wtorek, 6 listopada 2012

Rozdział 12 1/2


12 1/2 Zagubienie

Już od ponad godziny przewracam się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Zirytowany zerkałem, co kilka minut na zegarek pragnąc zakląć czas by przyśpieszył i nastał ranek. Niestety cuda się nie zdarzają. Zły jak diabli zaświeciłem lampkę nocną, która stała przy łóżku. Westchnąłem zrezygnowany a mój wzrok mimochodem padł na książkę, która dał mi Itachi.
Wziąłem ją do ręki niechętnie i przekartkowałem kilka stron. Zacząłem ją czytać, co prawda, ale pierwsze strony tak mnie nudziły, że nie chciało mi się z nią męczyć. Teraz zaś, kiedy nie miałem, co robić odnalazłem zaznaczoną stronę i wpatrzyłem się w nią tępo. Po kilku minutach zacząłem czytać a muszę przyznać, że szło mi opornie.
Przewróciłem następną stronę zaczynając rozdział piętnasty. Już pierwsze zdanie przyciągnęło moje uwagę, więc skupiłem się na tekście.
***„Tylandel, czytając, rozciągnął się swobodnie na trawie w ogrodzie. Vanyel przyglądał mu się ukradkiem zza zasłon w oknach swojego pokoju. Targające nim uczucia doprowadzały go już do wyczerpania. Wiatr tańczył zmierzwionych włosach Tylandela niemal tak samo, jak we śnie Vanyela.
Vanyel zadrżał i zamknął oczy. O bogowie, bogowie, dlaczego akurat ja? Dlaczego teraz? Dlaczego, och, dlaczego akurat on? Ulubieniec Savil…
Uchwycił się kurczowo kotary, jakby była ona jakimś kołem ratunkowym. Potem otworzył oczy. Tylendel, zmieniwszy nieco pozycję, leżał teraz z głową opartą na ręce. Na jego czole malowało się skupienie. Vanyel poczuł, że serce bije mu jak rozkołysany dzwon. Drgnął i zagryzł wargi. Żadna dziewczyna nie przyprawiała go dotąd o taki łomot serca…
Własne myśli przywoływały rumieniec na jego policzki, w żołądku czuł skurcz. Bogowie, kim jestem? Czy jestem taki jak on? Pewnie tak. Ojciec… och, bogowie. Ojciec mnie zabije, zamknie mnie, powie wszystkim, że popadłem w obłęd. A może rzeczywiście oszalałem?
Tylendel nagle uśmiechnął się. Rozweseliło go coś, co przeczytał. Serce Vanyela zamarło. Chciał krzyczeć. Jeśli uśmiechnie się tak do mnie… och, bogowie, nie mogę, nie mogę mu ufać, rozbudzi moje pożądanie. Będzie ze mną to samo, co ze wszystkimi innymi.
Ze wszystkimi innymi.
Odwrócił się od okna, z ciężkim sercem chroniąc się w swoim pancerzu obojętności.
Gdybym tylko miał odwagę. Gdybym tylko się ośmielił.”
Zamknąłem, czym prędzej tą piekielną książkę. Moje serce biło jak oszalałe. To, co przeczytałem było tak podobne to tego jak obserwowałem Naruto…
- Cholerny Itachi- wyrwało mi się kiedy w końcu wszystko zrozumiałem.- Jak mogłeś?
Czułem żal, że mój brat mógł pomyśleć, że ja.. No, że mi podoba się Uzumaki. Niestety to odkrycie nie tylko mnie przerażało, ale w dodatku niezwykle mocno pociągało.
Zły na siebie opadłem na poduszkę, dłońmi zasłaniając oczy.
Kociak…
Poczułem jak moje usta same wykrzywiają się w uśmiechu.
Leżałem tak dopóki budzik nie zakomunikował, że pora wstać. Ostatni raz rzuciłem okiem na książkę i wyskoczyłem z łóżka. Bezwiednie podszedłem do ona zerkając na dom z naprzeciwka. Niestety nic nie zobaczyłem a mnie ogarnęło rozczarowanie. Warknąłem zły na siebie i pobiegłem do łazienki. Zafundowałem sobie gorący prysznic, po czym pogwizdując wróciłem do swojego pokoju. Wyciągnąwszy z szafy czystą białą koszulę zacząłem się ubierać. Kilka minut później z plecakiem zarzuconym na jedno ramię zbiegałem na dół. W kuchni szybko przygotowałem sobie herbatę, którą ja zawsze porządnie osłodziłem, oraz stos kanapek. Byłem głodny jak wilk.
Nie kłopocząc się sprzątanie ze stołu ulotniłem się z kuchni i czym prędzej czmychnąłem z domu. Mijając dom Uzumakiego zwolniłem trochę kroku zastanawiając się jednocześnie czy wstąpić po tego głupka. Jednak dałem sobie spokój. Zresztą jakby to wyglądało.
Jak zawsze na przystanek prysłem pierwszy. Czekając na innych patrzyłem w niebo. Kiedy pojawił się autobus wsiadłem nie zwracając uwagi na otoczenie.
- Jednak ich nie ma- mruknąłem do siebie smutno.- Nie zwracaj na to uwagi.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Nie było Ino ani Naruto. Zacząłem się zastanawiać czy będą w szkole a jak nie to, co ich zatrzymało. Zły na siebie zacząłem myśleć o pogodzie, jednak to nie dało żadnego rezultatu, bo ciągle zastanawiałem czy tą dwójkę coś łączy.
Zostałem nie elegancko popchnięty, zaskoczony ledwo złapałem równowagę.
- Rusz się- warknął ktoś.
Skonsternowany przeprosiłem, czym prędzej i wysiadłem przed szkołą. Powstrzymując westchnienie wszedłem do budynku i czym prędzej skierowałem się w stronę swojej klasy. Czekał na mnie angielski a do tego sprawdzian. Klasa była otwarta, więc wszedłem nie zwracając uwagi na witających mnie ludzi. Kiedy usiadłem na swoim miejscu, wyciągnąłem książkę i zacząłem sobie przypominać materiał który miał być na teście.
Kiedy zabrzmiał dzwonek i pojawił się nauczyciel, zauważyłem że Naruto jest obecny. Na dalsze rozważania nie starczyło mi czasu, gdyż rozpoczął się sprawdzian.
W całkowitym skupieniu dobrnąłem do przerwy śniadaniowej, wtedy dopiero się rozluźniłem i pozwoliłem sobie na rozejrzenie się po klasie.
- Witamy na ziemi- usłyszałem obok siebie głos Kiena.
- Hej- uśmiechnąłem się widząc jak rzuca się na jedzenie.
- Cieszę się, że zaszczycił nas Pan, swoją uwagą- mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Jakoś znudziło mi się patrzenie na mych poddanych z góry i zachciało mi się spędzić w ich gronie trochę czasu- podiąłem jego grę.
- Cóż za zaszczyt dla twych poddanych- zakpił.- Ech… Brakuje Sakury. Było by zabawniej.
- No- przyznałem mu rację.- Ale wpadła w sieci miłości i pognała do Nejiego.
- Wszyscy się zakochują- mruknął między kęsami.
- I mówi to ten, który jest również zakochany- burknąłem.
- No, ale to jest irytujące. Wcześniej było zabawniej.
- Możliwe- wzruszyłem ramionami.- Ale nuda..
- Tia. Masz jakieś plany na dziś?
- Coś ty- prychnąłem.- Zmywam się prosto do domu.
- Czyli się będziesz nudził.
- Może.
- I ja będę się nudził.
- Ej, do czego piejesz?- zirytowałem się.
- Nic- pokazał wszystkie zęby w uśmiechu.- Po prostu zapraszam do mnie. Pogramy.
Uniosłem znacząco jedną brew.
- Sora jedzie dziś odwiedzić dziadków- wyjaśnił.- Jakaś rodzinna impreza.
- O jak miło, mam robić za umilasz- zakpiłem.
- Ej, no- nadął policzki.- Więc?
- I tak nie mam nic lepszego do roboty- jęknąłem.- Może być ciekawie.
Uśmiechnął się zadowolony. Zaczęła się następna lekcja. Czas się wlókł niemiłosiernie i kiedy przyszła pora na w-f miałem ochotę zwiać do domu. Jak zawsze do szatni wszedłem z Kienem. Szybko zacząłem się przebierać.
- Hmmm. Ciekawe- mruknął cicho Kien.
Zaintrygowany spojrzałem na przyjaciela, który ku mojemu zaskoczeniu wlepiał spojrzenie w Uzumakiego.
- Faceta nie widziałeś?- prychnąłem oburzony.
- Widziałem, widziałem- burknął i ruszył w kierunku Naruto, który stał aktualnie do nas tyłem.
Moje oczy otwarły się szeroko pod wpływem szoku, którego doznałem widząc jak Kien dotyka pleców Uzumakiego. Ledwo zaobserwowałem reakcję tego drugiego. Patrzyłem oniemiały jak śmiałe palce mojego przyjaciela prześlizgują się po skórze Naruto. Poczułem suchość w gardle i nie miły skurcz w żołądku. Uzumaki wyszedł wściekły z szatni a Kien podszedł do mnie powoli.
