy mi to się nie udawało. Chyba, że w szkole poudaje a w domu się wyładuje.
Ta myśl podniosła mnie na duchu. Nie lubiłem mieć doła, co jakiś czas niestety wpadałem w czarną rozpacz tak bez powodu. Byłem wtedy złośliwy i wulgarny. Nawiązywałem w takich chwilach nieciekawe znajomości a do tego byłem skłonny do przemocy. Jakby mnie coś opętywało. Siła, z którą nie umiałem walczyć i nawet nie próbowałem. Na szczęście moja rodzinka do tego przywykła i nie mieli do mnie pretensji. Niektórych dziwi, że są dla mnie tacy wyrozumiali, bo moja nieobliczalna natura była zmienna.
Pobić kogoś do nieprzytomności? Żaden problem. Podejrzewam, że byłbym zdolny pozbawić kogoś życia i ta myśl mnie przeraża. Stepuje się, kontroluje, ale i tak musze jakoś odreagować. Najczęściej są to długie godziny spędzone w odosobnieni lub włóczeniu się bez celu po mieście.
Moje dwa „ja” są skrajnie od siebie różne. Czasami się zastanawiam jak by się potoczyło moje życie, gdybym się wtedy nie zmienił. Czy nadal byłbym chuliganem i ćpunem? Być może nawet kimś o dużo gorszym.
Dość! Nie trzeba o tym myśleć. Uratowałem się, ale moje złe„ja” nadal istnieje i muszę się z tym pogodzić. Nie mogę się nigdy poddać a wszystko będzie dobrze.
- Hej- zawołała Kloe wchodząc do samochodu.- To był wspaniały dzień. Znalazłam dużo potencjalnych przyjaciół.
- Potencjalnych?- zakpił Miharu.
- Odczep się- oburzyła się.
- Przestańcie już- poprosił tata.- Zaraz będziemy w domu.
- Jeee!
Droga do domu dłużyła mi się niemiłosiernie. Nie chciało mi się słuchać paplaniny mojego rodzeństwa a i w radiu nic ciekawego nie puszczali. Gdy tylko zatrzymaliśmy się przed domem wysiadłem i czym prędzej weszłem do domu. Swoje kroki skierowałem do kuchni po dużą kawę. Musiałem uspokoić nerwy. A jeszcze bardziej mnie wkurzała to, że nie wiem, co mnie tak rozstroiło.
- Ale wkurzające.
- Co jest wkurzające?- zapytała mama.
Spojrzałem na nią zaskoczony. Nie zdawałem sobie sprawy, że wypowiedziałem te słowa na głos.
- Nie nic- zapewniłem szybko.- Jak się czujesz?
- Jak rozjechany kot.
Kąciki moich ust drgnęły w uśmiechu.
- Jak w szkole?- zapytała.
- Tak sobie.
- Nic ciekawego?
- Nic.
Wziąłem kawę i wyszłem z kuchni. Chciałem być sam. Weszłemdo pokoju zamykając drzwi. Podeszłem do komputera i uruchomiłem go. Miałem ochotę zobaczyć Saso i Di. Tęskniłem za tymi głupkami. Wpisałem szybko hasło, po czym sprawdziłem skrzynkę, w której nie było nowych wiadomości. Zasmuciło mnie to. Sprawdziłem komunikator. Pochwali na moim pulpicie wyświetliło się zdjęcie Sasoriego. Kliknąłem.
Czemu się nic do mnie nie odzywasz? Nie brak Ci mnie? Bo ja BARDZO tęsknie za moim małym braciszkiem…
Uśmiechnąłem się. Cały Saso, jak zawsze sprawia, że się rozczulam.
Oczywiście, że tęsknie. Chciałbym, muc być obok ciebie by schować się i uciszyć nerwy.
Włączyłem muzykę i podszedłem do okna. Natarczywie patrzyłem na sąsiedni dom. Nie wiem, co chciałem w ten sposób osiągnąć. Z rezygnacją rzuciłem się na łóżko, wystarczyła tylko chwila bym zasnął.
Obudziła mnie głośna rozmowa dobiegająca z dołu. Rozdrażniony wstałem, po czym z kubkiem zimnego napoju zeszłem do salonu.
- Co się dzieje?- zapytałem lekko zaspanym głosem.
- Naru, to niesamowite!- wyrzuciła z siebie jednym tchem Kloe.
- Ta, a niby, co?
- Będziemy mieli braciszka lub siostrzyczkę! Czy to nie wspaniale?
Wmurowało mnie. Kubek, który trzymałem roztrzaskał się u moich stóp. Utkwiłem spojrzenie w mamie, szukając potwierdzenia.
- Mam nadzieje, że jak ochłoniesz będziesz się cieszył razem z nami- powiedziała tylko.
- To wspaniale- skłamałem.
- Naprawdę się nie złościsz?
- A niby, czemu miałbym?
- Twoje oczy cię zdradzają. Jesteś zły.
Tak narastała we mnie czysta wściekłość. Poczułem się zdradzony po raz drugi. Zdławiłem nieprzyjemne słowa.
- Zszokowany.
- Wiesz, że cię kocham- powiedziała cicho mama.
- Wiem- odpowiedziałem łamiącym się głosem.
Poczułem pod powiekami łzy. Wbiegłem do swojego pokoju trzaskając drzwiami.
- Cholera! Kur…
Złapałem koc, przerzuciłem go przez ramię i wyszłem na balkon. Zwinnie stanąłem na balustradzie i chwyciłem za krawędź dachu. Opierając się o ścianę podciągnąłem się, przerzuciłem nogę przez krawędź i już byłem wyżej. Usiadłem, po czym owinąłem się kocem. Pozwoliłem sobie na chwilę słabość. Łzy zawodu znaczyły ścieżki na moich policzkach.
Nie wiem ile tak siedziałem starając się uporządkować wydarzenia dzisiejszego dnia. Znużony położyłem się nadal patrząc przed siebie. Wokół mnie robiło się ciemno a do moich uszu napływała cicha melodia. Tak bardzo chciałem zniknąć, czułem się nie potrzebny. Ten sam utwór, który słyszałem wczorajszego wieczoru przyniósł mi sen.
Byłem wdzięczny osobie, która akurat grała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz