04. Cisza
W domu panowała cisza. Kloe i Miharu spali w swoich pokojach, tata przeglądał dokumenty potrzebne do nowej pracy, a mama chodziła blada po domu.
Dwie godziny temu wróciłem od Choujiego, opowiedziałam pokrótce, co się wydarzyło. Zjadłem pyszny posiłek, przygotowany przez mamę i wziąłem upragniony prysznic. Teraz siedzę w pokoju przed komputerem i sprawdzam pocztę oraz komunikator.
Jedna z wiadomości była od Toniego.
Hej, stary!
Żałuj, że nie było na Cię meczu. Rozjechaliśmy tą bandę z Olimpix, choć to nie było łatwe. Mają nowego świetnego bramkarza. Kris złapał kontuzję kolana i nie zagra w najbliższym czasie. A co u Cb? Tęsknisz za nami choć troszeczkę? Cała drużyna czeka na wieści. Więc w imieniu Sokołów życzę Ci abyś do nas wrócił!
Zrobiło mi się cieplej na sercu. Sokoły… Moja drużyna piłkarska, której przez rok przewodziłem. Przewodziłem w postaci stratega i trenera, bo jestem zbyt leniwy by grać. Liczyliśmy w tym roku na udział w mistrzostwach Anglii ,w piłce nożnej dla juniorów. Przez to całe zamieszanie z przeprowadzką a później z imprezą ,zapomniałem całkowicie o meczu.
Biedny Kris. To musi być dla niego niezła próba, wytrzymać bez gry kilka tygodni. Oby tylko chłopaki mu za bardzo nie dokuczali, ale znając tych baranów to mało prawdopodobne.
Pamiętam jak zaczynałem szkołę w Anglii. Miałem najlepszy wynik już na pierwszym teście, po miesiącu przyległo do mnie miano kujona. Jedynym ratunkiem dla mnie było zacząć interesować się jakimś sportem. Nie chciałem być zawsze sam z przyczepioną karteczką kujona, od którego każdy może ściągać. Cóż, lekkoatletyka odpadała, nie miałem do niej cierpliwości. Piłka ręczna to była porażka. Doskonale rozumiałem zasady, ale rozumieć nie znaczy umieć je wykorzystać w rzeczywistości. Siatkówka i koszykówka były ok. Umiałem się w tym znaleźć i zagrać odpowiednio, ale jakoś mnie nie pociągały. Została tylko piłka nożna, o której nie miałem bladego pojęcia. Zaczęło się od kopania z Miharu piłki w ogrodzie, później żonglerka. Szło mi wyśmienicie, piłka zawsze leciała gdzie chciałem, ale jakoś nie byłem tym zachwycony. Wolałem posiedzieć nad książkami. Tak minęły lata aż poszedłem do liceum.
Pół roku po rozpoczęciu szkoły średniej wychowawca poprosił mnie o udzielenie korepetycji, chłopcu z drużyny piłkarskiej, Toniemu. To było delikatnie mówiąc przerażające. Ja zamknięty w jednym pomieszczeniu z „tym czymś”. Tak wtedy na to patrzyłem. Ku naszemu zaskoczeniu, szybko znaleźliśmy wspólny język. Raz czy nawet dwa byłem z nim na treningu przez co chłopcy z drużyny nie byli zachwyceni moją obecnością.
Wszystko zaczęło się po przegranym meczu z Rekinami. Bady, kapitan drużyny wyżywał się na chłopakach na treningach. Byli wykończeni, nie potrafili się skupić na lekcjach i nauce, nie mówiąc już o piłce.
Nie wiem jak to się stało, ale podczas jednego z treningów piłka poleciała w moją stronę. Zawsze ją odrzucałem, ale tym razem było inaczej. Ustawiłem, wycelowałem i kopnąłem prosto w głowę kapitana. Nigdy nie zapomnę min chłopaków po tym celnym strzale.
- O matko!
- Ale strzał…
- Bad jesteś cały?
Kapitan wstał i zerknął na mnie z dziwnym błyskiem w oku. Aż nogi odmówiły mi posłuszeństwa od tego spojrzenia.
- Nigdy nie twierdziłem, że nie umiem grać.- odpowiedziałem lekko drżącym głosem, na nie zadane pytanie.
- To, dlaczego nie próbowałeś się dostać do drużyny?- spytał ktoś z tłumu.
- Po co?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Dlaczego we mnie wycelowałeś?- zapytał Bady.
Posłałem mu wredny uśmieszek.
- Bo się nad nimi znęcasz, wiec ja postanowiłem ci oddać.
- Ach tak? Więc pokaż na co cię stać na boisku, kujonie.
- Nie.
Chłopak spojrzał na mnie groźnie.
- Tchórz!- warknął w moją stronę.
- Nie.- odpowiedziałem.- Nie jestem nim, tylko mam trochę oleju w głowie. Umiem zagrać, ale jakoś nie interesuje mnie bieganie po boisku za piłką.
- Jesteś silny tylko w gębie!- krzyknął kapitan drużyny.- A wy wracać do treningu!
- Z takim nastawieniem nic z nich nie wykrzeszesz.- wtrąciłem z nutką ironii w głosie.
- Więc pokaż jak mam się za to zabrać, kujonku…
Pi-pi-pik…
Nadejście nowej wiadomości z komunikatora, wyrwało mnie z krainy wspomnień.
Lisa:*
Hej!
Co się nic do mnie nie odzywasz? Już o mnie zapomniałeś?
Obliczyłem szybko różnice czasu, 10 godzin. Zerknąłem na zegarek była, 16:23 czyli w Londynie jest 6:23…
Moja kochana wiedźma…
Czemu nie śpisz?
O, jesteś? Nie chce mi się.
Kłamczuch XD
Nie no, Ty mnie za dobrze znasz…
Gadaj co Ci po tej ślicznej główce chodzi ?
Znowu TO mi się śniło…
Uuuuuu!
A ty jesteś daleko i mnie nie przytulisz. Nie myślałam, że aż tak będę tęsknić…
Tylko nie płacz!
Za późno..
Też strasznie tęsknie.
Skłamałem. Nie miałem czasu na zastanowienie się czy tęsknie czy też nie. Ino nie pozwoliła mi się nad tym zastanawiać. Pierwsze zakupy, impreza… Byłem zbyt zmęczony by tęsknić.
Naru, kocham Cię…
Ja Ciebie też, Lis.
Patrzyłem jak status w komunikatorze zmienia na wylogowany. Zawsze tymi słowami kończyliśmy nasze rozmowy.
Wstałem i zszedłem do kuchni zrobić sobie kawę. Choć oczy mi się kleiły, nie mogłem zasnąć a może nie chciałem?
Zresztą czy to ważne…
Czekając aż się woda zagotuje zrobiłem sobie kanapkę. Woda szybko się zagotowała, więc mogłem wrócić do swojego pokoju. Po namyśle z kocem i kubkiem parującego napoju poszedłem na balkon. Rozwiesiłem hamak i wygodnie się rozłożyłem. Popijając napar wsłuchiwałem się w nic nie mąconą ciszę. To było bardzo odprężające uczucie. Leżeć leniwie pod ciepłym kocem i niczym się nie przejmować.
Moją uwagę przykuł ruch w sąsiednim domu. Drzwi oddzielające balkon od mieszkania otworzyły się, ale nikt na niego nie wyszedł. Po kilku chwilach do moich uszu dotarła grana melodia. Była subtelna, delikatna i taka przyjemna dla ucha.
Jak jego głos…
Przymknąłem oczy, wsłuchując się w dźwięk instrumentu. Miałem cichą nadzieję, że to ktoś gra a nie odtwarza tej melodii z płyty. Ciekawiło mnie, co to za instrument wydaje tak przyjemne dźwięki.
Gra się zmieniła, stała się bardziej natarczywa i drapieżna. Moje oczy otwarły się w zdumieniu a serce zabiło głośniej w piersi. Nigdy nie lubiłem muzyki klasycznej, ale teraz byłem oczarowany. Chciałem poznać osobę, która tak pięknie gra, chciałem słuchać… Gra ustała, zapanowała cisza. Czekałem z niecierpliwością na dalszy ciąg tego mini koncertu, ale on nie nastał. Poczułem jak wzbiera we mnie rozczarowanie.
Nie wiem ,ile tak siedziałem czekając. W końcu ochłonąłem. Poczułem, że zrobiło się zimno. Wstałem z hamaka i wszedłem do pokoju. Dopiero zamykając drzwi zdałem sobie sprawę, że grającym musiał być ktoś z rodziny Uchiha. To odkrycie delikatnie mną wstrząsnęło.
Moje myśli, bez mojej wiedzy ,pognały do młodszego z braci Uchiha, Sasuke. Położyłem się na łóżku a przed oczami stanął mi widok nagiej klatki piersiowej chłopaka. Jego usta wygięte w delikatnym uśmiechu.
Ciekawe jak smakują?
Zachłysnąłem się powietrzem, siadając do pionu.
Czy naprawdę o tym pomyślałem?
Opadłem znowu na poduszkę ,chowając twarz w dłoniach. Czułem dziwny niepokój w sercu a to bardzo mi się nie podobało.
Jestem po prostu zmęczony. Wyśpię się a jutro będzie lepiej.
Zwlekłem się z łóżka i pomaszerowałem do łazienki. Myjąc zęby, obiecałem sobie zimny prysznic po przebudzeniu. Przebrałem się w szare, dresowe spodnie i nie patrząc na swoje odbicie w lustrze, wskoczyłem pod kołdrę. Chwyciłem komórkę, ustawiłem pobudkę na 5, po czym utonąłem w świecie sennych marzeń.
Ostry dźwięk klaksonu wyrwał mnie ze snu. Lekko oszołomiony usiadłem na łóżku i odnalazłem telefon. Mój genialny budzik jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Przeciągnąłem się, po czym zrobiłem kilka przysiadów. Sprawnie zasłałem łóżko i udałem się do łazienki. Błyskawicznie pozbyłem się ciuchów, wszedłem do kabiny i odkręciłem kurek z zimną wodą. Powstrzymałem cisnące się mi na usta przekleństwo, gdy lodowaty strumień spłynął wzdłuż kręgosłupa. Stałem nieruchomo, wstrząsany dreszczami, pozwalając ciału przyzwyczaić się do uczucia chłodu. Po kilku, dość długich minutach, odkręciłem ciepłą wodę i się umyłem. Słodki zapach pomarańczy przyjemnie drażni mój węch. Wychodząc z kabiny zakręciłem wodę, chwyciłem duży biały ręcznik i wytarłem się nim dokładnie.
Zostawiając na podłodze wilgotne ślady wszedłem do garderoby. Zrzuciłem ręcznik, którym były owinięte moje biodra i założyłem bokserki. Chwile poświęciłem nad wyborem stroju. W końcu zdecydowałem się na modne przecierane, jasnoniebieskie jeansy a do tego białą koszulę i błękitny krawat.
Spodnie, niedbale założona koszula i luźno zawiązany krawat jest moim ulubionym stylem ubierania. Nie ważne gdzie szedłem ,zawsze byłem dobrze ubrany. Po namyśle, włożyłem cienką niebieską bluzę. Palec wskazujący lewej dłoni ,ozdobiła mi gruba, srebrna obrączka z wyrytymi trzema ukośnymi pazurami. Dostałem ją od Saso na 16 urodziny i strzegłem jak oka w głowie. Całość ubioru miały dopełnić białe adidasy. W szkole, co prawda obowiązywały mundurki, ale ja swojego jeszcze nie posiadałem. Musiałem się zgłosić do sekretariatu, zamówić mundurek i wziąć zwolnienie pozwalające mi chodzić w zwykłych ciuchach. Aż mi się nie chce z domu ruszać.
Tak ubrany wziąłem czarny plecak z kilkoma zeszytami i zszedłem na dół. W kuchni był już tata i przygotowywał kawę.
- Hej.
- Cześć. Już na nogach?- zapytał.
- No, jak mi się nic nie chcę…
Tata zaśmiał się rozbawiony i postawił przede mną kubek z parującym napojem.
- Dopiero pierwszy dzień i już ci się nie chce. Pomyśl, co ja mam zrobić. Zawieść was do szkół, pojechać do biura, spotkać się z panem Nakamurą, odebrać was i pojechać z mamą do szpitala.
- Mama nadal źle się czuje?
- Mówi, że zjadła coś niestrawnego.
Zmartwiłem się, bo mama bardzo rzadko chorowała. Ostatni raz był jakieś 3 lata temu. Tata podał mi talerz z kanapkami.
- Idź zbudź te śpiochy.
Wstałem niechętnie od stołu. Była 6:30. Znając życie, Miharu zwlecze się za jakieś 20 minut a Kloe za półgodziny. Bez pukania wparowałem do pokoju brata. Przeżyłem mały szok, zdając sobie sprawę, że jeszcze tu nie byłem. Tak jak zresztą u Klo. Pokój był pomalowany w odcieniach zieloni i brązu. Duże łóżko zaścielone było w brązowo-złotą pościel. Podszedłem do niego uśmiechając się wrednie. Wskoczyłem do łóżka.
- Aaaaa!!
Mój brązowowłosy brat usiadł przerażony i wlepił we mnie oczy.
- Oszalałeś!- wrzasnął.
Zachichotałem, czochrając mu włosy.
- W-wybacz.- wydusiłem z trudem.
Zrobił obrażoną minę i wygramolił się z łóżka. Ja poszedłem do pokoju Kloe. Ostrożnie otworzyłem drzwi. Różowy kolor ścian raził mnie w oczy. Moja kochana siostrzyczka uwielbiła ten kolor. Na różowo-złotym łóżku leżała zwinięta w kłębek Klo. Kołdra leżała na podłodze a poduszka wepchnięta w kąt.
- Klo.- zawołałam cicho.- Księżniczko?!
Usiadłem na brzegu łóżka i dotknąłem jej czoła.
- Już rano.
- Mhymmm…- odpowiedział mi nie wyraźny pomruk.
Poruszyła się, przy czym zmarszczyła śmiesznie nos.
- Klo, wstawaj, bo będę cię łaskotał.
Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie z wyrzutem.
- Nie zrobisz tego.- powiedziała cicho, po czym ziewnęła.
Ma racje, nie zrobiłbym jej tego. Nie znosiła łaskotek a ja lubiłem ją w ten sposób torturować od czasu do czasu.
- Śniadanie na stole.- oznajmiłem i wyszedłem z pokoju.
W kuchni tata czytał gazetę, ale gdy mnie spostrzegł uśmiechnął się promiennie.
- Musiałeś tak przerazić brata?
- Eee, hehe.- zaśmiałem się nerwowo.- Nie mogłem się powstrzymać.
Kilkanaście minut później przyszło moje rodzeństwo. Posiłek minął nam w miarę spokojnie. Chociaż Miharu był trochę na mnie zły.
- Czas jechać.- oznajmił tata.
Zgodnie wyszliśmy z domu. Jak zawsze urządziłem z Aru wyścig o to kto będzie siedział obok kierowcy. Udało mi się wygrać, co nie było wcale takie proste jak by się wydawało.
Po 20 minutach tata zaparkował przed jakąś szkołą, która okazała się być moją.
- Trzymaj się!- zawołała Klo, gdy wysiadałem.
- Ty też.- odpowiedziałem.- Miłego dnia.
Była 7:30 ,więc uczniowie dopiero się schodzili. Czułem na sobie wzrok tych nielicznych osób. Słyszałem chichot i ciche szepty. No tak, wywoływałem sensację swoja osobą i tym, że przyszedłem miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego. Ruszyłem w stronę budynku, choć nie miałem pojęcia gdzie mam iść. Zaczepiłem jakąś dziewczynę, miała krótkie miodowego koloru włosy i duże bursztynowe oczy.
- Przepraszam, gdzie jest dyrekcja?
Zarumieniła się, zanim mi odpowiedziała.
- Mogę cię zaprowadzić.
Odetchnąłem z ulgą i posłałem jej promienny uśmiech, na co ona zarumieniła się jeszcze bardziej. Przeszliśmy kawałek korytarzem.