- Ciekawe- mruknął znowu a ja posłałem mu mordercze spojrzenie.- No, co?!
Nie odzywając się do niego pokręciłem tylko głową, po czym zostawiłem go samego. Kiedy nauczyciel oznajmił że mamy biegać przyjąłem to z niejaką ulgą. Kien nadal trzymał się blisko mnie a ja uparcie trzymałem język za zębami.
Dziś mieliśmy grac w kosza. Nie przerażała mnie ta myśl, więc czym prędszej dołączyłem do drużyny, w której nie będzie Kiena. Zauważyłem, że u przeciwników wybuchła sprzeczka w centrum, której był Uzumaki. Prychnąłem niezadowolony.
Zawsze ten Uzumaki! Jakby był pępkiem świata, czy co!? Jeszcze trochę a dosłownie go znienawidzę!
Naruto jednak nie brał udziału w grze, dzięki czemu odetchnąłem trochę z ulga. Ale tylko trochę. Denerwowała mnie sama jego obecność, co niestety przekładało się na moją kiepską grę, przez co musiałem ciągle przepraszać chłopaków. Tortura trwała całą godzinę a jak tylko zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec zajęć, czym prędzej zmyłem się do szatni.
Nie śpieszyłem się z przebieraniem, ciesząc się jednocześnie, że już mogę iść do domu.
- Nie zapomniałeś chyba, że idziesz do mnie- niespodziewanie wtrącił Kien.
- Matkooo- jęknąłem, bo całkowicie o tym zapomniałem.
- A jednak- mruknął niezadowolony.- Ale i tak ci nie odpuszczę.
- No- burknąłem cicho.
- Kien idziesz?- zawołał Shikamaru.
Uniosłem delikatnie brew chcąc się dowiedzieć, o co chodzi.
- Idziemy zobaczyć jak Naruto gra-wyjaśnił mi przyjaciel.
- Znowu Uzumaki- wymamrotałem.
- Mówiłeś coś?- zapytał Kien.
- Zdawało ci się- prychnąłem zbierając swoje rzeczy
Chcąc nie chcąc powlokłem się za Shika i Kienem, którym jadaczki się nie zamykały. Dotarliśmy na boisko przed rozpoczęciem rozgrzewki.
- To będzie ciekawe- zachichotał Shika.
- Ciekawe, co z tego wyjdzie- Kien radośnie zatarł dłonie.
- Nic dobrego- wtrąciłem swoje trzy grosze.
- Chamy!- doleciał co nas krzyk Uzumakiego.
- No, co ty, gdzie?!- odkrzyknął rozbawiony Shikamaru udając przy tym oburzenie. -Żadnego nie widzę.
- Wy!- słysząc to aż sapnąłem z niezadowolenia.
- My?!- Kien chyba od razu nie załapał, przez co zacząłem się poważnie zastanawiać czy dobrze robię zadając się z nim.- Sam jesteś chamem ty padalcu jeden. Idź se pobiegaj małpoludzie. Pojebany brytol.
Kien mamrocząc pod nosem wlepiał wściekły wzrok w Uzumakiego. Zauważyłem, że drużyna zaczyna rozgrzewkę od biegania i aż prawie podskoczyłem z zachwytu.
- Dobrze mu tak- syknąłem z jadowitą satysfakcja.
- Mówiłeś coś?- zainteresował się Shikamaru.
- Nie nic- wlepiłem uparcie wzrok w boisko.
- Biedny Naru- narzekał Kien.- Znowu biega. Ja na jego miejscu bym zaprotestował.
- Nie rozumiem skąd on ma tyle energii- dołączył się Shika.
- Ale nawet jeśli ma jej dużo to szybko się zużyje jak będzie tylko biegał.
- Och dajcie spokój- warknąłem.- Już ci przeszło?
- Tak jakby- wymamrotał niewyraźnie Kien.
Przewróciłem tylko oczami dając im do zrozumienia, co o tym wszystkim myślę. Takie obserwowanie Naruto mi nie przeszkadzało. Było też w tym coś trochę fascynującego. Potrząsnąłem głową by pozbyć się niewłaściwych myśli.
W pewnej chwili Kien podszedł do Naruto by pomóc mu przy brzuszkach.
Kiedy skończyła się rozgrzewka zaczęło być bardziej interesująco. Kakeru podał piłkę Uzumakiemu. Nie znałem się na piłce nożnej tak jak Itachi, ale nawet ja wiedziałem, że Naruto nie jest przeciętnym graczem. Zafascynowała mnie wymiana podań, jaka się rozegrała na moich oczach. Nie nadążałem za tym, ale i tak mi się podobało. Przynajmniej nie było nudnego biegania za piłką.
Wbiegli na boisko nadal wykonując te cyrkowe sztuczki a wszyscy włącznie ze mną, oglądali je jak małe dzieci w wielkim napięci.
Niespodziewanie poczułem czyjeś ramię obejmujące mnie za szyje. To Kien się o mnie oparł oglądając z zapartym tchem ten mały popis. Powstrzymałem chichot widząc wyraz jego twarzy. Rozchylone usta i oczy szeroko otwarte by niczego nie przegapić. Do tego wyglądał jakby miał zaraz rzucić się na boisko i pobiec za nimi.
Jak mały szczeniaczek.
Zakrztusiłem się tłumiąc śmiech, co nie bardzo mi jednak wychodziło, bo moja ramiona zatrzęsły się podejrzanie. Przymknąłem oczy by się opanować, po czym znowu spojrzałem na boisko. Muszę przyznać, że warto było tu przyjść by móc to obejrzeć. Jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne wydarzenie.
Niepowtarzalne…
Zdawałem sobie sprawę z tego, że Naruto przez długi czas nie da się namówić na podobny wyczyn. Skąd to wiem skoro ledwo go znam? Z obserwacji. Nie ma w nim tej pasji jak podczas gry na gitarze, tego niesamowitego wrażenia jakby kochał się z muzyką.
Poczułem na twarzy gorąco, przez co błyskawicznie opuściłem głowę by ukryć zawstydzenie.
- Jej! To było niesamowite!- krzyknął nad moim uchem Kien.
Coś przegapiłem?..
Spojrzałem na boisko, które już zapełniło się ludźmi. Zauważyłem, że Uzumaki uśmiechając się rozmawia z chłopakiem, z którym dał ten popis swoich umiejętności.
- Szkoda, że zabrakło mu energii- mruknął Shika.
- Jakby nie to.. Ach! Co za piękne przedstawienie- ekscytował się nadal Kien.
- Długo masz zamiar na mnie wisieć?- burknąłem udając niezadowolenie.
- Sooorry- zrobił nieszczęśliwą minkę.- Ale przyznaj, że nasz klasowy nabytek jest niczego sobie.
- Chyba ty tylko tak myślisz- sarknąłem oburzony.
- Nooo…
W naszą stronę szedł Naruto. Chłopaki szybko wymienili między sobą jakieś uwagi mnie kompletnie olewając.
- Jak się podobało przedstawieni?- skrzywiłem się słysząc jego arogancki ton głosu.
- Człowieku zastanawia mnie jedno..- zdziwiony zerknąłem na Shikamaru tak jak i reszta.- Czy jest, choć jedna rzecz, w której nie jesteś dobry? To cholernie irytujące znać taki ideał..
Ideał? Czy ja się przesłyszałam?
Mrugnąłem niepewnie obserwując całą sytuację.
- Ideał? Nie jestem nim.- odpowiedział stanowczo.
- Ta jasne- Shikamaru potrafi być upierdliwy.- Jesteś szalenie inteligentny, przez co na lekcjach muszę dawać z siebie prawie wszystko, świetnie grasz na gitarze i wychodzi w piłkę też. Jesteś przystojny, dzięki czemu masz powodzenie i to twoje poczucie humoru..
- Przestań- Naruto przerwał mu ten monolog z niezadowoleniem.- Ideał, co za bzdura. Daleko mi do niego.
- Też uważam że jesteś prawie idealny- zszokowany spojrzałem na Kiena, bo chyba się przesłyszałem.
- Niech wam będzie- Naruto westchnął cicho w geście rezygnacji.
Wlepiłem wzrok w Uzumakiego zastanawiając się, co tę oni w nim widzą.
- Ideał?- zamyśliłem się.- Nie możliwe. Pyskaty, źle wychowany do tego lubi się popisywać. Nie, jednak jest ideałem… a raczej idealnym przykładem kiepskich manier.
Kiedy usłyszałem chichot Nary zdałem sobie sprawę z tego że mówię na głos. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Sasuke i widzisz, co narobiłeś?- oburzył się Kien.- Jak zawsze pozbawiony delikatności.
Poczułem się jakby mnie ktoś spoliczkował. Owszem byłem gruboskórny, ale to nie moja wina. Po prostu zawsze mówię to, co mi ślina na język przyniesie. Prychnąłem poirytowany i wtedy poczułem się dziwnie.