- To tu.- powiedziała cicho, po czym uciekła.
Odetchnąłem kilka razy, zanim zapukałem.
- Proszę!
Wszedłem. Zza biurkiem siedziała ładna brunetka o ciemnych oczach.
- W czym mogę pomóc?- spytała uprzejmym tonem.
- Jestem Uzumaki Naruto, przeniosłem się tu z Anglii. Miałem się zgłosić.
- A tak, pamiętam. Usiądź.
Wstała i podeszła do drzwi po lewej. Zapukała.
- Tak?
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich wysoka blondynka około czterdziestki.
- Pani, Tsunade, przyszedł nowy uczeń.
Brązowe oczy kobiety spojrzały na mnie ciekawie. Czułam jak pod tym czujnym spojrzeniem moją twarz zalewa fala gorąca.
- Witaj.- podeszła do mnie i uścisnęła moją dłoń.
Brunetka w tym czasie położyła kilka dokumentów przede mną. Po długiej rozmowie i serii podpisów byłem wolny. No, prawię. Miałem poczekać wraz z Shizune na mojego wychowawcę. Nawiasem mówiąc Shizune to ta sekretarka.
Przed 8:00 do sekretariatu wszedł wysoki mężczyzna o białych włosach i czarnych jak noc oczach. Był niesamowicie przystojny. Ubrany w czarny dopasowany garnitur i bordową koszulę rozpiętą przy szyi.
- Kakashi.- powiedziała brunetka.- To nowy uczeń, który będzie chodził do twojej klasy.
- Rozumiem.
- To jest jego usprawiedliwienie dopóki nie dostanie mundurka.
Podała mu kartkę.
- Idziemy?- spytał mnie po czym wyszliśmy na korytarz.- Więc jesteś, Uzumaki Naruto.
- Tak…
- Ja jestem Kakashi Hatake ,wychowawca klasy II a. Masz jakieś pytania?
- Obecnie nie.
Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
- A to twoja klasa.- oznajmił i otworzył drzwi.- Poczekaj chwilę. Dzień dobry, przepraszam że przeszkadzam panie Asuma.
- To nic. Co ma pan im do powiedzenia?
- Do waszej klasy będzie uczęszczał nowy uczeń, proszę przyjmijcie go ciepło.
Odetchnąłem kilka razy uspokajając nerwy, po czym powoli wszedłem. Nie oglądając się stanąłem obok nauczycieli i dopiero wtedy spojrzałem na uczniów.
- Hej. Nazywam się Uzumaki Naruto, miło was poznać.
Usłyszałem szepty i chichoty. Dziewczyny przyglądały się mi z zachwytem, chłopaki zaś z wrogością.
- Usiądź przy oknie.- usłyszałem słowa Kakashiego.
Przy oknie stała wolna ławka, podszedłem do niej i osunąłem się na krzesełko. To było stresujące.
- Yo, Lisie.- usłyszałem obok siebie.
Ze zdumieniem spojrzałem w stronę głosu. Okazało się, że moim sąsiadem jest Shikamaru. Ubrany w ciemnogranatowy mundurek i białą koszulkę wyglądał trochę poważniej niż go zapamiętałem.
- C-cześć.- zaciąłem się trochę.
- Proszę o uwagę.- zawołał nauczyciel i rozmowy ucichły.
Asuma uczył matematyki. Korzystając z książki na spółkę z Shiką ,szybko rozwiązywaliśmy zadania. Lekcja szybko mi minęła.
- Dobry jesteś.- pochwalił mnie Nara.
- Ty też.- zrewanżowałem się.
Wokół mojej ławki zrobiło się tłoczno. Były to w szczególności dziewczyny, które zasypały mnie pytaniami.
- Rozejść się!- krzyknął jakiś dziewczęcy głos.
Ludzie się rozeszli a moim oczom ukazała się Sakura.
- Cześć, Naru.- posłała mi promienny uśmiech.
- Sakura.- odwzajemniłem uśmiech.
Dziewczyna podeszła do mnie i musnęła ustami mój policzek.
- To cudownie, że jesteśmy w tej samej klasie.
- Też się cieszę.
- Hej.- do klasy wszedł ciemnowłosy chłopak, Uchiha.
- Sasu!- zawołała Sakura.- Dlaczego nie było cię na pierwszej lekcji?
- Tayuya zrobiła zwarcie i wszyscy zaspali.
- Zainwestuj w zwykły budzik na baterię.- zaczął mu dogryzać Shikamaru.
- Może tak zrobię.- padła cicha odpowiedź.
- Sasu, patrz. Naruto jest w naszej klasie.- brunet chyba dopiero teraz mnie spostrzegł, bo jego oczach zauważyłem zaskoczenie.
- Miło.- powiedział swoim spokojnym głosem.
- Mi też.- odparłem pewnie.
- Naru, to tak jak się umawialiśmy?- spytała niespodziewanie różowowłosa.
Na początku nie skojarzyłem, o co jej chodzi. Byłem tak pochłonięty wpatrywaniem się w czarne tęczówki Uchihy że mój mózg potrzebował więcej czasu na przetworzenie informacji.
- Ta, jasne.- odpowiedziałem.
- To…
Jej wypowiedź utonęła w dźwięku dzwonka.
Trzeba było przegotować się psychicznie na nadchodzącą maskaradę. Plan zaczął kiełkować w mojej głowie. Zamierzałem na następnej przerwie pokrótce wyjaśnić Sakurze, co nieco i wprowadzić go w życie.
Cóż, zszokuje kilka osób, ale mam to gdzieś.
Dwie godziny temu wróciłem od Choujiego, opowiedziałam pokrótce, co się wydarzyło. Zjadłem pyszny posiłek, przygotowany przez mamę i wziąłem upragniony prysznic. Teraz siedzę w pokoju przed komputerem i sprawdzam pocztę oraz komunikator.
Jedna z wiadomości była od Toniego.
Hej, stary!
Żałuj, że nie było na Cię meczu. Rozjechaliśmy tą bandę z Olimpix, choć to nie było łatwe. Mają nowego świetnego bramkarza. Kris złapał kontuzję kolana i nie zagra w najbliższym czasie. A co u Cb? Tęsknisz za nami choć troszeczkę? Cała drużyna czeka na wieści. Więc w imieniu Sokołów życzę Ci abyś do nas wrócił!
Zrobiło mi się cieplej na sercu. Sokoły… Moja drużyna piłkarska, której przez rok przewodziłem. Przewodziłem w postaci stratega i trenera, bo jestem zbyt leniwy by grać. Liczyliśmy w tym roku na udział w mistrzostwach Anglii ,w piłce nożnej dla juniorów. Przez to całe zamieszanie z przeprowadzką a później z imprezą ,zapomniałem całkowicie o meczu.
Biedny Kris. To musi być dla niego niezła próba, wytrzymać bez gry kilka tygodni. Oby tylko chłopaki mu za bardzo nie dokuczali, ale znając tych baranów to mało prawdopodobne.
Pamiętam jak zaczynałem szkołę w Anglii. Miałem najlepszy wynik już na pierwszym teście, po miesiącu przyległo do mnie miano kujona. Jedynym ratunkiem dla mnie było zacząć interesować się jakimś sportem. Nie chciałem być zawsze sam z przyczepioną karteczką kujona, od którego każdy może ściągać. Cóż, lekkoatletyka odpadała, nie miałem do niej cierpliwości. Piłka ręczna to była porażka. Doskonale rozumiałem zasady, ale rozumieć nie znaczy umieć je wykorzystać w rzeczywistości. Siatkówka i koszykówka były ok. Umiałem się w tym znaleźć i zagrać odpowiednio, ale jakoś mnie nie pociągały. Została tylko piłka nożna, o której nie miałem bladego pojęcia. Zaczęło się od kopania z Miharu piłki w ogrodzie, później żonglerka. Szło mi wyśmienicie, piłka zawsze leciała gdzie chciałem, ale jakoś nie byłem tym zachwycony. Wolałem posiedzieć nad książkami. Tak minęły lata aż poszedłem do liceum.
Pół roku po rozpoczęciu szkoły średniej wychowawca poprosił mnie o udzielenie korepetycji, chłopcu z drużyny piłkarskiej, Toniemu. To było delikatnie mówiąc przerażające. Ja zamknięty w jednym pomieszczeniu z „tym czymś”. Tak wtedy na to patrzyłem. Ku naszemu zaskoczeniu, szybko znaleźliśmy wspólny język. Raz czy nawet dwa byłem z nim na treningu przez co chłopcy z drużyny nie byli zachwyceni moją obecnością.
Wszystko zaczęło się po przegranym meczu z Rekinami. Bady, kapitan drużyny wyżywał się na chłopakach na treningach. Byli wykończeni, nie potrafili się skupić na lekcjach i nauce, nie mówiąc już o piłce.
Nie wiem jak to się stało, ale podczas jednego z treningów piłka poleciała w moją stronę. Zawsze ją odrzucałem, ale tym razem było inaczej. Ustawiłem, wycelowałem i kopnąłem prosto w głowę kapitana. Nigdy nie zapomnę min chłopaków po tym celnym strzale.
- O matko!
- Ale strzał…
- Bad jesteś cały?
Kapitan wstał i zerknął na mnie z dziwnym błyskiem w oku. Aż nogi odmówiły mi posłuszeństwa od tego spojrzenia.
- Nigdy nie twierdziłem, że nie umiem grać.- odpowiedziałem lekko drżącym głosem, na nie zadane pytanie.
- To, dlaczego nie próbowałeś się dostać do drużyny?- spytał ktoś z tłumu.
- Po co?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Dlaczego we mnie wycelowałeś?- zapytał Bady.
Posłałem mu wredny uśmieszek.
- Bo się nad nimi znęcasz, wiec ja postanowiłem ci oddać.
- Ach tak? Więc pokaż na co cię stać na boisku, kujonie.
- Nie.
Chłopak spojrzał na mnie groźnie.
- Tchórz!- warknął w moją stronę.
- Nie.- odpowiedziałem.- Nie jestem nim, tylko mam trochę oleju w głowie. Umiem zagrać, ale jakoś nie interesuje mnie bieganie po boisku za piłką.
- Jesteś silny tylko w gębie!- krzyknął kapitan drużyny.- A wy wracać do treningu!
- Z takim nastawieniem nic z nich nie wykrzeszesz.- wtrąciłem z nutką ironii w głosie.
- Więc pokaż jak mam się za to zabrać, kujonku…
Pi-pi-pik…
Nadejście nowej wiadomości z komunikatora, wyrwało mnie z krainy wspomnień.
Lisa:*
Hej!
Co się nic do mnie nie odzywasz? Już o mnie zapomniałeś?
Obliczyłem szybko różnice czasu, 10 godzin. Zerknąłem na zegarek była, 16:23 czyli w Londynie jest 6:23…
Moja kochana wiedźma…
Czemu nie śpisz?