Moje oczy otworzyły się szerzej, kiedy zauważyłem, że ten debil znowu dotyka moich włosów. Było to tak zaskakujące a zarazem miłe uczucie, że aż miałem ochotę by ta chwila trwała trochę dłużej.
- Dobra kicia- usłyszałem jego kpiący głos.
- Nie jestem żadnym kotem!- zbuntowałem się.
- Jak nie jak tak?- nie dawał za wygarnął.
- Macie swój ideał. Zero samokontroli- wyrzuciłem z siebie te słowa sprawiając by brzmiał jak najmniej przyjaźnie.
- Masz racje- w końcu Shika przyznał mi to!- Szalona głowa. Robi zanim pomyśli o konsekwencjach.
- Ej! Myślę- oburzył się Uzumaki.
- Tak?- na ustach Shikamaru błąkał się dość osobliwy uśmieszek.- A pomyślałeś jak to może wyglądać dla postronnego obserwatora?
- Można zinterpretować na swój sposób- mówiąc to Kien zerknął na mnie wymownie.
Umknąłem wzrokiem czując zdradliwy rumieniec wypełzający mi na policzki.
- Jak słodko!- zerknąłem na Kiena który o dziwo mówił do Naruto, a w dodatku dotyka jego twarzy.- Aaaaa! To nie fer. Jesteś taki słodki!
Że co?!
Zamrugałem oczami zaskoczony. To wcale a wcale mi się nie podobało. Przecież ten idiota ma Sorę. Wkurzony sprzedałem mu porządnego kuksańca przez co podskoczył.
- O czymś nie zapomniałeś?- zapytałem wściekły.
- Jakże bym śmiał- jego spojrzenie było poważne, choć krzywił się po moim uderzeniu.- Kocham Sorę, ale czasem i ja mogę sobie pożartować.
- Ładne żarty- sarknąłem trochę udobruchany.
- Ech- usłyszałem westchnienie ze strony Naruto.- Naprawdę miło się z wami rozmawia, ale muszę spadać.
- No, nie żartuj- zawołali jednocześnie Kien i Shika.
- Następnym razem pójdziemy na piwo- złożył obietnicę.
- Ty stawiasz- wciąłem się.
- Może- uśmiechnął się delikatnie.- Do zobaczenia.
Odprowadziliśmy do wzrokiem.
- I zabawa się skończyła- mruknął Nara.
- Niestety- Kien westchnął zrezygnowany.- Idziemy.
Zgodnie udaliśmy się na przystanek odprowadzając Shikę na autobus, który przyjechał po kilku minutach, po czym udaliśmy się w stronę mieszkanie Kiena. Szczęściarz mieszkał niedaleko we własnym lokum, nie tak ja na głowie rodziców.
Czasem mu zazdrościłem. Mógł tam robić to, na co miał ochotę i nikt mu nie zrzędził nad głową. Jednak przeważnie było mi go szkoda, gdyż, gdy jego rodzice się dowiedzieli o jego orientacji seksualnej to się go wyparli. Biedak przeżył szok. Jego rodzice zawsze byli tacy wyrozumiali a tu taka niespodzianka. Na szczęście dzięki pomocy starszego rodzeństwa nie musiał się martwić o dach nad głową.
Kien długo nawijał o tym, że rzuci szkołę i znajdzie jakąś prace by nie być na utrzymaniu Yuuty i Ann, ale oni mu nie pozwalali. Tak, więc ustalili, że Kien ma skończyć szkołę i studia a oni zajmą się rachunkami. Cóż dobrze mieć brata prezentera telewizyjnego i siostrę dziennikarkę.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie zgrzyt kluczy przekręcanych w zamku. Z zaskoczeniem odkryłem, że już byliśmy w mieszkaniu Kiena.
- W końcu zadbałeś o porządek- zakpiłem zauważając czystość pomieszczenia.
- Sora się uparł na wiosenne sprzątanie- skrzywił się.
- Heee- uśmiechnąłem się.- W końcu mam pewność, że nie zabije się na niczym lub w coś nie wejdę.
- To nie jest śmieszne- nadął policzki.
- Ależ jest..
- Dupek. Napijesz się czegoś?
- Herbata.
-Yyhh. Jak zawsze wybierasz to co długo się przygotowuje.
- Cały ja- rzekłem rozkładając się w maleńkim salonie na kanapie przed telewizorem.