O, jesteś? Nie chce mi się.
Kłamczuch XD
Nie no, Ty mnie za dobrze znasz…
Gadaj co Ci po tej ślicznej główce chodzi ?
Znowu TO mi się śniło…
Uuuuuu!
A ty jesteś daleko i mnie nie przytulisz. Nie myślałam, że aż tak będę tęsknić…
Tylko nie płacz!
Za późno..
Też strasznie tęsknie.
Skłamałem. Nie miałem czasu na zastanowienie się czy tęsknie czy też nie. Ino nie pozwoliła mi się nad tym zastanawiać. Pierwsze zakupy, impreza… Byłem zbyt zmęczony by tęsknić.
Naru, kocham Cię…
Ja Ciebie też, Lis.
Patrzyłem jak status w komunikatorze zmienia na wylogowany. Zawsze tymi słowami kończyliśmy nasze rozmowy.
Wstałem i zszedłem do kuchni zrobić sobie kawę. Choć oczy mi się kleiły, nie mogłem zasnąć a może nie chciałem?
Zresztą czy to ważne…
Czekając aż się woda zagotuje zrobiłem sobie kanapkę. Woda szybko się zagotowała, więc mogłem wrócić do swojego pokoju. Po namyśle z kocem i kubkiem parującego napoju poszedłem na balkon. Rozwiesiłem hamak i wygodnie się rozłożyłem. Popijając napar wsłuchiwałem się w nic nie mąconą ciszę. To było bardzo odprężające uczucie. Leżeć leniwie pod ciepłym kocem i niczym się nie przejmować.
Moją uwagę przykuł ruch w sąsiednim domu. Drzwi oddzielające balkon od mieszkania otworzyły się, ale nikt na niego nie wyszedł. Po kilku chwilach do moich uszu dotarła grana melodia. Była subtelna, delikatna i taka przyjemna dla ucha.
Jak jego głos…
Przymknąłem oczy, wsłuchując się w dźwięk instrumentu. Miałem cichą nadzieję, że to ktoś gra a nie odtwarza tej melodii z płyty. Ciekawiło mnie, co to za instrument wydaje tak przyjemne dźwięki.
Gra się zmieniła, stała się bardziej natarczywa i drapieżna. Moje oczy otwarły się w zdumieniu a serce zabiło głośniej w piersi. Nigdy nie lubiłem muzyki klasycznej, ale teraz byłem oczarowany. Chciałem poznać osobę, która tak pięknie gra, chciałem słuchać… Gra ustała, zapanowała cisza. Czekałem z niecierpliwością na dalszy ciąg tego mini koncertu, ale on nie nastał. Poczułem jak wzbiera we mnie rozczarowanie.
Nie wiem ,ile tak siedziałem czekając. W końcu ochłonąłem. Poczułem, że zrobiło się zimno. Wstałem z hamaka i wszedłem do pokoju. Dopiero zamykając drzwi zdałem sobie sprawę, że grającym musiał być ktoś z rodziny Uchiha. To odkrycie delikatnie mną wstrząsnęło.
Moje myśli, bez mojej wiedzy ,pognały do młodszego z braci Uchiha, Sasuke. Położyłem się na łóżku a przed oczami stanął mi widok nagiej klatki piersiowej chłopaka. Jego usta wygięte w delikatnym uśmiechu.
Ciekawe jak smakują?
Zachłysnąłem się powietrzem, siadając do pionu.
Czy naprawdę o tym pomyślałem?
Opadłem znowu na poduszkę ,chowając twarz w dłoniach. Czułem dziwny niepokój w sercu a to bardzo mi się nie podobało.
Jestem po prostu zmęczony. Wyśpię się a jutro będzie lepiej.
Zwlekłem się z łóżka i pomaszerowałem do łazienki. Myjąc zęby, obiecałem sobie zimny prysznic po przebudzeniu. Przebrałem się w szare, dresowe spodnie i nie patrząc na swoje odbicie w lustrze, wskoczyłem pod kołdrę. Chwyciłem komórkę, ustawiłem pobudkę na 5, po czym utonąłem w świecie sennych marzeń.
Ostry dźwięk klaksonu wyrwał mnie ze snu. Lekko oszołomiony usiadłem na łóżku i odnalazłem telefon. Mój genialny budzik jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Przeciągnąłem się, po czym zrobiłem kilka przysiadów. Sprawnie zasłałem łóżko i udałem się do łazienki. Błyskawicznie pozbyłem się ciuchów, wszedłem do kabiny i odkręciłem kurek z zimną wodą. Powstrzymałem cisnące się mi na usta przekleństwo, gdy lodowaty strumień spłynął wzdłuż kręgosłupa. Stałem nieruchomo, wstrząsany dreszczami, pozwalając ciału przyzwyczaić się do uczucia chłodu. Po kilku, dość długich minutach, odkręciłem ciepłą wodę i się umyłem. Słodki zapach pomarańczy przyjemnie drażni mój węch. Wychodząc z kabiny zakręciłem wodę, chwyciłem duży biały ręcznik i wytarłem się nim dokładnie.
Zostawiając na podłodze wilgotne ślady wszedłem do garderoby. Zrzuciłem ręcznik, którym były owinięte moje biodra i założyłem bokserki. Chwile poświęciłem nad wyborem stroju. W końcu zdecydowałem się na modne przecierane, jasnoniebieskie jeansy a do tego białą koszulę i błękitny krawat.