Bez pytania odnalazłem pilot i włączyłem program muzyczny. Zacząłem skakać po kanałach by znaleźć coś interesującego. Jednak niestety nic nie przykuło mojej uwagi.
- Jak zawsze nic ciekawego nie ma- zawołał Kien wchodząc do pokoju z kubkiem parującego napoju.
Postawił herbatę przede mną, po czym rzucił się do tyłu wygodnie lądując obok mnie na kanapie, która zaprotestowała w proteście.
- Masz ochotę zagrać?- spojrzał w moją stronę.
- Znowu przegrasz- wyszczerzyłem się w uśmiechu.
- Chciałbyś! Trenowałem.
- Tiaaa.
Kien uśmiechnął się i czym prędzej zaczął podłączać PS3.
- Strzelanka, czy wyścigi?
- Strzelanka.
Chwilę później zanurzyliśmy się w wirtualnym świecie wojny. Trzeba przyznać, że jak już my obaj siądziemy do gry to trudno nas odciągnąć. Czasami rzucamy jakieś komentarze, ale przeważnie milczymy całkowicie skupieni na pokonaniu wroga. W końcu moje siedzenie protestuje bólem z powodu długiego nie zmieniania pozycji. Ociężale wstaje by się przeciągnąć.
- Przyniosę sok- rzuciłem i odprowadzany niewyraźnym mruknięciem poszedłem do kuchni.
Otworzyłem lodówkę skąd wziąłem karton soku bananowego i po chwili namysłu pomidora i szynkę. Chleb znalazłem w szafce obok. Powodowany głodem zrobiłem kilka kanapek.
Tak, więc z kartonem soku i stosem kanapek wróciłem do pokoju gdzie Kien nadal grał.
- Proszę- postawiłem jedzeniu tuż przed jego nosem.
Zamrugał kilka razy, po czym z uśmiechem złapał za jedną z kanapek całkowicie zapominając o grze.
- Jesteś wielki.. Mmmyyy.. Pycha!
-.. Game Over…
- Łaaaa no nieee- zawył.- Prawię pobiłem rekord.
Zaśmiałem się cicho rozkoszując się przy okazji jedzeniem. Tchnięty nagłym pomysłem podeszłem do półki, na której Kien zazwyczaj trzyma filmy. Zacząłem przeglądać płyty. Nagle i nie spodziewanie w moich dłoniach znalazło się coś, co wolałbym nigdy nie widzieć. Z nietęgą miną odwróciłem się przodem do Kiena i uniosłem opakowanie tak by mógł je widzieć. By zwrócić jego uwagę odchrząknąłem kilka razy.
- No, co?- zapytał.
Patrzyłem jak kanapka, którą miał w ręce wypada mu a na twarzy wypływa szkarłatny rumieniec.
- Aaaa! Nie patrz!
Zerwał się na równe nogi i potykając się podbiegł do mnie. Wyrwał mi płytę z dłoni chowając za siebie.
- Hihi- zachichotałem.- TO mnie zaskoczyło.
- Kurka…- jęknął.- Kto pozwolił ci grzebać w moich rzeczach.
- Z tego, co pamiętam.. Zawsze mówisz wiesz gdzie, co leży, więc bierz sam.
- Nooo…
Spuścił wzrok zakłopotany.
- Jeju, to takie żenujące- przetarł twarz dłonią.
- P-porno to nic zł-ego- zaciąłem się trochę czując się dziwnie.
- Haha- zaśmiał się nerwowo.- Widziałem twoją minę. To porno cię przeraziło.
- Nooo- chciałem wymazać ten obraz z pamięci.
- Ale..- Kien uśmiechnął się nagle przebiegle i podetknąłem mi pod sam nos opakowanie.- Nie krzyczałeś, a to już coś.
- Zabieraj to ohydztwo!- zaprotestowałem.
- Ohydztwo? To świetnie zrobiony film.
- Blleeeee- udałem że wymiotuje.
- Mam pomysł! Obejrzymy.
- Zwariowałeś!!!
W panice odskoczyłem od niego zderzając się przy okazji plecami z szafą za mną.
- Oj nie bądź święty, spodoba ci się- zachęcał.
- Zdecydowanie nie!
- Hmmm.. Szkoda.
Z niepocieszoną miną schował film na półce i w zamian wyciągnął inny.
- To będzie w sam raz- nie pytając się mnie o zgodę włożył płytę do odtwarzacza i nacisnął play.
O dziwo film był normalny. O jakimś zespole. Dopiero w połowie połapałem się, o co tu chodzi i omal nie wyskoczyłem z fotela, na którym aktualnie siedziałem.
- Zabije cię- syknąłem wkurzony.
- Nie dasz rady- odparł nawet na mnie nie patrząc.- Oglądaj. Przyda ci się.
- Niby w czym?- byłem bliski wybuchu.
- Oglądaj. Nic, czego byś nie zniósł nie ma w tym filmie. To prosta historia o dwóch zakochanych w sobie nastolatkach pozbawiona scen erotycznych.
- Idę do domu- parsknąłem niezadowolony, wstając.
- Siadaj na dupie i oglądaj!
Z wrażenia powrotem opadłem na swoje miejsce. Byłem jak sparaliżowany a w dodatku jakaś niewidzialna siła zmuszała mnie do oglądania tego filmu.
Ta cholera nie wspomniała ani słowem że to wyciskacz łez. Zazwyczaj nie płaczę, ale tym razem ujęła mnie ta historia. Szalony chłopak, wokalista zespołu zakochuje się w bracie przyjaciela, który okazuje się być chory na białaczkę. Coś o tym jak się poznają i ze sobą są. Walce chłopaka z chorobą i zwycięstwie nad nią a pod koniec o wypadku, w którym zostaje ranny wokalista. Dniach pełnych udręki i śmierci. Rozpaczy i wypełnieniu obietnicy, którą złożył ukochanemu.
Ckliwy romans a ja się popłakałem. I już mi nie przeszkadzało, że jest o homoseksualistach.
- Hej, Sasu- przy fotelu przykucnął Kien.- Nie płacz.
- Co?- wychrypiałem.- Nie płaczę!
Szybko otarłem twarz.
- Jasne- uśmiechnął się smutno.- Muszę z tobą porozmawiać.
- O czym??
- Wiesz- zająknął się delikatnie.- Boże jak ja mam to powiedzieć…
- Zaczyna mi się to nie podobać- mruknąłem cicho.
- Chodzi o Naruto….
- Czy wy wszyscy powariowaliście czy co?- warknąłem.- Każdy chce o nim gadać.
- Tylko spokojnie. Daj mi skończyć. Chodzi mi o Naruto i o ciebie.
- O mnie?- zdziwiłem się tak bardzo że cała złość wyparowała.- O co chodzi?
- Nie myślałem, że to będzie takie trudne- jęknął.
Czekałem w ciszy na to, co ma mi do powiedzenia.
- Chodzi mi o to jak patrzysz na Naruto- wypalił.
- Jak patrzę na Naruto?- odparłem głupkowato.
- No, tak- skinął głową.- Jak go obserwujesz i jak się zachowujesz w jego obecności.
- Nie rozumiem.
Niespodziewanie wsunął dłonie w moje włosy. Skrzywiłem się niechętnie i odsunąłem.
- Widzisz?
- Niby, co?- parsknąłem niezadowolony.
- Jak on cię dotyka to nie odsuwasz się.
- Że co?!
- Masz do niego słabość.
- Halo jest tam ktoś?!- popukałem go w czoło.- Nie wiem, co ci odbiło, ale jestem w 100% normalny!
- Ja też!
- Wiesz, o co mi chodzi- parsknąłem.- Faceci mnie w ogóle a to w ogóle nie interesują. Owszem jest ciekawą osobą, ale na tym koniec.
- Jesteś naprawdę głupi- westchnął.
- Chyba ty- skrzywiłem się.- Idę do domu. Jak przestaniesz wyobrażać sobie głupoty to daj znać.
- Sasu, ja mówię tylko to, co zauważyliśmy.
- Zauważyliście? Co to ma znaczyć?
Popatrzył w sufit szukając słów.
- Ja i Shika. Odkąd pojawił się Naruto… Ty nie jesteś sobą.
- Oczywiście, że nie- zakpiłem.- Porwałem Uchihę Sasukę i wszedzłem w jego skórę.
- Sas.. jejj, spokojnie.
- Jak mam być spokojny, kiedy WY wymyślacie takie farmazony!
- Przepraszam- spuścił zakłopotany wzrok.- Ale..
- Żadnego, ale- uciąłem.- Nie wiem, co wy sobie wszyscy ubzduraliście!
- Bez nerwów…
- Zamknij się!- nie panowałem już nad sobą.- O co ci do diabła chodzi?! Co miał znaczyć ten film?! Po co to wszystko?!
- Spokojnie- mówił cicho, ale ja słyszałem wyraźnie każde słowo.- Myliłem się. Po prostu wyciągnąłem pochopne wnioski. A po tym filmie… kiedy zobaczyłem twoją reakcję… Tak mi przykro. Jjjaaa… Ja chciałem tylko pomóc. Wiem jak trudno jest… jak trudno jest takiej osobie, która uświadamia sobie, że jest inna. To jest piekło… chciałem tylko… ci pomóc. Zrozumieć.. że to co czujesz jest normalne. Przepraszam, jeśli się pomyliłem.