Spodnie, niedbale założona koszula i luźno zawiązany krawat jest moim ulubionym stylem ubierania. Nie ważne gdzie szedłem ,zawsze byłem dobrze ubrany. Po namyśle, włożyłem cienką niebieską bluzę. Palec wskazujący lewej dłoni ,ozdobiła mi gruba, srebrna obrączka z wyrytymi trzema ukośnymi pazurami. Dostałem ją od Saso na 16 urodziny i strzegłem jak oka w głowie. Całość ubioru miały dopełnić białe adidasy. W szkole, co prawda obowiązywały mundurki, ale ja swojego jeszcze nie posiadałem. Musiałem się zgłosić do sekretariatu, zamówić mundurek i wziąć zwolnienie pozwalające mi chodzić w zwykłych ciuchach. Aż mi się nie chce z domu ruszać.
Tak ubrany wziąłem czarny plecak z kilkoma zeszytami i zszedłem na dół. W kuchni był już tata i przygotowywał kawę.
- Hej.
- Cześć. Już na nogach?- zapytał.
- No, jak mi się nic nie chcę…
Tata zaśmiał się rozbawiony i postawił przede mną kubek z parującym napojem.
- Dopiero pierwszy dzień i już ci się nie chce. Pomyśl, co ja mam zrobić. Zawieść was do szkół, pojechać do biura, spotkać się z panem Nakamurą, odebrać was i pojechać z mamą do szpitala.
- Mama nadal źle się czuje?
- Mówi, że zjadła coś niestrawnego.
Zmartwiłem się, bo mama bardzo rzadko chorowała. Ostatni raz był jakieś 3 lata temu. Tata podał mi talerz z kanapkami.
- Idź zbudź te śpiochy.
Wstałem niechętnie od stołu. Była 6:30. Znając życie, Miharu zwlecze się za jakieś 20 minut a Kloe za półgodziny. Bez pukania wparowałem do pokoju brata. Przeżyłem mały szok, zdając sobie sprawę, że jeszcze tu nie byłem. Tak jak zresztą u Klo. Pokój był pomalowany w odcieniach zieloni i brązu. Duże łóżko zaścielone było w brązowo-złotą pościel. Podszedłem do niego uśmiechając się wrednie. Wskoczyłem do łóżka.
- Aaaaa!!
Mój brązowowłosy brat usiadł przerażony i wlepił we mnie oczy.
- Oszalałeś!- wrzasnął.
Zachichotałem, czochrając mu włosy.
- W-wybacz.- wydusiłem z trudem.
Zrobił obrażoną minę i wygramolił się z łóżka. Ja poszedłem do pokoju Kloe. Ostrożnie otworzyłem drzwi. Różowy kolor ścian raził mnie w oczy. Moja kochana siostrzyczka uwielbiła ten kolor. Na różowo-złotym łóżku leżała zwinięta w kłębek Klo. Kołdra leżała na podłodze a poduszka wepchnięta w kąt.
- Klo.- zawołałam cicho.- Księżniczko?!
Usiadłem na brzegu łóżka i dotknąłem jej czoła.
- Już rano.
- Mhymmm…- odpowiedział mi nie wyraźny pomruk.
Poruszyła się, przy czym zmarszczyła śmiesznie nos.
- Klo, wstawaj, bo będę cię łaskotał.
Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie z wyrzutem.
- Nie zrobisz tego.- powiedziała cicho, po czym ziewnęła.
Ma racje, nie zrobiłbym jej tego. Nie znosiła łaskotek a ja lubiłem ją w ten sposób torturować od czasu do czasu.
- Śniadanie na stole.- oznajmiłem i wyszedłem z pokoju.
W kuchni tata czytał gazetę, ale gdy mnie spostrzegł uśmiechnął się promiennie.
- Musiałeś tak przerazić brata?
- Eee, hehe.- zaśmiałem się nerwowo.- Nie mogłem się powstrzymać.
Kilkanaście minut później przyszło moje rodzeństwo. Posiłek minął nam w miarę spokojnie. Chociaż Miharu był trochę na mnie zły.
- Czas jechać.- oznajmił tata.
Zgodnie wyszliśmy z domu. Jak zawsze urządziłem z Aru wyścig o to kto będzie siedział obok kierowcy. Udało mi się wygrać, co nie było wcale takie proste jak by się wydawało.
Po 20 minutach tata zaparkował przed jakąś szkołą, która okazała się być moją.
- Trzymaj się!- zawołała Klo, gdy wysiadałem.
- Ty też.- odpowiedziałem.- Miłego dnia.
Była 7:30 ,więc uczniowie dopiero się schodzili. Czułem na sobie wzrok tych nielicznych osób. Słyszałem chichot i ciche szepty. No tak, wywoływałem sensację swoja osobą i tym, że przyszedłem miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego. Ruszyłem w stronę budynku, choć nie miałem pojęcia gdzie mam iść. Zaczepiłem jakąś dziewczynę, miała krótkie miodowego koloru włosy i duże bursztynowe oczy.
- Przepraszam, gdzie jest dyrekcja?
Zarumieniła się, zanim mi odpowiedziała.
- Mogę cię zaprowadzić.
Odetchnąłem z ulgą i posłałem jej promienny uśmiech, na co ona zarumieniła się jeszcze bardziej. Przeszliśmy kawałek korytarzem.
- To tu.- powiedziała cicho, po czym uciekła.
Odetchnąłem kilka razy, zanim zapukałem.
- Proszę!