Słuchałem tego oniemiały. Kien naprawdę się martwił tym wszystkim.
- Kien- opanowałem emocje.- Jeśli naprawdę coś takiego zacznę czuć będziesz pierwszą osobą, której to powiem.
Uśmiechnął się nie wyraźnie.
- Idę do domu- rzuciłem.- Muszę się uspokoić i pomyśleć.
- Tak mi przykro- szepnął obserwując ja zakładam buty.
- Mi też, Kien. Mi też.
Nie czekając na to, co ma jeszcze do powiedzenia, wyszedłem z mieszkania. Było już późno, zapadł zmierzch a ja byłem rozdarty i skołowany tym wszystkim.
Co za głupota! Co za cholernie durny dzień! Najpierw ta książka… Matko.. Nie wierze…
Przystanąłem szokowany nagłym odkryciem. Teraz wszystko układało się w logiczną całość.
Nie wierze! Itachi.. Jak on mógł?! Kto jeszcze takie wnioski wyciągnął? Czy wszyscy uważają.. Nie to nie możliwe! Uspokój się, Sasukę. To tylko wyobraźnia… Ale ta książka… co mam robić? No, co?!!
Dotarłem na przystanek nadal targany sprzecznymi uczuciami. Starałem się stłumić w sobie te dziwne wątpliwości, które się we mnie rodziły.
Czekanie na autobus również nie pomagało w zachowaniu spokoju, a kiedy w końcu się pojawił, warknąłem poirytowany.
Co ja mam zrobić? Jak to wszystko rozplątać?
Z ulgą powitałem swój przystanek. Pośpiesznie wysiadłem i rzuciłem się biegiem, byle szybciej być w domu. Szarpnięciem otworzyłem drzwi, nie słuchając zaskoczonego wołania mamy wbiegłem po schodach. Chciałem być sam. Ledwo powstrzymałem się od trzaśnięcia drzwiami. Wkurzony rzuciłem plecakiem, który odbił się z głuchym odgłosem od ściany.
Nosiło mnie. Nie wiedziałem, co robić, jak się uspokoić. Zatrzymałem się przy oknie wlepiając oskarżycielskie spojrzenie w ledwo widoczny balkon sąsiada.
- To twoja wina!- warknąłem.- To wszystko twoja wina, Naruto!
Szarpnięciem zasłoniłem okno firanką, po czym mój wzrok padł na futerał, w którym przechowywałem skrzypce. Mało delikatnie obwarzyłem go a mój oddech przyśpieszył.
Powoli pieszczotliwie przejechałem opuszkami palców po gładkiej powierzchni. Mój umysł się przejaśnia. Z nabożną czcią wyjmuję skrzypce nadal wpatrując się w nie z uwielbieniem. One jedyne mnie rozumiały. Tylko one znały moje serce. Chwytam za smyczek, chwila wahania i po chwili w pokoju rozchodzą się niespokojne nuty, wyrażające moje wzburzone uczucia.
Mocniej, ostrzej… by wyrazić złość i wściekłość.
Jak wzburzone morze…
Gram długo. Walczę ze sobą, kiedy się uspokajam to i moja gra się zmienia. Jest teraz smutna, melancholijna, pełna rozpaczy.
Czuję na policzkach łzy i tłumię w sobie narastający szloch. To jednak nie pomaga. Coraz więcej łez.
Opadam na łóżko. Gra się urywa. Łkam przyciskając do siebie skrzypce. Moje serce boli. Nie rozumiem swoich uczuć.
- To wszystko przez ciebie- szlocham.- Gdyby nie ty… Nienawidzę cię.. Naruto..
Zmęczenie jak cios spada na mnie niespodziewanie. Przytulam mocniej skrzypce mój największy skarb…

*** Fragment rozdziału 5 „Sługa Magii” Mercedes Lackey

1 komentarz:

  1. Nie wiem jakim cudem to znalazłam ale żywię ogromną nadzieję, że będziesz kontynuować tą historię. Czytałam ją jeszcze na starym blogu na onecie (który swoją drogą jest okropny do odbioru na firefoxie). Lubię jak w Sasunaru jest zmiana konfiguracji i Naru wreszcie nie jest skończonym idiotą...
    Pozdrawiam eQ:)

    OdpowiedzUsuń