Wszedłem. Zza biurkiem siedziała ładna brunetka o ciemnych oczach.
- W czym mogę pomóc?- spytała uprzejmym tonem.
- Jestem Uzumaki Naruto, przeniosłem się tu z Anglii. Miałem się zgłosić.
- A tak, pamiętam. Usiądź.
Wstała i podeszła do drzwi po lewej. Zapukała.
- Tak?
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich wysoka blondynka około czterdziestki.
- Pani, Tsunade, przyszedł nowy uczeń.
Brązowe oczy kobiety spojrzały na mnie ciekawie. Czułam jak pod tym czujnym spojrzeniem moją twarz zalewa fala gorąca.
- Witaj.- podeszła do mnie i uścisnęła moją dłoń.
Brunetka w tym czasie położyła kilka dokumentów przede mną. Po długiej rozmowie i serii podpisów byłem wolny. No, prawię. Miałem poczekać wraz z Shizune na mojego wychowawcę. Nawiasem mówiąc Shizune to ta sekretarka.
Przed 8:00 do sekretariatu wszedł wysoki mężczyzna o białych włosach i czarnych jak noc oczach. Był niesamowicie przystojny. Ubrany w czarny dopasowany garnitur i bordową koszulę rozpiętą przy szyi.
- Kakashi.- powiedziała brunetka.- To nowy uczeń, który będzie chodził do twojej klasy.
- Rozumiem.
- To jest jego usprawiedliwienie dopóki nie dostanie mundurka.
Podała mu kartkę.
- Idziemy?- spytał mnie po czym wyszliśmy na korytarz.- Więc jesteś, Uzumaki Naruto.
- Tak…
- Ja jestem Kakashi Hatake ,wychowawca klasy II a. Masz jakieś pytania?
- Obecnie nie.
Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
- A to twoja klasa.- oznajmił i otworzył drzwi.- Poczekaj chwilę. Dzień dobry, przepraszam że przeszkadzam panie Asuma.
- To nic. Co ma pan im do powiedzenia?
- Do waszej klasy będzie uczęszczał nowy uczeń, proszę przyjmijcie go ciepło.
Odetchnąłem kilka razy uspokajając nerwy, po czym powoli wszedłem. Nie oglądając się stanąłem obok nauczycieli i dopiero wtedy spojrzałem na uczniów.
- Hej. Nazywam się Uzumaki Naruto, miło was poznać.
Usłyszałem szepty i chichoty. Dziewczyny przyglądały się mi z zachwytem, chłopaki zaś z wrogością.
- Usiądź przy oknie.- usłyszałem słowa Kakashiego.
Przy oknie stała wolna ławka, podszedłem do niej i osunąłem się na krzesełko. To było stresujące.
- Yo, Lisie.- usłyszałem obok siebie.
Ze zdumieniem spojrzałem w stronę głosu. Okazało się, że moim sąsiadem jest Shikamaru. Ubrany w ciemnogranatowy mundurek i białą koszulkę wyglądał trochę poważniej niż go zapamiętałem.
- C-cześć.- zaciąłem się trochę.
- Proszę o uwagę.- zawołał nauczyciel i rozmowy ucichły.
Asuma uczył matematyki. Korzystając z książki na spółkę z Shiką ,szybko rozwiązywaliśmy zadania. Lekcja szybko mi minęła.
- Dobry jesteś.- pochwalił mnie Nara.
- Ty też.- zrewanżowałem się.
Wokół mojej ławki zrobiło się tłoczno. Były to w szczególności dziewczyny, które zasypały mnie pytaniami.
- Rozejść się!- krzyknął jakiś dziewczęcy głos.
Ludzie się rozeszli a moim oczom ukazała się Sakura.
- Cześć, Naru.- posłała mi promienny uśmiech.
- Sakura.- odwzajemniłem uśmiech.
Dziewczyna podeszła do mnie i musnęła ustami mój policzek.
- To cudownie, że jesteśmy w tej samej klasie.
- Też się cieszę.
- Hej.- do klasy wszedł ciemnowłosy chłopak, Uchiha.
- Sasu!- zawołała Sakura.- Dlaczego nie było cię na pierwszej lekcji?
- Tayuya zrobiła zwarcie i wszyscy zaspali.
- Zainwestuj w zwykły budzik na baterię.- zaczął mu dogryzać Shikamaru.
- Może tak zrobię.- padła cicha odpowiedź.
- Sasu, patrz. Naruto jest w naszej klasie.- brunet chyba dopiero teraz mnie spostrzegł, bo jego oczach zauważyłem zaskoczenie.
- Miło.- powiedział swoim spokojnym głosem.
- Mi też.- odparłem pewnie.
- Naru, to tak jak się umawialiśmy?- spytała niespodziewanie różowowłosa.
Na początku nie skojarzyłem, o co jej chodzi. Byłem tak pochłonięty wpatrywaniem się w czarne tęczówki Uchihy że mój mózg potrzebował więcej czasu na przetworzenie informacji.
- Ta, jasne.- odpowiedziałem.
- To…
Jej wypowiedź utonęła w dźwięku dzwonka.
Trzeba było przegotować się psychicznie na nadchodzącą maskaradę. Plan zaczął kiełkować w mojej głowie. Zamierzałem na następnej przerwie pokrótce wyjaśnić Sakurze, co nieco i wprowadzić go w życie.
Cóż, zszokuje kilka osób, ale mam to gdzieś.
Melodia grana na skrzypcach, którą słuchał
Naru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz